poniedziałek, 30 grudnia 2013

Grudniowy projekt denko...

Rok 2013 dobiega końca, jutro Sylwester więc pora na pokazanie kosmetycznych zużyć tego miesiąca. Nie wiem jak to zrobiłam, ale w grudniu udało mi się zużyć aż 15 pełnowymiarowych kosmetyków, jedną mini wersję kosmetyku, paczkę wacików kosmetycznych i jedno opakowanie suplementu diety. Poszalałam prawda? Zobaczcie co też udało mi się wydenkować...


Sporo mi się tego uzbierało i już nie miałam miejsca gdzie to upychać więc pozbywam się tych pustaków bez żalu. Standardowo najwięcej kosmetyków jest z pielęgnacji, ale w tym miesiącu znalazło się tez coś z kolorówki. Wszystkie zużycia, tak jak zawsze, podzieliłam na kilka kategorii.


W kategorii twarz znalazły się:
* Podkład Super Cover Long Lasting z Bell - miałam odcień 03 czyli naturalny. Używałam go przez okrągły rok zarówno w zimie, jak i w lato. Wytrzymywał na twarzy kilka godzin bez żadnych poprawek,  dosyć dobrze radził sobie z kryciem drobnych niedoskonałości, fajnie wyrównywał koloryt skóry, trochę tez nawilżał skórę, nie podkreślał suchych skórek, nie zapychał i nie tworzył efektu maski. Był bardzo wydajny. Do tego kosztował bodajże 8zł w Biedronce. Czego chcieć więcej? Polubiłam się z nim więc już zaopatrzyłam się w jego nowe opakowanie.
* Głęboko oczyszczający żel do mycia twarzy Perfecta No Problem - był to żel lekko peelingujący, idealny na co dzień i dla osób nie lubiących mocnych zdzieraków. Bardzo dobrze oczyszczał, wygładzał, nie podrażniał. Miał przyjemny zapach i był dosyć wydajny.
* Maskara Dolls Lash czyli Rzęsy jak ta lala - ten tusz bardzo przypadł mi do gustu ze względu na naturalny efekt, jaki nadawał moim rzęsom. Szczoteczka bardzo dobrze rozczesywała rzęsy nie sklejając ich. Tusz nie osypywał się, nie odbijał na powiece i łatwo się zmywał. Wydłużał i pogrubiał rzęsy, ale bez przesady. Wg mnie ten tusz nada się dla osób zaczynających przygodę z makijażem i lubiących naturalny efekt.
* Wygładzająca maseczka do twarzy Ryż i sake Planet Spa Avon - pisałam kiedyś o niej tutaj. To moja ulubiona maseczka z Avonu. Była bardzo wydajna, ponieważ używałam jej przez prawie cały rok. Bardzo dobrze oczyszczała i przede wszystkim wygładzała skórę. Na szczęście znalazłam chyba taką samą maseczkę z Avonu, tylko że pod inną nazwą i jest już u mnie.


W kategorii dłonie znalazły się:
* Krem do rąk True Blue Spa Bath & Body Works - bardzo dobry krem do rąk. Pisałam o nim osobną recenzję. Bardzo przypadł mi do gustu i używałam go chyba z 2 miesiące, więc jego wydajność była znakomita.
* Zmywacz do paznokci Isana - chyba każda blogerka używała tego zmywacza. Zawsze do niego wracam. Dobrze radzi sobie z każdym lakierem.


W kategorii ciało znalazły się:
* Mydło w płynie Isana Mango i pomarańcza - fajne mydło, do którego z pewnością jeszcze nie raz wrócę. Więcej przeczytacie o nim tutaj.
* Melkfett - pisałam o nim kiedyś w osobnym poście. To mazidło jest bardzo tłuste, ale też bardzo dobrze nawilża. Idealnie nadaje się do nawilżania stóp, łokci, kolan czy innych miejsc wymagających większego nawilżenia. Było mega wydajne, bo używałam go okrągły rok.
* Czekoladowe masło do ciała Perfecta Spa - polubiłam się z nim, chociaż ze względu na swój słodki zapach pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. Jego jedynym i największym minusem jest brudzenie ubrań. Jego pełna recenzja dostępna jest tutaj.
* Żel pod prysznic o zapachu mandarynki i jogurtu Wellness & Beauty - fajny żel za niewielkie pieniądze. Jedynie ta wersja zapachowa przypadła mi do gustu. Osobna recenzja jest tutaj.
* Olejek pod prysznic Isana - pisałam o nim w tym poście. Mi on bardzo przypadł do gustu. Idealnie nadaje się w okresie letnim po kąpieli słonecznej. Używam go także do nawilżenia podrażnionej skóry po goleniu. Niestety jest trochę mało wydajny, ale kosztuje niedużo więc jest ok.


W kategorii pozostałe znalazły się:
* Suplement diety Skrzyp, pokrzywa i witaminy - jego jedno opakowanie wystarcza mi na 2 miesiąca. Niestety chyba jednak nic nie działa więc już raczej po niego nie sięgnę.
* Szampon przeciwłupieżowy DeBa Bio Vital - taki średni z niego szampon. Lekko zmniejszył łupież, ale nie pozbył się go całkowicie. Na szczęście nie spowodował jego zwiększenia. Słabo się pienił i jest mało wydajny. Pełna recenzja jest tutaj.
* Antyperspirant Fres Step Scholl - dobry antyperspirant do stóp. Może nie chronił przez okrągłe 24 godziny, ale dawał radę.
* Dezodorant Pure & Natural - fajny dezodorant o przyjemnym, delikatnym i kobiecym zapachu. Może nie chronił tak jakbym tego potrzebowała, ale w okresie jesienno-zimowym nie potrzebuję zbyt dużej ochrony przed poceniem się.
* Pianka do golenia Loreal Men Expert - była to wersja mini. Wystarczył mi na kilka użyć. Szału na mnie nie zrobiła, ale też nic złego się z nią nie działo.

Uff! Trochę tego było, ale mam nadzieję, że dotrwałyście do końca. W tym miesiącu trochę zaszalałam ze zużyciami, ale to dzięki mojemu postanowieniu: nie gromadzić, a zużywać ;-) Mam nadzieję, że w nim wytrwam i w następnym miesiącu uda mi się zużyć podobną ilość pełnowymiarowych kosmetyków. Muszę się wziąć także za próbki, bo w tym miesiącu jakoś nie miałam weny żeby się za nie zabrać.

A jak tam Wasze projekty denko? 

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 28 grudnia 2013

Kulturalna sobota...

Święta już za nami, teraz czas na sylwestrowe szaleństwo. Jeszcze nie mam żadnych konkretnych planów na tą okazję, ale zawsze coś na ostatnią chwilę się wykombinuje ;-) Dzisiaj mam dla Was małą porcję kulturalnych propozycji, z racji tego, że już dawno niczego Wam nie proponowałam. Zapraszam do lektury...

Na pierwszym miejscu propozycja książkowa, czyli "Wypalanie traw" Wojciecha Jagielskiego. Książka ta bardzo przypadła mi do gustu ze względu na język, jakim cała historia jest opisana. Dzięki tej książce autor przedstawia czytelnikom trochę faktów dotyczących apartheidu i ludzkiej mentalności związanej z tym zjawiskiem. Polecam tą książkę osobom zainteresowanym Afryką, ale nie jej krajobrazami czy zwierzętami, a sytuacją pomiędzy białymi farmerami, a czarnymi robotnikami.


Kolejne polecenie to film "Polowanie", który przedstawia historię mężczyzny pracującego w przedszkolu jako nauczyciel i opiekun dzieci. Jego ustatkowane życie całkowicie się zmienia, kiedy niewinne kłamstwo dziewczynki, rujnuje jego dobrą opinię i kontakty ze znajomymi. Mężczyzna staje się celem lokalnej społeczności, która bez żadnych powodów uznaje go winnym strasznego czynu i chce na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość.


Ostatnie polecenie to nowy utwór Beyonce "XO" z jej najnowszej i niespodziewanej płyty, której wydaniem chciała zrobić niespodziankę swoim fanom.


Udanego weekendu!
Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 27 grudnia 2013

Wibo Wow Sand Effect nr 2, czyli mleczna czekolada na paznokciach...

Witajcie po świętach!
Jak Wam minął ten czas? Ja powiem szczerze, że w tym roku tych świąt zbytnio nie odczułam, a to chyba ze względu na brak śniegu, za którym już tęsknię. Pomimo całej tej świątecznej krzątaniny, pichcenia smakołyków, spotkań rodzinnych, dziwnie się czułam kiedy wychodziłam na dwór, a tam było prawie 10 stopni na plusie. Jednak święta bez śniegu to nie to samo... W okresie świątecznym miałam małą przerwę w pisaniu postów, ale ostatnio już mi tego bardzo brakowało. Zdjęć na kompie mam mnóstwo więc czas się wziąć do roboty. Dzisiaj mam dla Was recenzję lakieru piaskowego Wibo Wow Sand Effect nr 2, który mi kojarzy się z mleczną czekoladą.


Konsystencja lakieru jest dosyć rzadka, ale zupełnie to nie przeszkadza w precyzyjnym pomalowaniu paznokci, bo lakier z nich nie spływa. Do pełnego krycia potrzebne są dwie warstwy lakieru. Lakier, jak na piaskowy, schnie dosyć szybko. Zmywa go się bez żadnych problemów, ponieważ nie zawiera on w sobie żadnych brokatowych drobinek, które podczas zmywania są czasami bardzo uciążliwe.


Efekt, który widzicie na zdjęciach, jest już trochę nieświeży, ponieważ lakier był na moich paznokciach już kilka dni. Jednak dzięki temu możecie zobaczyć jego trwałość. Po kilku dniach noszenia nie ma na nim żadnych odprysków. Jedynie końcówki gdzieniegdzie są lekko starte. Tego piaskowca położyłam na odżywkę z Manhattanu, która najbardziej przedłuża trwałość kolorowych lakierów.


Piaskowiec Wibo Wow Sand Effect nr 2, należy do naturalnych i neutralnych kolorów, które ja osobiście bardzo lubię. Pasują praktycznie do wszystkiego, nie rzucają się zbytnio w oczy, ale nadają paznokciom ładny wygląd. W tym przypadku efekt piasku może nie jest jakiś mega, ale mi taka forma bardzo odpowiada. Wykończenie lakieru jest matowe, bez żadnego połysku i bez żadnych drobinek brokatowych.


Mi lakier bardzo przypadł do gustu i z pewnością będzie często gościł u mnie na paznokciach. Chciałam skusić się też na inne piaskowce z Wibo, ale kiedy była promocja -40% wszystko zostało wybrane i zostały jakieś nieciekawe resztki.


Lubicie lakiery piaskowe? Które są Waszymi ulubieńcami?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!!!

Przygotowania świąteczne pochłonęły mnie w całości, dlatego ostatnio trochę ucichło na blogu. Na komputerze mam mnóstwo zdjęć do recenzji, jednak na napisanie czegoś konkretnego brak czasu. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam życzyć zdrowych, pogodnych i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia ;-) A po świętach ruszam z nowymi recenzjami...


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 17 grudnia 2013

Recenzja zbiorcza próbek od BingoSpa...

Dzisiaj będzie krótka recenzja zbiorcza próbek, które otrzymałam w ramach współpracy z BingoSpa. Ze względu na to, że niektóre blogerki, jak i ja, dostałyśmy kilka próbek (dokładnie 6szt.) nie będzie to typowa recenzja, ponieważ uważam, że nie da się dokładnie ocenić kosmetyków używając ich próbek. Oczywiście możemy dzięki nim zapoznać się z ich zapachem, konsystencją i wyrobić sobie o nich pierwsze wrażenie. Niestety jednak próbka nie wystarcza nam do dłuższego stosowania więc nie przekonamy się w jaki sposób na nas podziałają.


Tak wyglądają próbki otrzymane w ramach współpracy. Są wśród nich:
- Serum kolagenowe na uda, brzuch i pośladki (2szt.),
- Delikatnie złuszczający krem z kwasami AHA (1szt.),
- Krem na cellulit i rozstępy (1szt.),
- Koncentrat cynamonowo kofeinowy z papryką (2szt.).


Delikatnie złuszczający krem z kwasami AHA


Opis producenta:
To wyjątkowy, złuszczający krem, który redukuje zaskórniki i zmniejsza rozszerzone pory. Krem BingoSpa reguluje wydzielanie sebum. Dzięki właściwościom złuszczającym naskórek, ogranicza ilość wyprysków i blizn potrądzikowych. Krem BingoSpa z kwasami AHA jest zalecany do pielęgnacji skóry mieszanej, tłustej, trądzikowej z tendencją do powstawania zaskórników. Krem BingoSpa z kwasami AHA zmniejsza zanieczyszczenia i porowatości nadając skórze gładkość, dzięki czemu skóra staje się zwyczajnie piękna i promienna, delikatnie pachnąca.

Moja opinia:
Krem ma biały kolor. Jego konsystencja jest bardzo lekka, szybko się wchłania i dobrze nawilża skórę. Próbka wystarczała mi na kilka użyć więc krem jest też wydajny.  Stosowałam go zgodnie z zaleceniami na noc, na oczyszczoną skórę twarzy. Krem nie wywołał u mnie podrażnienia, zaczerwienienia czy też pieczenia. Nie spowodował tez żadnych niemiłych niespodzianek. Mam mieszaną cerę więc wybór kremu w tym przypadku był dobry. Krem ładnie wygładzał skórę i trochę ją zmatowił. Myślę, że gdybym używała go z miesiąc, zauważyłabym więcej jego zalet.

Cena: 22zł/100g
Dostępność: sklep BingoSpa


Krem na cellulit i rozstępy


Opis producenta:
Krem na cellulit i rozstępy BingoSpa o delikatnej, lekkiej konsystencji doskonale się rozprowadza i błyskawicznie wchłania. Bogaty kompleks aktywnych składników zawierający L-karnitynę, kofeinę, imbir i rozpuszczalny kolagen usprawnia mikrokrążenie oraz funkcjonowanie tkanki łącznej, zwiększa odporność skóry na rozciąganie, poprawia jej gładkość, jędrność i elastyczność. Regularne i systematyczne stosowanie kremu BingoSpa na cellulit i rozstępy przyspiesza proces usuwania nadmiaru tkanki tłuszczowej oraz zmniejsza widoczność rozstępów.

Moja opinia:
Krem miał lekką i nietłusta konsystencję. Szybko się wchłaniał. Jego zapach jest trochę specyficzny, ale dość przyjemny. Nie wywołał u mnie podrażnienia, pieczenia, uczulenia. Ta próbka wystarczyła mi na dwa użycia więc zbytnio nie wiem, co w tej sytuacji mogę jeszcze o nim powiedzieć. Na pewno nie sprawił, że mój cellulit i moje rozstępy się zmniejszyły, bo sam producent pisze, że tylko regularne i systematyczne stosowanie tego kremu może im przeciwdziałać.

Cena: 24,90zł/500ml
Dostępność: sklep BingoSpa


Serum kolagenowe na uda, brzuch i pośladki


Opis producenta:
Serum kolagenowe BingoSpa zawierające wysokowartościowe, naturalne składniki aktywne skutecznie zmniejszające objawy cellulitu na brzuchu, udach i pośladkach. Wchłonięte składniki kolagenowego serum BingoSpa zmniejszają objawy cellulitu, poprawiają kondycję i koloryt skóry, odżywiają, nawilżają i wygładza skórę.

Moja opinia:
To serum zbytnio nie różniło się od kremu powyżej. Taki sam zapach, podobna konsystencja, szybkie wchłanianie i dobre nawilżenie. Zero podrażnień. Po jego zastosowaniu skórą była wygładzona i lekko napięta.

Cena: 16zł/300ml
Dostępność: sklep BingoSpa


Koncentrat cynamonowo kofeinowy z papryką


Opis producenta:
Zawiera maksymalną ilość aromatu paprykowego, olejków: cynamonowego, goździkowego i pomarańczowego oraz kofeiny, które są najskuteczniejszymi, aktywnymi substancjami redukującymi podskórną tkankę tłuszczową będącą przyczyną powstawania cellulitu. Koncentrat BingoSpa szczególnie polecany jest jako kuracja zmniejszająca widoczność cellulitu lub sytuacjach silnie wpływających na pogorszenie stanu skóry - zmęczenie, stres, niewłaściwa dieta. Polecany również osobom z nadwagą lub po intensywnym odchudzaniu, u których skóra jest mało elastyczna, przesuszona, ze skłonnością do wiotczenia.
 
Moja opinia:
Producent zapomniał dopisać na opakowaniu, że jest to najmocniejszy koncentrat. Jest on dosyć mocnym kosmetykiem i trochę się wystraszyłam podczas pierwszego zastosowania. Oczywiście wcześniej zrobiłam sobie test skórny, zgodnie z zaleceniami producenta. Koncentrat zaaplikowałam sobie na uda, po czym owinęłam je folią spożywczą. Po chwili poczułam lekkie ciepło i mrowienie na skórze. Po 5 minutach wszystko zmyłam. Skóra była trochę zaczerwieniona i wrażliwa, ale źle tez nie było. Podczas drugiej aplikacji koncentrat zostawiłam na udach na 15 minut i w tym przypadku odczuwałam już większy dyskomfort: większe pieczenie i mrowienie. Po zmyciu kosmetyku skóra była znacznie bardziej czerwona i piekła. Po tych dwóch razach zauważyłam, że skóra jest gładsza i delikatniejsza. Co do zmniejszenia cellulitu, to tu tego nie zauważyła, ale dwa razy to według mnie za mało, aby zauważyć zadowalające efekty. Z tego co wiem koncentrat niektórym bardzo pomaga, ale też u wielu osób wywołuje spore podrażnienia i tym samym nie jest dla nich przeznaczony. Jego zapach jest mocny i intensywny i pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Szybko się wchłania. Osobiście nie mam zbyt dużego problemu z cellulitem więc raczej nie skusiłabym się na zakup tego kosmetyku.

Cena: 199zł/1000g lub 1,90zł/10ml (próbka)
Dostępność: sklep BingoSpa
 
Podsumowując całe testowanie, jestem trochę nim rozczarowana, ponieważ chyba żadna blogerka nie jest w stanie wystawić pełnej i rzetelnej opinii o kilku próbkach kosmetyków. Wolałabym już żeby wszystkie próbki były jednym kosmetykiem, a nie każda z innej parafii. Do tego ich wybór kompletnie nie przypadł mi do gustu oprócz delikatnie złuszczającego kremu z kwasami AHA. Nie borykam się z walką z cellulitem więc większość próbek, które otrzymałam nie przydały mi się praktycznie do niczego. Szkoda, że tak to wszystko wyszło. Jednak mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Mimo to dziękuję BingoSpa za możliwość przetestowania ich kosmetyków.




A jak tam Wasze wrażenia z testowania kosmetyków BingoSpa?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Czekoladowe masło do ciała Pefecta SPA...

Kosmetyczne słodkości są u mnie mile widziane i często po nie sięgam. Lubię jak moje kosmetyki pachną słodko, a czasami są wręcz ulepkiem słodyczy. Takie kosmetyki odprężają i relaksują mnie, a do tego miło mi się kojarzą. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o jednym z takich kosmetyków, a mianowicie o Czekoladowym maśle do ciała Perfecta SPA.


Masło zamknięte jest w klasycznym, plastikowym słoiku o pojemności 250ml. Po otwarciu opakowania pierwsze co rzuca się w oczy, to oczywiście jego słodki, czekoladowy zapach. Mi kojarzy się on z budyniem czekoladowym, którego osobiście nie lubię jeść, ale wąchać owszem :) Zapach jest więc dosyć słodki i nie każdemu może przypaść do gustu. Czekoladoholicy powinni być jednak z niego bardzo zadowoleni. Konsystencja kosmetyku w ogóle masła mi nie przypomina, ponieważ znowu na myśl przychodzi mi budyń, ale taki po zastygnięciu. Pomimo trochę dziwnej konsystencji, masło łatwo się rozsmarowuje i szybko wchłania, otulając skórę przyjemnym czekoladowym zapachem.


Masło dobrze nawilża skórę, jednak nie wiem czy ma właściwości ujędrniające, o których zapewnia producent. Według mnie jest dobrym nawilżaczem i ładnie wygładza skórę, ale co do ujędrniania to nie wypowiem się, ponieważ tego raczej nie zauważyłam. Masło zawiera w swoim składzie olejek kokosowy, masło kakaowe i ekstrakt z kwiatów gardenii.


Jedynym minusem tego masła, jednak dość niefajnym, jest to, że brudzi ono ubrania podobnie jak samoopalacz. Dziwne prawda? Nie wiem jakich składników jest to zasługa, ale kiedy wieczorem wysmaruję się tym masłem, moja piżama od spodu wygląda bardzo nieapetycznie. Z tego powodu raczej nie skuszę się na używanie tego masła na co dzień, ponieważ wszystkie ubrania miałabym ubrudzone.


Podsumowując masło przypadło mi do gustu i mam jeszcze jego jedno opakowanie w zapasie. Jego zapach jest słodki, a ja takie zapachy lubię, chociaż po tym pierwszym opakowaniu przerzucę się na coś mniej słodkiego, żeby całkiem się nie zasłodzić. Osoby lubiące takie słodkie zapachy na pewno będą z niego zadowolone. Co do działania, to jestem zadowolona z nawilżenia, jakie uzyskuję dzięki temu kosmetykowi. Jednak to, że brudzi ubrania jest jego dużą wadą, z którą producent powinien coś zrobić. Masło jest łatwo dostępne i znajdziemy je w każdej drogerii. Ja swoje kupiłam akurat w Lidlu za 5,99zł więc cena była bardzo zachęcająca, ponieważ normalnie masło kosztuje ponad 10zł. Po tych dwóch opakowaniach nie wiem jednak czy ponownie do niego wrócę, ze względu na jego brudzenie. Gdyby nie ten istotny minus z pewnością częściej bym po nie sięgała.

Używałyście tego masła? Jakie są Wasze opinie o nim?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 14 grudnia 2013

Kulturalna sobota...

Witajcie!
Jak Wam mija weekend? Ja spędzam go na zakupach i świątecznych porządkach. Trudno mi uwierzyć, ale już za niecałe dwa tygodnie będą święta. Ależ ten czas szybko leci! Żeby niektórym z Was się nie nudziło, mam dla kilka kulturalnych propozycji, tak dla świątecznego relaksu ;-)

Na początek dość trudny, ale bardzo realistyczny polski film Sławomira Fabickiego "Miłość". Opowiada on historię małżeństwa stającego przed bardzo traumatycznym przeżyciem, które niszczy ich związek. Na pozór przedłużające się momenty pokazane w filmie, ukazują chwile zwątpienia, niepewności i zagubienia bohaterów filmu. Dzięki temu zabiegowi film wg mnie daje do myślenia. W filmie gra jeden z moich ulubionych aktorów Marcin Dorociński, który jak zawsze mnie nie zawiódł.


Książkę, którą mogę polecić jest "Dziki świat" Ali Kuchcińskiej - Sussens. Autorka opisuje w niej własne losy, na które złożyło się wysiedlenie do Kazachstanu, a potem emigracja do Afryki. Tam autorka na stałe wiąże się z ochroną dzikich zwierząt. 


I na koniec najlepsze czyli akustyczna wersja utworu Jamesa Arthura "Get down". Uwielbiam tego wykonawcę, jego głos i jego twórczość. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię wersje akustyczne utworów, a ten numer w tym wykonaniu jest piękny.


Udanego weekendu!

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 13 grudnia 2013

Ziaja bloker, czyli jak nie dać plamy...

Witajcie!
Dzisiaj mam wolne więc postanowiłam trochę połazić po sklepach, jednak szał świątecznych zakupów i niekończące się kolejki skutecznie nie umilają tego, podobno, miłego relaksu. Staram się nie popadać w ten szał i daruję sobie uleganie świątecznym zachciankom, które do niczego dobrego nie prowadzą. Zakupy kosmetyczne ograniczam do minimum więc systematycznie zużywam zapasy kosmetyków, które zalegają w szafce. Są jednak kosmetyki, które mają bardzo dobrą wydajność i z pewnością należą do kosmetyków zalegających łazienkowe półki. W dzisiejszym poście jednak to zaleganie na półce jest zdecydowanym plusem. Jakiś czas temu kupiłam Bloker z Ziaji, czyli antyperspirant w kulce. A czemu on zalega na mojej półce? Ponieważ jest mega wydajny, a do tego naprawdę skuteczny.


Antyperspirant zamknięty jest w klasycznym dla tego typu kosmetyków opakowaniu. Plusem opakowania jest to, że bez problemu się je odkręca, nie przecieka, a kulka nie zacina się. Zapach antyperspirantu jest bardzo delikatny i przyjemny, ale po aplikacji prawie go nie czuć. Producent zaleca, aby na początku stosowania używać go przez 2-3 dni na noc, na czysta i suchą skórę. Następnie należy stosować go 1-2 razy w tygodniu. Do tego nie wolno go aplikować powtórnie rano i nie powinno stosować się go na podrażnioną skórę i po depilacji (to akurat jest bardzo oczywiste).


Ja w pełni zastosowałam się do zaleceń producenta i po ponad dwóch miesiącach używania tego kosmetyku, mogę powiedzieć, że spełnia on swoją rolę - regulację pocenia - w 100%. Bardzo dobrze zapobiega nadmiernemu poceniu się i tym samym zapobiega nieprzyjemnemu zapachowi. Nawet w stresujących sytuacjach czy podczas wzmożonego wysiłku nie czuć nieprzyjemnego zapachu, a pocenie jest minimalne. Nie wywołał on u mnie żadnych podrażnień, pieczenia, swędzenia czy przesuszenia. Nie zostawia też białych śladów na ubraniach.


Bloker nie zawiera parabenów, barwników i alkoholu. Blokowanie potu to zasługa aluminium chloride, czyli chlorku glinu, którego zadaniem jest zatykanie gruczołów potowych. Ta substancja występuje praktycznie we wszystkich antyperspirantach. Możemy znaleźć ja także w szminkach, a nawet produktach spożywczych. Uważa się ja za substancję rakotwórczą, jednak nie można popadać w skrajność. Na logikę każda substancja może mieć na nas zły wpływ, w mniejszym lub większym stopniu. Ważne jest zachowanie umiaru w stosowaniu, dlatego też w tym przypadku producent zaleca nam stosowanie tego kosmetyku 1-2 razy w ciągu tygodnia, aby nie nabawić się podrażnienia. Ja do tego się stosuję i jestem bardzo zadowolona z jego działania. Mogę Wam jeszcze powiedzieć, że Bloker został przebadany dermatologicznie w Klinice Dermatologicznej w Bialymstoku pod kątem ewentualnego działania toksyczno - drażniącego, więc jeśli byłoby z nim coś nie tak, producent nie dopuściłby go do sprzedaży. 


Z działania Blokera jestem bardzo zadowolona. Do tego produkt jest mega wydajny, dlatego na pewno będzie mi długo zalegał w łazience, co w tym przypadku będzie jego zaletą. Jeśli ktoś ma problemy z nadmierną potliwością lub po prostu inne antyperspiranty na niego nie działają, zachęcam do przetestowania tego oto gagatka, aby na własnej skórze przekonać się o jego skuteczności. Kosztuje on ok. 5-7zł i znajdziecie go praktycznie w każdej drogerii.

Używałyście Blokera z Ziaji? Jakie zrobił na Was wrażenie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 12 grudnia 2013

Spełnij z Angel marzenia na święta!

Święta zbliżają się wielkimi krokami, dlatego już teraz warto sprawić sobie lub najbliższym wymarzone prezenty świąteczne. W związku z tym zapraszam Was na spełnienie swojego kosmetycznego marzenia razem z Angel, właścicielką bloga Kosmetyki Bez Tajemnic


Do wygrania są cztery zestawy super kosmetyków pielęgnacyjnych, jak i tych kolorowych. Zasady rozdania są bardzo proste więc jest o co powalczyć, bo nagrody są świetne i pewnie nie jednej z Was przypadną do gustu. Jeśli więc macie ochotę wygrać porządne kosmetyki, serdecznie zapraszam na to rozdanie. Rozdanie kończy się już w tą niedzielę więc tym bardziej zachęcam do wzięcia w nim udziału.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 11 grudnia 2013

Co kupiłam w Dniu Darmowej Dostawy?

Przyszedł czas na podsumowanie Dnia Darmowej Dostawy, który odbył się na początku tego miesiąca czyli 2 grudnia. W akcji wzięło udział w sumie 2450 sklepów! To bardzo dużo, ponieważ w zeszłym roku sklepów było 1828 więc różnicę widać gołym okiem. Moje plany zakupowe dotyczące tego dnia były dość duże, jednak powstrzymałam się i zakupy zrobiłam w jedynie dwóch sklepach online. Sama się sobie dziwię, ale pomyślałam, że jeśli kupię kolejne kosmetyki, moje zapasy tego nie wytrzymają i nigdy ich nie zużyję. Dlatego ograniczyłam się do zakupów zapachowych i aromatycznych, jeśli tak to można nazwać. Z resztą same zobaczcie ;-)


W końcu skusiłam się na woski zapachowe Yankee Candle ze sklepu goodies.pl. Przyznam się, że wybór zapachów był ciężki, ale na szczęście (nie szczęście) kilku wersji nie było, tych które chciałam przetestować więc trochę mi to ułatwiło wybór. Zdecydowałam się na osiem zapachów:
* Christmas Eve,
* Pink Sands,
* Fluffy Towels,
* Mandarin Cranberry,
* Christmas Cookie,
* Pink Dragon Fruit,
* Cranberry Ice,
* Fireside Treats.

W wyborze tych zapachów sugerowałam się moim zamiłowaniem do słodkich, owocowych zapachów, ale też opiniami innych blogerek. Na dzień obecny przetestowałam jedynie zapach Christmas Eve i mogę powiedzieć o nim tylko tyle, że jest śliczny i przypadł mi do gustu.


Drugim i ostatnim zamówieniem były granulki zapachowe Regent House z aromatella.pl. Wcześniej miałam okazję przetestować jeden z ich zapachów, a mianowicie Candle Light i postanowiłam zaopatrzyć się w inne zapachy, ze względu na ich dużą wydajność i intensywne zapachy. Tym razem zdecydowałam się na cztery wersje zapachowe:
* Angel Wings,
* Wish Upon A Star,
* Guardian Angel,
* Cocomango & Papaya.

Do tej pory przetestowałam tylko zapach Wish Upon A Star i jestem nim oczarowana. Muszę też pochwalić tu sklep za błyskawiczną wysyłkę. Te granulki z pewnością wystarczą mi na długi czas, bo są bardzo wydajne, a ich zapachy są intensywne.

W najbliższym czasie spodziewajcie się recenzji poszczególnych zapachów wosków YC oraz granulek zapachowych Regent House. Zapowiada się bardzo aromatyczne testowanie :)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Borówkowy peeling do ciała Be Beauty...

Peelingi do ciała stosuję regularnie i zawsze mam jakiś w zapasie. Od jakiegoś czasu używam Borówkowego peelingu do ciała Be Beaty, zakupionego w Biedronce. Oprócz wersji borówkowej jest jeszcze wersja winogronowa i mango. Skusiłam się na borówkę, ponieważ bardzo ją lubię, chociaż mango też uwielbiam, no ale nie można mieć wszystkiego naraz ;-)


Peeling zamknięty jest w płaskim, odkręcanym opakowaniu. Konsystencję ma nie za rzadką i nie za gęsta, taką w sam raz. A jak pachnie? Na początku miałam mieszane uczucia, co do jego zapachu. Po otwarciu opakowania i jego powąchaniu, poczułam słodki, borówkowy zapach, który zaraz przemienił się w chemiczny, bardzo słodki i intensywny zapach. Nie spodobało mi się to, ale pomyślałam, że dam mu szansę i sprawdzę jak sprawdzi się w użyciu.


Na moje szczęście peeling podczas używania nie pachnie tak chemicznie, jak podczas jego wąchania w opakowaniu. Podczas aplikacji jego intensywny zapach ulatnia się, pozostawiając przyjemny, słodki, owocowy zapach, trochę przypominający konfitury. Co do działania, to jestem z niego bardzo zadowolona. Peeling posiada w sobie wiele drobinek: łupinki orzecha włoskiego, pestki moreli, czarną porzeczkę, które bardzo dobrze radzą sobie z usuwaniem martwego naskórka i wygładzeniem naszej skóry. Wszystkie drobinki nie są ostre, dzięki czemu nie musimy obawiać się podrażnień i zadrapań.


W składzie peelingu znajdziemy także glicerynę, która działa zmiękczająco i nawilżająco oraz ekstrakt z borówki. Peelingiem tym możemy wykonywać masaż bez obaw o jakiekolwiek podrażnienia, co mi bardzo odpowiada, ponieważ nie lubię zbyt mocnych zdzieraków. Do tego idealnie nadaje się do codziennego użytku.


Podsumowują peeling przypadł mi do gustu, chociaż nie od pierwszego powąchania. Zapach jest słodki i na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu, chociaż szybko się ulatnia i nie czuć go zbytnio na skórze. Peeling nie podrażnił i nie wysuszył mojej skóry. Można go używać na co dzień więc tym bardziej go polubiłam. Za 200ml zapłacimy 7,99zł więc cena tez jest ok. Gorzej z jego dostępnością, ponieważ w Biedronce rzadko go widuję.

Lubicie 'Biedronkowe' peelingi?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 8 grudnia 2013

Mobile mix...

Nie wiem czemu, ale jakoś ostatnio nie mam weny do robienia zdjęć w ciągu dnia. Zawsze o tym zapominam dlatego dzisiaj mam dla Was tylko kilka fotek. Bardzo lubię oglądać u innych tego typu posty i mam nadzieję, że Wy także je lubicie. No i obiecuję poprawę ;-)


1. Moje pierwsze woski YC :)
2. Powrót do ćwiczeń. 
3. Ulubiona zabawa: pompowanie renifera ;-)
4. Kocia łapka.

Niestety tylko tyle udało mi się uzbierać fotek. Wiem, że to bardzo mało, ale jakoś nie mam nawyku cykania fotek wszystkiemu i wszystkim ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 7 grudnia 2013

Kulturalna sobota...

Witajcie!
Niestety dopadło mnie choróbsko i prawie ciągle leżę w łóżku. Do tego zrobił mi się jęczmień na oku :-/ W takich wypadkach najlepszym sposobem jest poprawienie sobie humoru wizytą u kosmetyczki :) Dzisiaj rano zwlokłam się jakoś z łóżka i pojechałam na mikrodermabrazje diamentową, którą regularnie wykonuję od ponad roku. Efekty są i od pierwszego razu stan mojej cery znacznie się poprawił. Dodam tylko, że mam cerę mieszaną ze skłonnością do powstawania trądziku. Ta mikrodermabrazja to super sprawa i muszę niedługo napisać o niej osobny post, bo można o niej pisać i pisać. Ale do rzeczy... Jak co tydzień przygotowałam dla Was kilka poleceń kulturalnych. Oto one:

Na pierwszym miejscu piękny utwór Jamala "Marcepany". Mogłabym go słuchać na okrągło.


Kolejne polecenie to książka "Myszy i ludzie" Johna Steinbecka. To opowieść o przyjaźni, ludzkich tęsknotach i marzeniach. To krótka historia o szukaniu swojego miejsca na ziemi, która pozostawia w czytelniku wiele uczuć. Niby jest banalna, ale coś w niej jest.


Ostatnie polecenie to polski film Jacka Borcucha "Nieulotne" ze znakomitym aktorem młodego pokolenia, czyli Jakubem Gierszałem. Film opowiada o parze polskich studentów, którzy poznają się na wakacjach w Hiszpanii. Zakochują się w sobie, niestety w ich beztroski czas wkrada się niechciany wypadek i szara rzeczywistość. Kto lubi polskie filmy tak jak ja, nie może przegapić tego filmu.


Udanego weekendu!

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 5 grudnia 2013

Szampon przeciwłupieżowy DeBa Bio Vital...

Dzisiaj na tapetę idzie szampon, którego obecnie używam, a mianowicie Szampon przeciwłupieżowy DeBa Bio Vital. Jest on produktem bułgarskiej marki kosmetycznej. Ich szampony były jakiś czas temu dostępne w Biedronce za 5,99zł/400ml. Skusiłam się na wersję przeciwłupieżową i dodającą objętości, ale dzisiaj napiszę o pierwszej z nich.


Szampon zamknięty jest plastikowej butelce o pojemności 400ml. Butelka posiada wygodne i solidne zamknięcie, dzięki któremu po wywróceniu butelki, nic nam z niej nie wycieknie. Zapach szamponu jest przyjemny, świeży, lekko ziołowy, ale zupełnie nie drażniący. Na włosach prawie w ogóle go nie czuć. Konsystencja szamponu jest dosyć rzadka, a szampon bardzo słabo się pieni. Przez to szampon jest mało wydajny i trzeba go sporo nalać na dłoń, aby umyć nim całe włosy.


W składzie już na drugim miejscu zauważymy SLS. Pod koniec składu możemy znaleźć w nim ekstrakt z figi i mięty pieprzowej, które podobno są certyfikowanymi bio składnikami. Szampon nadaje się do wszystkich typów włosów. A jak jest z jego działaniem? Łupieżu dostałam po nieszczęsnym szamponie z Garniera, po którego już nigdy więcej nie sięgnę. Z szamponem z DeBa nie wiązałam wielkich nadziei, bo wolę się miło zaskoczyć niż niemiło rozczarować. Na szczęście ten szampon nie zrobił moim włosom większej szkody niż jego poprzednik. Czy poradził sobie z łupieżem? Tak średnio. Na pewno trochę go zmniejszył, ale nie zlikwidował całkowicie. Bardzo dobrze oczyszcza włosy, nie przetłuszcza ich, nie wysusza i nie plącze, co dla mnie jest bardzo ważne, bo mam dłuższe włosy. Po umyciu nim włosów, są one miękkie i delikatne i nie wymagają nałożenia odżywki.


Ogólnie szampon ma u mnie plusa za lekkie przeciwdziałanie łupieżowi. Może nie wywołał u mnie jakiegoś wielkiego zainteresowania, ale też nie zawiodłam się na nim. jego największym minusem jest jednak jego słaba wydajność i słabe pienienie się, co w przypadku szamponów jest dla mnie dosyć istotne. Zobaczymy jeszcze jak sprawdzi się jego kolega dodający włosom objętości. Szampon zbliża się ku końcowi więc pewnie zobaczycie go w grudniowym projekcie denko.

Używałyście któregokolwiek z szamponów z DeBa Bio Vital?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 4 grudnia 2013

Kusząca gruszka od Lirene...

Nie wiem jak Wy, ale ja żele pod prysznic zużywam najszybciej ze wszystkich kosmetyków pielęgnacyjnych. Dlatego dosyć często pojawiają się u mnie ich recenzje. Dzisiaj przygotowałam dla Was opis żelu pod prysznic o zapachu kuszącej gruszki od Lirene. Wcześniej miałam wersję o rajskim granacie, który nie zrobił na mnie dużego wrażenia, chociaż też nie rozczarował. A jak jest tym razem?


Żel zamknięty jest w klasycznym dla tej marki plastikowym opakowaniu. Dzięki niemu na bieżąco możemy kontrolować ilość kosmetyku. A zapach? Zapach jest naprawdę kuszący i przypomina świeżutkie gruszki zerwane prosto z drzewa :-) Nie jest on sztuczny i chemiczny. Gdyby taki był to na pewno nie kupiłabym tego żelu, bo nie używam kosmetyków, których zapach mi nie odpowiada. Jego konsystencja jest dosyć gęsta, dobrze się pieni i jest średnio wydajny.


W swoim składzie już na drugim miejscu zawiera SLS, jednak to akurat w nim mi nie przeszkadza. W sumie to na dobrą sprawę nic mi w nim nie przeszkadza :) Pięknie pachnie, dobrze się pieni i co najważniejsze nie przesusza skóry. Kupiłam go w Rossmannie w promocji za 3,09zł. Jest jeszcze jedna wersja, której nie testowałam, winogronowa, ale ten zapach jakoś w ogóle mi nie podpasował więc raczej po niego nie sięgnę.


Podsumowując ten żel bardzo przypadł mi do gustu. Jeśli jeszcze raz na niego trafię na promocji to z pewnością go kupię. Jedyną rzeczą do której mogę się w nim przyczepić jest to, że po kąpieli jego zapach nie utrzymuje się na skórze. A szkoda, bo zapach jest bardzo apetyczny...

Lubicie żele Lirene? Co o nich sądzicie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)