We wrześniu pokazywałam Wam moje rezultaty walki ze słabymi paznokciami przy użyciu odzywki Eveline 8w1 (tutaj). Od tego czasu minęły prawie dwa miesiące więc chciałam pokazać czy dobry stan moich paznokci nadal się utrzymuje. Od tamtego posta przestałam używać odżywki Eveline 8w1. przestraszyłam się trochę tych wszystkich negatywnych opinii. Na szczęście moje obawy nie były słuszne, ponieważ nic złego nie dzieje się z moimi paznokciami od czasu używania tej słynnej odżywki. Obecnie używam dwóch odżywek zamiennie: Sally Hansen Maximum Growth plus oraz ProCare Nail Repair z Manhattanu. Z obu jestem zadowolona, ale dzisiaj będzie post o tej pierwszej, czyli Sally Hansen Maximum Growth plus.
Odżywka ma pojemność 13,3 ml więc to sporo. Jest wydajna więc pewnie będzie towarzyszyła mi przez długi czas. Stosuję ją jako bazę pod kolorowe lakiery i tu sprawdza się bardzo dobrze. Po pierwsze: utwardza paznokcie dzięki czemu nie łamią mi się tak jak kilka miesięcy temu. Po drugie: nie rozdwajają się. Po trzecie: przedłuża żywotność kolorowego lakieru. Po czwarte: po jej użyciu paznokcie rosną znacznie szybciej. Po piąte: nakładając ją pod kolorowe lakiery, te znacznie szybciej się zmywają i nie odbarwiają płytki paznokcia.
Odżywka zawiera witaminy A, C i E oraz proteiny sojowe. Do tego bazą tej odżywki jest podobno białko jedwabnika, które pomaga uszczelnić i wzmocnić płytkę paznokciową. Paznokcie po tej odżywce są odżywione, wzmocnione i nie są przesuszone, ale jakby nawilżone. Konsystencja tej odżywki jest trochę wodnista, ale zapewne za jakiś czas zgęstnieje. Na razie mi to nie przeszkadza, bo dzięki temu łatwo ją się nakłada, ale też nie spływa z paznokcia. Minusem tej odżywki jest jej cieniutki pędzelek, który dla mnie mógłby być odrobinę szerszy. Na szczęście nie rozdwaja się on więc nie sprawia większych problemów.
Jak już wspomniałam odżywka Sally Hansen Maximum Growth plus bardzo dobrze sprawdza się jako baza pod inne lakiery. Niestety jako top coat mam pewne zastrzeżenie, ponieważ przy moim ostatnim mani w kropki, malując nią paznokcie trochę rozpuszczała mi te kropeczki. Malując nią ciemne lakiery odbarwia się pędzelek, który później trzeba wyczyścić. Więc jako top coat nie sprawuje się zbyt dobrze, ale jako baza tak.
A teraz czas na aktualizację moich paznokci. Jak się obecnie prezentują widzicie na powyższych i poniższych zdjęciach. Jestem bardzo zadowolona z tego stanu i mam nadzieję, że nic go nie zmieni. Odżywkę stosuję pod każde malowanie. Robię też sobie kilkudniowe przerwy od kolorowych lakierów. Wtedy tylko maluję samą odżywką. Do tego po każdym zmyciu lakieru stosuję peeling do skórek i paznokci Killy's oraz olejek lawendowy do paznokci z Avonu. Takie połączenie polubiły moje paznokcie i odwdzięczają się zdrowym i ładnym wyglądem :)
Aby paznokcie nie przyzwyczaiły się do jednej odżywki, zamiennie z tą z Sally Hansen, stosuję odżywkę z Manhattana, którą także polubiłam, ale o niej będzie w innym poście. Staram się też jak najczęściej podcinać paznokcie, aby szybciej rosły. Przerzuciłam się też z metalowego pilniczka na szklany, który jest zdecydowanie lepszy, ponieważ nie niszczy paznokci.
Mam nadzieję, że ta odżywka nadal będzie dobrze służyła moim paznokciom i nie spowoduje żadnych niepożądanych skutków ubocznych. Miałyście do czynienia kiedyś z tą odżywką?
Pozdrawiam Kasiaaa :-)
Wygląda na fajną odżywkę! Narazie testuję Eveline, ale zabiorę się chętnie i za tą :)
OdpowiedzUsuńJa tą z Eveline odłożyłam na później, chociaż jestem z niej bardzo zadowolona :)
UsuńZ odżywką do czynienia nie miałam ale z Twojej recenzji wynika że jest warta uwagi ;)
OdpowiedzUsuńCzekam jeszcze na recenzje tej z Manhattana ;)
Recenzja odżywki z Manhattana będzie niebawem ;-)
UsuńŚwietny blog :D
OdpowiedzUsuńKocham takie wpisy :D
Odżywka świetna!
Będę tu częstym gościem :D
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :D
http://wlacz-pozytywne-myslenie.blogspot.com/2013/10/motywacja.html#comments
Dziękuje i pozdrawiam :)
UsuńMasz bardzo ładne paznokcie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńWydaje się ciekawa :))
OdpowiedzUsuń