poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wakacyjne piaski na paznokciach...

Lakiery piaskowe skradły moje serce od pierwszego użycia i w miarę moich możliwości często goszczą u mnie na paznokciach. To lakiery, które dzięki swojej chropowatej fakturze przyciągają uwagę. Fajnie wyglądają zarówno na wszystkich paznokciach, ale też potrafią ciekawie urozmaicić zwykłe mani. Na ich korzyść przemawia także z pewnością ich trwałość. Na odżywce z Manhattanu wytrzymują u mnie 5 dni bez żadnych ubytków więc jest super. Tym razem postawiłam na 3 różne piaskowe lakiery, które fajnie się uzupełniły, tworząc wakacyjny piaskowy mani.


Lakiery, których użyłam to:
* złoty Lovely Snow Dust nr 1,
* jasny fioletowy Wibo Candy Shop nr 4,
* szary Ados Texture Effect nr 02.


Jak już wyżej wspomniałam, wszystkie użyte przeze mnie piaskowce mają bardzo dobrą trwałość. Idealnie kryją przy dwóch warstwach. Jak na takie wykończenie lakierów, to wysychają w zadowalającym tempie. Z ich zmyciem nie ma jakichś dużych problemów. Owszem zmywają się trochę ciężej niż zwykłe lakiery, ale dramatu nie ma. Jedynie złoty piasek z Lovely może sprawiać odrobinę trudności przy zmywaniu ze względu na brokatowe drobinki, ale nie jest nie do zdarcia.


Fioletowy i szary piasek są pozbawione drobinek i mają wykończenie typowo matowe, bez żadnego połysku. Z kolei piękne złotko ma w sobie brokatowe drobinki, które fajnie mienią się w słońcu. Za każdym razem kiedy pomaluję nim chociażby jeden paznokieć zachwycam się nim ;-)

Podoba Wam się taki piaskowy mani?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 26 czerwca 2014

Szarlotkowe masło do ciała Sweet Secret Farmona...

Jakiś czas temu wpadło w moje ręce masełko o kuszącej nazwie Szarlotkowe masło do ciała Sweet Secret Farmona. Jego zapach kusi tak samo jak i nazwa. A jak jest z jego działaniem?


Masło zamknięte jest w klasycznym plastikowym słoiczku o pojemności 225 ml. Konsystencją jak najbardziej przypomina masełko: jest zbite, ale też jest trochę puszyste. Jego zapach to typowa szarlotka z cynamonem. Pachnie słodko i cynamonowo. Zapach może nie jest idealny na taką porę roku, ale mi i tak się podoba, bo lubię takie słodkie zapachy w kosmetykach.


Masło wchłania się bardzo dobrze. Nie pozostawia na skórze tłustego i lepkiego filmu, a delikatny filtr ochronny. Kosmetyk jest wydajny, ponieważ wystarczy niewielka jego ilość, aby w odpowiednim stopniu nawilżyć skórę. A jak jest z tym nawilżeniem? Osoby, które nie mają problemów z bardzo suchą skórą na pewno będą z niego zadowolone. Kiedy posmaruję się nim wieczorem, rano nie mam uczucia suchej skóry więc jest dobrze.


Lubicie takie słodkie mazidła do ciała?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 24 czerwca 2014

Wtorkowe mani...

Witajcie!

Blogger kolejny raz wywołuje u mnie nerwicę... Jakiś czas temu był problem z dodawaniem blogów do obserwowanych, a teraz przyszła kolej na brak wyświetlania aktualnych postów. Normalnie jak nie kupa to sraczka. Wkurza mnie to ;-/ Mam jednak nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy. Dzisiaj więc na poprawę humoru mam dla Was mani, które ostatnio gości u mnie na paznokciach. Ostatnio coś lubuję się w różowych barwach na paznokciach i tak jest też i dzisiaj.


Lakiery, których użyłam to:
* Manhattan Lotus Effect nr 55 K (blady róż),
* Bell Fashion Color nr 808 (róż, który na zdjęciach trochę wpada w czerwony),
* Lovely Rio nr 1 (brokatowy piasek).


Standardowo przepraszam za pomalowane skórki, ale zdjęcia pomalowanych paznokci robię zawsze na świeżo ;-)


Coś ostatnio ogarnęła mnie mania różowych lakierów. Chyba się starzeję ;-)


Podoba Wam się takie połączenie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 22 czerwca 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Przepraszam za nieobecność na blogu, ale jakoś tak uzbierało mi się sporo pilnych spraw do załatwienia i chcąc, nie chcąc musiałam wszystko pozałatwiać. W tym tygodniu też mam trochę rzeczy do załatwienia, ale mam nadzieję, że szybko się z nimi uporam. Dzisiaj przygotowałam dla Was kilka propozycji kulturalnych. Oto i one...

Książkę, która obecnie czytam to "To ja, Malala". To historia pakistańskiej dziewczynki walczącej o prawa kobiet i ich dostęp do edukacji. Mimo młodego wieku, dziewczynka nie boi się sprzeciwiać dominującym Talibom i tym samym ściąga na siebie ich chęć zemsty.


Teraz coś dla miłośniczek sensualnych męskich utworów, czyli Chet Faker "I'm into you".


Film, który polecam osobom lubiącym trudne tematy (standard u mnie ;) to "Z krwi i kości". Mimo mojej niechęci do francuskich i belgijskich filmów, ten nawet przypadł mi do gustu. Opowiada on o mężczyźnie wychowującego samotnie i nieporadnie kilkuletniego syna oraz o kobiecie zajmującej się tresurą orek. Ich spotkanie i tragedia dotykająca kobietę, połączą ich. Na pewno nie jest to ckliwe romansidło i nie ma tu żadnych sentymentów. Warto też zwrócić uwagę na dosyć nietypową ścieżkę dźwiękową: film jest utrzymany w spokojnej tonacji, za to muzyka nadaje mu żywszego tempa.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 15 czerwca 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Jak co tydzień mam dla Was małą porcję propozycji kulturalnych. Mam nadzieję, że coś przypadnie Wam do gustu ;-)

Ostatnio w tv emitowany był film "Czarny łabędź" z Natalie Portman w głównej roli. Film oglądałam już jakiś czas temu, ale na pewno jest on wart polecenia. Opowiada on historię baleriny, która marzy o zagraniu głównej roli w "Jeziorze łabędzim". Chęć sprostania wymaganiom wielkiej roli odkrywa w dziewczynie nieznane dotąd, ciemniejsze oblicze, które prowadzi ją do autodestrukcji. Jeśli jeszcze nie oglądałyście tego filmu to polecam.


Utwór, który ostatnio najczęściej gości w moich samochodowych głośnikach to Matisyahu feat. Collie Buddz "Confidence". 


Książka, którą polecam na leniwe popołudnie to "Mężczyzna, który zapomniał o swojej żonie" Johna O'Farrella. To opowieść o facecie, który w jednym momencie zapomina kim jest, czym się zajmuje, a tym bardziej zapomina o swojej żonie. Kiedy zaczyna dochodzić do siebie, dowiaduje się, że jego małżeństwo zbliża się ku końcowi, a żona nie chce go znać. Czy uda mu się przypomnieć wszystkie fakty z przeszłości i odbudować to, co zostało już zniszczone?



No i kilka fotek z mijającego tygodnia. Przepraszam za ostatnie zdjęcie, ale musiałam Wam pokazać, jakie prezenty zostawia nam nasza kocica prawie codziennie rano na wycieraczce ;-)


1. Malowanko.
2. Miło się zrobiło :)
3. Sezon truskawkowy trwa!
4. Drobny prezent od mojej kochanej kocicy ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 13 czerwca 2014

Piątki pachnące Yankee Candle: Garden Sweet Pea...

Dzisiaj mam dla Was recenzję ślicznego zapachu wosku Yankee Candle, a mianowicie Garden Sweet Pea. Zapach ten bardzo przypadł mi do gustu, bo lubię takie słodkie, kwiatowe i nie męczące zapachy, a ten wosk z pewnością do takich należy.


Oto co pisze o nim producent:
"Pachnący groszek romantycznie pnący się po drewnianych, sielskich sztachetach ugiętego pod ciężarem mchu płotka to cudownie ciepły obrazek kojarzący się ze spokojnym życiem na cichej prowincji. A kiedy do tego rysunku dorzucimy dostojną frezję, dojrzałą, kusząca słodkim nektarem brzoskwinię, zapach gruszkowego miąższu i esencję wyciekającą wprost z kwiatów różanego drzewka – wtedy otrzymamy portret aromatu idealnego: przytulnego, kwiatowego, ogrodowego! Tak właśnie rysuje się kompozycja Garden Sweet Pea – kusząca mnogością składników cudem zamkniętych w małej, woskowej tarteletce."


Opis, jak zawsze z resztą, idealnie odzwierciedla kwintesencję tego zapachu. Jest to zapach delikatny, kwiatowy, słodki. Czuć w nim nuty owocowe, ale nie dominują one nad pachnącym groszkiem. W tamtym roku rósł w moim ogródku właśnie pachnący groszek i pachniał on bardzo podobnie, jednak nie był tak intensywny, jak ten wosk. Oczywiście jego intensywność nie jest męcząca i przytłaczająca, nie powoduje więc bólu głowy. Wręcz przeciwnie! Chce się go więcej i więcej :-) Kiedy rozpaliłam ten wosk, po chwili czuć było w powietrzu bardzo przyjemny zapach ogrodowych i polnych kwiatów. I nie jest to zapach tandetnych kwiatów. Aromat ten jest subtelny i kobiecy więc idealnie nada się do sypialni, ale i do pokoju dziennego. Aby cieszyć się tym pięknym zapachem wystarczy niewielka ilość tarty i niedługi czas jej palenia. Po zgaszeniu zapach ten utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas w powietrzu, co bardzo mi odpowiada.

 
Ten, jak i pozostałe woski recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.


Lubicie takie kwiatowe zapachy?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 12 czerwca 2014

Migdałowy krem do rąk Sweet Secret Farmona...

Kremy do rąk stanowią nieodłączny element pielęgnacyjny każdej z nas. To jedne z tych kosmetyków, które zużywam najszybciej i zawsze mam ich mały zapas. Pomimo tego, że nie mam zbyt dużych problemów z suchymi dłońmi, nawet w okresie letnim często sięgam po kremy do rąk. Najbardziej cenię sobie takie, które bardzo dobrze nawilżają skórę. Fajnie by było jakby jeszcze miały przyjemny zapach, ale nie jest to obowiązek. Do kremów o ładnym zapachu z pewnością należy Migdałowy krem do rąk Sweet Secret z Farmony.


Krem zamknięty jest w klasycznej, plastikowej tubce o pojemności 100 ml. Opakowanie i zamknięcie są solidne więc nie ma obawy, że krem samoistnie z niego nam ucieknie. Konsystencja kremu jest lekka i nie tłusta i nie pozostawia nieprzyjemnego klejącego uczucia na dłoniach. Zapach kremu jest przyjemny: słodki, ale nie przesłodzony. Wyczuwalna jest w nim nuta migdałów i czegoś słodkiego, możliwe, że to te słodkie trufle. Zapach nie jest męczący i na skórze nie utrzymuje się zbyt długo.


Jeśli chodzi o działanie to ten krem niestety do super nawilżaczy nie należy. Owszem, nawilża skórę, ale efekt ten nie utrzymuje się długo. Czasami muszę pokremować dłonie raz za razem, aby były odpowiednio nawilżone. Szkoda, bo krem mógłby stać się jednym z moich ulubionych, z powodu jego fajnego zapachu. Jednak na ten moment jego siła nawilżenia zadowala mnie, bo w okresie letnim wolę lżejsze kremy do rąk, więc jest ok :-)


Z tej serii mam jeszcze krem bananowy. Oba kupiłam w promocji za 2,99zł w Dayli więc nie żałuję tych kilku złotych wydanych na te kremy. Krem na pewno przypadnie osobom lubiącym słodkie zapachy kosmetyków i tym, którzy od kremów do rąk nie wymagają bardzo dużego nawilżenia. Myślę, że takie lekkie kremy do rąk są idealne na lato, dlatego zostawiłam je sobie specjalnie na upalne dni. W zimową porę wolę sięgać po lepsze nawilżacze.

Miałyście któryś z kremów z serii Sweet Secret Farmony?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rumiankowy żel do mycia twarzy Sylveco...

Witajcie!
Pamiętacie jak jakiś czas temu pokazywałam Wam recenzje Brzozowej pomadki ochronnej Sylveco (tutaj) oraz Balsamu brzozowego również Sylveco (tutaj)? Dzisiaj przyszła więc pora na ostatni kosmetyk Sylveco, który miałam okazję używać. Jest to Rumiankowy żel do mycia twarzy Sylveco. Czy przypadł mi do gustu, tak jak poprzednie kosmetyki tej marki?


Żel zamknięty jest w plastikowej butelce o pojemności 150 ml. Butelka zaopatrzona jest w wygodną i higieniczną pompkę, dzięki której możemy dozować odpowiednią ilość produktu. Ta pompka jest tu niezbędna, ponieważ żel ma dosyć rzadką konsystencję i gdyby tej pompki nie było, to na pewno o wiele szybciej pożegnałabym się z tym żelem. Jego zapach jest dość  specyficzny i trudny do określenia. Na pewno nie jest on chemiczny, a ziołowy. Nie wszystkim może przypaść do gustu, jednak jest on delikatny i szybko się ulatnia.


Żelu używam od ponad miesiąca dwa razy dziennie i zostało mi ok. pół butelki więc z wydajnością jest bardzo dobrze, pomimo rzadkiej konsystencji. Żel bardzo dobrze oczyszcza skórę i usuwa nadmiar sebum, nie wysusza i nie podrażnia jej. Co do zapewnień producenta o odblokowywaniu porów i regulacji wydzielania sebum, to w tych kwestiach zbyt dużej różnicy nie zauważyłam, ale też cudów nie oczekiwałam, bo rzadko który żel radzi sobie z tym u mnie. W sumie to chyba żaden temu nie sprostał w zadowalającym stopniu ;-)




Żel delikatnie się pieni i nie ma problemu z jego zmyciem. Bardzo dużego plusa mogę dać temu kosmetykowi za jego skład. Popatrzcie tylko same: 8 składników to naprawdę świetny wynik! Inni producenci kosmetyków powinni brać z Sylveco przykład. Jego głównymi składnikami są rumianek lekarski i kwas salicylowy, posiadające właściwości antybakteryjne i przeciwzapalne.


Za 150 ml żelu zapłacimy ok. 16 zł. Biorąc pod uwagę jego dobrą wydajność i dobry skład, nie jest to duża kwota. Żel dostępny jest w sklepie Sylveco. Możecie go także poszukać w innych drogeriach online lub stacjonarnie.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 8 czerwca 2014

Tygodnik kulturalny...

W końcu jest! Upał za oknem - ponad 30 stopni na termometrze :-) Mimo, że taka pogoda trochę mnie męczy to wolę to od zimna i deszczu. Muszę teraz trochę powylegiwać się na słońcu, bo bladzioch ze mnie okrutny. Aby umilić sobie niedzielne popołudnie mam dla Was kilka kulturalnych propozycji. Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.

Pierwsza propozycja to książka "Polskie morderczynie" Katarzyny Bondy. Autorka zebrała w niej kilkanaście historii kobiet oskarżonych o zabójstwo. Dzięki przeprowadzonym wywiadom zarówno z oskarżonymi, jak i z pracownikami więzień, ukazuje portrety polskich morderczyń: ich dzieciństwo, dorosłe życie, miłości, problemy, mordercze przesłanki, a także życie za kratami. Książka pokazuje, że nic w życiu nie jest proste i czarno-białe, a zbrodnie popełniane są także przez 'normalne' kobiety.


Film, który ostatnio obejrzałam to "Wilk z Wall Street" w reżyserii Martina Scorsesa. Powiem Wam, że film rozczarował mnie. Bardzo chciałam go obejrzeć, bo był zachwalany i reklamowany na szeroką skalę. Niestety, jak to z wielkimi produkcjami bywa, jest zbyt przereklamowany. Pierwszy jego minus to z pewnością jego długość. Niecałe 3h filmu to stanowczo za długo. Nie pomogły tu gołe cycki, cipki i dupki, dragi, alkohol i przekleństwa. Fajnie, że jakiś tam koleś osiągnął błyskawiczną karierę dzięki swojemu sprytowi, ale żeby opowiadać o tym przez prawie 3h? Mogliby chociaż jakieś super efekty dać albo konkretne przesłanie. Chociaż nie, przesłanie jest: musisz wypić to piwo, którego sam sobie naważyłeś ;-) Nie miała to być niepochlebna recenzja, ale tak jakoś wyszło...


I na koniec coś pozytywnego do posłuchania: Damian SyjonFam "Powstanie". Od momentu ukazania się piosenki, jest ona pierwszą, którą włączam zaraz po przebudzeniu.



Mam też kilka fotek z mijającego tygodnia:


1. Widok podczas jazdy.
2. Piaskowe mani.
3. Zamówienie z Housa.
4. Goździki z ogródka.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 5 czerwca 2014

Mój pierwszy raz z naklejkami wodnymi na paznokciach...

Pamiętacie jak pokazywałam Wam jakiś czas temu moje zamówienie u Allegrowicza Promoto - Promoto? Jeśli tak, to wiecie, że skusiłam się wtedy na kupno naklejek wodnych na paznokcie. Sprzedawca ten ma naprawdę ogromy wybór tego typu gadżetów i ciężko było mi się zdecydować na kilka konkretnych wzorów, bo najchętniej wzięłabym je wszystkie ;-) W końcu zdecydowałam się na 6 różnych wzorów naklejek. Wśród nich znalazły się głównie motywy kwiatowe i takie ostatnio też gościły na moich paznokciach.


Naklejki, których użyłam do tego zdobienia posiadają nr 1712. Lakiery, których użyłam to odżywka Pro Care Manhattan (jako baza i zabezpieczenie naklejek), biały Lovely (nr się starł) i Manhattan Lotus Effect 65 K. Myślę, że jak na pierwszy raz nie jest źle i chyba dobrze to wygląda ;-)


Na początku obawiałam się, że moje drewniane ręce zniszczą te śliczne naklejki, na szczęście nic takiego się nie stało. Samo nakładanie naklejek jest bardzo proste. Wystarczy wyciąć konkretny wzorek, odkleić folię zabezpieczającą i zanurzyć naklejkę w wodzie na ok. 10-20 sekund. Polecam do tego użyć jakieś malutkie i niegłębokie naczynko, aby łatwo wyłowić naklejkę. Potem naklejkę wystarczy odkleić od kartonika i delikatnie umieścić na dobrze wysuszonym lakierze. Przez kilka sekund można jeszcze manewrować naklejką, aby umieścić ją w odpowiednim miejscu. Ja na początku tego nie wiedziałam, dlatego nie wszystkie są idealnie rozmieszczone.


Na koniec wystarczy zabezpieczyć naklejki top coatem (ja w tym celu użyłam odżywki, która służy mi także jako baza pod lakiery) i możemy cieszyć się pięknym zdobieniem :-) 


Myślę, że naklejki są idealne dla osób lubiących ciekawe zdobienia paznokci, które nie wymagają większych zdolności plastycznych. Taką osobą na pewno jestem ja, więc na pewno nie raz będę sięgała po tego typu zdobienia. W końcu mogę urozmaicać swój zwyczajny manicure pięknymi wzorami, które do tej pory podziwiałam u innych blogerek. Z naklejkami nic się nie dzieje, a i z ich zmywaniem nie ma żadnego problemu. Wybaczcie mi pomalowane skórki, ale zdjęcia robiłam na świeżo pomalowanych paznokciach i nie zdarzyłam wszystkiego usunąć.


Podoba Wam się efekt końcowy?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 4 czerwca 2014

Majowe zakupy kosmetyczne...

Witajcie!
Przyszedł czas na kolejne podsumowanie maja. Ostatnio był majowy projekt denko, a dzisiaj mam dla Was majowe zakupy kosmetyczne. W maju kupiłam niewiele kosmetyków pielęgnacyjnych, za to poszalałam z lakierami do paznokci. Do tego moja mama zaopatrzyła mnie w spory zapas kosmetyków Balea więc w najbliższym czasie nie planuję kupowania żadnych żeli pod prysznic, ani nic z tych rzeczy.


Z kosmetyków pielęgnacyjnych kupiłam:
* Różana pomadka ochronną Bebe - uwielbiam mazidła do ust, a pomadek ochronnych nigdy dość ;-)
* Maskujący korektor w płynie LadyCode - mam wersję pod szyldem Bell i jestem z niego zadowolona, a LadyCode to to samo co Bell więc wzięłam kolejne opakowanie, bo moje jest już na wyczerpaniu. odcień, który posiadam to 01 i używam go do rozjaśniania cieni pod oczami.
* Antyperspirant Nivea Stress Protect - co prawda moim ulubieńcem jest antyperspirant z Fa, ale co jakiś czas biorę inny dla urozmaicenia. tego akurat jeszcze nie miałam, ale mam nadzieję, że nie zawiodę się na nim.
* Szarlotkowe masło do Ciała Farmona Sweet Secret - pachnie pysznie :)
* Odświeżający krem-żel do twarzy z wyciągiem z ogórka i zielonej herbaty - mój kremowy hit za grosze. Pisałam o nim tutaj. Kosztuje niewiele, a naprawdę pomógł mi zapanować nad nadmiernym przetłuszczaniem się mojej facjaty ;-) 
* Maseczka głęboko oczyszczająca pory z glinkami mineralnymi Avon Clearskin - moimi ulubieńcami wśród maseczek do twarzy są te z serii Planet Spa, ale ta tez jest zachwalana więc postanowiłam ją wypróbować.

 
A tu mój pięknie pachnący zapas kosmetyków Balea :-)


Lakiery ze zdjęcia powyżej pochodzą głównie z rossmanowskiej promocji, na której trochę zaszalałam jeśli chodzi o lakiery ;-) Trzy z nich pochodzą także z Natury. Poniżej macie jeszcze zamówienie u Promoto - Promoto, u którego musiałam skusić się na słynne marmurkowe lakiery w wersji pastelowej i neonowej. Do tego dorzuciłam kilka naklejek wodnych i stemple.


Jak widzicie kosmetyków pielęgnacyjnych kupiłam malutko, za to nadrobiłam nowymi lakierami, na które musiałam przygotować osobne pudełeczko. Mam nadzieję, że w tym roku nie najdzie mnie żadna ochota na nowe lakiery ;-) A Wy jak stoicie z majowymi zakupami?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Majowy projekt denko...

Maj minął mi błyskawicznie. Ani się obejrzałam, a już jest czerwiec. Zabrałam się więc za majowy projekt denko. Tym razem nie będzie takiego opóźnienia jak ostatnio ;-) W maju trochę zaszalałam i zużyłam sporo kosmetyków. Tak się jakoś złożyło, że dużo z nich dobijało dna i trzeba się było ich pozbyć, aby zrobić miejsce nowym.


Trochę się tego zebrało. Z niektórymi z nich żegnam się z chęcią, ale też jest wśród nich kilka kosmetycznych ulubieńców, po których jeszcze nie raz sięgnę. Tym razem podzieliłam pustaki na kilka kategorii. Oto co udało mi się zużyć w maju...


W kategorii dłonie znalazły się:
* Krem do rąk z 5% zawartością mocznika Isana - to mój faworyt wśród kremów do rąk. To dopiero moje pierwsze jego opakowanie, ale na pewno nie ostatnie. Kremów do rąk używam sporo więc mam porównanie co do innych tego typu kosmetyków. Ten na ich tle wypada bardzo dobrze. Więcej możecie przeczytać o nim tutaj.
* Antybakteryjny żel do mycia rąk Carex - takiego gagatka powinno się mieć zawsze w torebce. Jest niezastąpiony w awaryjnych sytuacjach, kiedy nie mamy dostępu do czystej wody, a mamy brudne ręce. Pełną recenzję tego produktu znajdziecie tutaj.


W kategorii twarz znalazły się:
* Oczyszczający żel do mycia twarzy Teebaum - moja cera polubiła się z tym żelem. Bardzo dobrze oczyszczał, nie podrażniał i łagodził podrażnienia. Znalazłam go w rosyjskiej edycji PinkJoy. Jestem ciekawa ile naprawdę kosztuje, bo byłabym skłonna go kupić. Muszę jednak cierpliwie poczekać na uruchomienie sklepu online, w którym będzie on dostępny.
* Nose Pore Strips Purederm - te plasterki oczyszczające noc kupiłam z Biedronce ze względu na pozytywne recenzje. Niestety u mnie kompletnie się nie sprawdziły więc nie wiem czy ja źle je stosowałam czy jestem odporna na takie gadżety ;-)
* Rumiankowa pomadka Alterra - to mój pomadkowy ulubieniec do ... rzęs :) Bardzo dobrze spisała się jako odżywka do rzęs i brwi i zużyłam ją całą właśnie w tym celu. Dzięki niej moje rzęsy stały się mocniejsze i dłuższe. Resztkę pomadki wydłubałam i stosowałam ją na usta i tu też świetnie się sprawdzała. Do tego kosztuje grosze i ma dobry skład.


W kategorii włosy znalazły się:
* Suchy szampon do włosów Isana - to mój pierwszy kosmetyk tego typu więc nie mam za bardzo do czego go porównywać. Dobrze odświeżał włosy jednak trzeba było uważać, aby przez niego nie osiwieć ;-) Możliwe, że jeszcze po niego sięgnę, ale tylko kiedy będzie w promocji.
* Szampon do włosów osłabionych, wypadających i łamliwych Eva Natura - kupiłam go za grosze na promocji w Rossmannie jednak nie przypadł mi zbytnio do gustu. Dobrze oczyszczał, ale nic poza tym. Trochę plątał mi włosy i przesuszał końcówki, a nie zmniejszył ich wypadania.
* Woda brzozowa Isana - kupiłam ją z myślą o moich przetłuszczających się włosach z lekkim łupieżem. Na początku coś tam ta woda działała jednak później nie widziałam żadnych efektów. Długo się męczyłam żeby ją zużyć więc wyrzucam ją z ulgą.
* Maseczka pielęgnująca do włosów farbowanych Naturia Joanna - maseczkę odziedziczyłam po mamie, która odłożyła ją w kąt. A że u mnie kosmetyki się nie marnują więc postanowiłam ją wyzerować, aby nie zalegała na półce. Ma bardzo ładny zapach, który niestety nie utrzymuje się na włosach. Z włosami też nic konkretnego nie robiła więc zużyłam ją do golenia nóg i tu sprawdzała się bardzo dobrze.


W kategorii ciało znalazły się:
* Żel i oliwka pod prysznic Lirene - niestety żel ten nie przypadł mi do gustu z jednego ważnego powodu: przesuszał moją skórę. Mimo rzekomej zawartości oliwki skóra po kąpieli domagała się natychmiastowego nawilżenia.
* Żel do higieny intymnej Isana - często wracam do tego żelu i nie mam mu nic do zarzucenia. Dobrze oczyszcza, jest wydajny i wielofunkcyjny.
* Maszynki do golenia Bic Miss Soleil - z radością żegnam się z tymi maszynkami. Nie wiem co jest z nimi nie tak, ale przy każdym goleniu tymi maszynkami, kilkakrotnie się zacinałam. Na pewno więcej po nie nie sięgnę.
* Balsam brzozowy z betuliną Sylveco - o tym balsamie pisałam już tutaj. Bardzo dobrze nawilżał mimo dość lekkiej formuły. Jeśli będę miała możliwość to na pewno jeszcze po niego sięgnę.
* Peelingujący żel pod prysznic BeBeauty Spa Bali - kolejny biedronkowy kosmetyk. Bardzo go polubiłam ze względu na jego przyjemny i świeży zapach. Żel idealnie nadaje się do codziennego peelingu, ponieważ nie ma obawy, ze zrobimy sobie nim krzywdę.
* Mydło w kostce róża i geranium Eko Bańka - dosyć miłe mydło, chociaż mogłoby pachnieć bardziej intensywnie.
* Balsam antycellulitowy w wersji mini - wystarczył mi na dwa razy więc nic konkretnego na jego temat Wam nie powiem.

A jak tam wasze majowe projekty denko?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)