sobota, 30 sierpnia 2014

Różowy róż na paznokciach, czyli żegnajcie wakacje...

Sierpień dobiega końca, pora więc pożegnać się z wakacjami. Postanowiłam więc wrzucić na pazury kolor, który najbardziej kojarzy mi się z tymi wakacjami. Padło na róż, bo ten kolor najczęściej ostatnio u mnie gościł na paznokciach. Nie chciałam zbytnio mieszać w tym mani, dlatego dołożyłam tylko dwa top coaty, żeby coś tam troszkę się mieniło ;-)


Lakiery, których użyłam to:
* jako baza odżywka Pro Care Manhattan,
* różowy Lotus Effect Manhattan nr 51K,
* na palcu wskazującym Holo Top Coat B. a star Colour Alike,
* na palcu serdecznym top coat My Secret nr 104.


Jak widzicie róż jest intensywny, ale nie razi w oczy. Bardzo ładnie prezentuje się na paznokciach solo, jak i w połączeniu z innymi lakierami. Na paznokciach utrzymuje się kilka dni bez większych uszczerbków. Zmywa się go bez problemu i nie odbarwia płytki paznokci.


Oficjalnie żegnam się z wakacjami, chociaż mam nadzieję, że pogoda jeszcze przez jakiś czas pozostanie wakacyjna. Trzeba będzie niedługo zrobić porządki w lakierach i posprawdzać, które nadadzą się na jesienne klimaty ;-)

Lubicie takie kolory na paznokciach?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Arbuzowy peeling do ciała Bielenda, czyli mały masaż dla ciała...

Jak dla mnie, najlepszą porą na używanie peelingów do ciała jest lato, ponieważ wtedy odkrywamy najwięcej ciała i chcemy, aby wyglądało ono jak najlepiej. Zimą także stosuję peelingi do ciała, ale już nie tak często, jak cieplejszą porą roku. Mimo to lubię sięgać po tego typu produktu i wymagam od nich dobrego zdzierania i przyjemnego zapachu. W przypadku Arbuzowego peelingu do ciała Bielendy, zapach na pewno mnie zadowala. A jak jest z jego działaniem?


Peeling zamknięty jest w plastikowym słoiczku, z którego bez problemu wydobędziemy odpowiednią ilość kosmetyku. Peeling ma fajny, intensywny kolor. Jak już wcześniej wspomniałam, zapach tego peelingu przypadł mi do gustu, ponieważ jest owocowy, słodki i po użyciu czuć go w łazience. Niestety zapach ten nie utrzymuje się na skórze.


Ten peeling jest peelingiem cukrowym więc podczas używania kryształki roztapiają się nam. Dzięki temu nie musimy się martwić o drobinki pozostające w wannie czy pod prysznicem. Co do działania, to ja określiłabym ten peeling, jako kosmetyczny masaż do ciała. Ostrość kryształków nie jest zbyt mocna więc trzeba trochę potrzeć nim skórę, aby uzyskać zadowalający nas efekt. To taki peeling dla wrażliwców.


Pomimo parafiny w składzie, która niektórym przeszkadza w tego typu kosmetykach, mi ona nie wadzi. Po zastosowaniu tego peelingu skóra jest gładsza i przyjemna w dotyku. Na skórze wyczuwa się delikatną, ochronną warstwę, jednak nie jest ona tłusta. Dzięki tej ochronnej warstwie nie musimy od razu sięgać po mazidła do ciała, bo skóra nie jest podrażniona i wysuszona.


Ogólnie peeling nawet przypadł mi do gustu, chociaż efektu wow po, nie zauważymy, ale też nie spodziewałam się po nim szału. To taki kąpielowy przyjemniaczek, który może fajnie umilić nam chwile relaksu. 

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Tygodnik kulturalny...

Ostatnio nawet brakuje mi czasu w weekendy, dlatego tygodnik kulturalny zamieszczam z jednodniowym opóźnieniem. Dzisiaj mam dla Was kilka poleceń kulturalnych, które mam nadzieję, przypadną Wam do gustu ;-)

Muzyka, która od jakiegoś czasu codziennie u mnie gości to O.S.T.R feat. Cadillac Dale, Dj Haem "Rise of the sun". Ostrego uwielbiam i słucham go od wielu lat więc kto lubi polską klasykę, temu się spodoba ;)


Książka, którą obecnie czytam, to "Gdzie sobota jest niedzielą". To historia niemieckiego studenta, który wyjeżdża do konserwatywnego i pełnego religijnych sprzeczności kraju, aby tam się kształcić. Jak potoczy się zderzenie syna niemieckiego pastora z krajem targanym przez religijne waśnie? Wbrew pozorom to lekkostrawna i zabawna opowieść.


Lubicie Justina? Timberlaka oczywiście ;-) Jeśli tak, to nawiązując do jego gry aktorskiej, polecam obejrzeć film "Ślepy traf", w którym gra studenta zarabiającego na grze w wirtualnego pokera. Film pokazuje, jak łatwo i szybko można zatracić się w hazardzie, skąd już niedaleka droga do trafienia za kratki.


Zdjęć z minionego tygodnia niestety nie posiadam, ale obiecuję poprawę ;-)

Pozdrawiam Kasiaa :-)

piątek, 22 sierpnia 2014

Piątki pachnące Yankee Candle: Pineapple Cilantro...

Witajcie!

Dawno nie było recenzji wosków Yankee Candle więc pora nadrobić zaległości. Dzisiaj idzie na tapetę zapach, w którym pokładałam spore nadzieje i liczyłam na to, że stanie się on jednym z moich ulubionych wosków. Jaki okazał się naprawdę wosk Pineapple Cilantro?


Oto co pisze o nim producent:

"Ananasowy, mocno zamrożony i w pełni naturalny sorbet zaserwowany z listkiem aromatycznej kolendry – to przepis na letni koktajl idealny. To także receptura sprawdzająca się podczas domowych sesji aromaterapeutycznych! Wosk Pineapple Cilantro tworzy niekonwencjonalny miszmasz i swoim zapachem – wyczuwalnym w chwilę po podgrzaniu – kreuje atmosferę cudownych wakacji przeżywanych na tropikalnej wyspie. Gorące słońce, czysta plaża, lazurowa woda, świeża, pachnąca solą bryza i... zimny, ananasowy sorbet z dodatkiem kolendry! Marzenia o raju zamieniają się w prawdę, a rzeczywistość zaczyna pachnieć egzotyką!"


Na ten wosk skusiłam się czytając pozytywne opinie na jego temat. Liczyłam na to, że zapach będzie odzwierciedleniem zapachu soczystego ananasa z lekką nutka kolendry. Wąchając wosk po rozpakowaniu z folii nie wyczuwałam tego pysznego aromatu, ale pomyślałam, że pewnie jak go odpalę, to poczuję. Po odpaleniu wosku z niecierpliwością czekałam na przyjemną woń ananasa, czekałam i czekałam. Po jakimś czasie musiałam sprawdzić czy czasami tealight nie zgasł pod kominkiem, bo zapachu nadal nie czułam. Co prawda w powietrzu zaczął unosić się delikatny aromat, ale nie był podobny do zapachu ananasa i był on ciężki do określenia i naprawdę bardzo delikatny.


Niestety ja nie wyczułam w tym wosku nic z opisu producenta. Robiłam kilka podejść do niego i za każdym razem jest to samo. Nie wiem czy to jest coś nie tak z moim zmysłem węchu czy z tym woskiem, skoro jest tak zachwalany. Spróbuję jeszcze podgrzać większy kawałek tego wosku, ale nie wiem czy coś to zdziała. Szkoda, bo to pierwszy wosk YC, który tak mnie rozczarował. No, ale na szczęście jest wiele innych zapachów wosków, które są piękne i intensywne i poprawiają mi humor. Ten, jak i pozostałe woski Yankee Candle recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.


Jakie są Wasze doświadczenia z tym woskiem?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 20 sierpnia 2014

Emulsja micelarna do mycia twarzy MediSoft Anida...

Witajcie!

Oczyszczanie twarzy stanowi nieodłączny element mojej codziennej pielęgnacji twarzy. Bez oczyszczenia twarzy nie wyjdę z domu, ale też nie położę się spać bez tego. Niestety mam kapryśną cerę, na którą źle wpływają ciężkie makijaże, klimatyzacja, ale i zmęczenie. Używałam już wielu kosmetyków do oczyszczania twarzy i chyba do tej pory nie znalazłam idealnego produktu. Czasami trafiam na kosmetyk godny polecenia i myślę, że tak jest i tym razem. Przedstawiam Wam Emulsję micelarną do mycia twarzy MediSoft od Anidy.


To chyba moja pierwsza emulsja micelarna do mycia twarzy. Kupiłam ją w aptece Dbam o zdrowie, gdzie obecnie kosztuje 8,79 zł za 300 ml. Myślę, że cena nie jest w ogóle wygórowana biorąc pod uwagę jej dość dobrą wydajność. Przy codziennym jej używaniu 2 razy dziennie, przez miesiąc zużyłam niecałe pół butelki. Do umycia całej twarzy i szyi wystarczą dwie pompki kosmetyku.


Jej konsystencja jest zbliżona do Dermoprotektora z Cetaphila. Jest kremowo - żelowa i bezzapachowa. Emulsja jest bardzo delikatna, nie podrażnia, nie wysusza, ale dobrze radzi sobie z usuwaniem zanieczyszczeń ze skóry. Wydaje mi się, że nawet trochę nawilża skórę, ale nie zapycha jej, co dla mnie jest bardzo ważne. Z tego powodu na pewno przypadnie do gustu osobom z cerą wrażliwą i suchą. 


Próbowałam stosować tę emulsję także do usuwania makijażu oka. W moim przypadku jest to jedynie tusz do rzęs ;-) i tu radzi sobie nie najlepiej. Musiałam bardziej przykładać się do usuwania resztek tuszu z rzęs, bo emulsja rozpuszczała go opornie. Ale do usuwania makijażu oka używam czego innego więc jest ok. W kwestii oczyszczania twarzy nie mam jej nic do zarzucenia. Jak widzicie opakowanie emulsji jest bardzo poręczne, bo zawiera higieniczną pompkę. Jej minusem jest tylko słaba dostępność, bo dostaniemy ją chyba tylko w aptekach i to pewnie nie we wszystkich. To było moje pierwsze zetknięcie z marką Anida. Mam jeszcze popularny krem do rąk z Anidy, ale póki co czeka na swoją kolej ;-)

Miałyście okazję używać tego kosmetyku?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Tygodnik kulturalny...

Przez kilka ostatnich dni trochę przycichło na blogu, ale już do Was wróciłam ;-) Aby tradycji stało się za dość, przychodzę do Was z kilkoma propozycjami kulturalnymi. Lato się kończy więc może znajdziecie więcej czasu na ukulturalnienie się ;)

Pierwsza propozycja to książka "Ofiary lata" Camilli Way. To opowieść o nastolatce na pozór całkiem zwyczajnej, normalnej, ale dotkniętej przez los. Jednak to, co tak naprawdę siedzi w jej środku jest przerażające. To taki profil 'dziecięcego mordercy'.


Film, który ostatnio obejrzałam to "Noe: Wybrany przez Boga". To taki dramat z elementami fantastyki, nawiązujący do biblijnego potopu. Główny bohater zostaje wybrany do uratowania przed potopem rodzaju ludzkiego i zwierząt, aby zapewnić wszystkim ciągłość gatunku. To walka dobra ze złem i podejmowanie właściwych wyborów czasami wbrew swoim przekonaniom. Mimo, że nie lubię filmów poruszających tematykę religijną, to ten film obejrzałam bez problemów, bo trochę podchodzi pod film przygodowy.


Jeśli jesteśmy w temacie lekko religijnym, to polecam utwór "Wstaję rano" Ras Luty. Jeśli jego najnowsza płyta cała będzie utrzymana w takim klimacie, to będę zadowolona. Mimo, że nie jestem zwolenniczką nawiązań religijnych także w muzyce ;-)


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Krem do rąk Papaya & Maślanka Balea...

Bez względu na porę roku, zawsze mam przy sobie krem do rąk. Tego kosmetyku używam zarówno zimową porą, jak i letnią. Co prawda latem moje dłonie nie potrzebują zwiększonego nawilżenia, ale i tak kilkakrotnie w ciągu dnia sięgam po krem do rąk. Ostatnio w me ręce wpadł krem do rąk popularnej ostatnio marki Balea. To krem z limitowanej edycji Papaya & Maślanka. Myślę, że jego zapach przypadnie do gustu zwolenniczkom egzotycznych i owocowych zapachów. A jak jest z jego działaniem?


Krem zamknięty jest w plastikowej, miękkiej tubce o pojemności 100 ml. Wygląd opakowania utrzymany jest w typowym stylu dla limitowanych kosmetyków Balei: kolorowym i kuszącym. Zapach kremu to mieszanka papayi, mango i brzoskwini. Nie jest to jakiś bardzo intensywny zapach, ale przez jakiś czas utrzymuje się na skórze, co mi bardzo odpowiada, bo lubię takie egzotyczne i owocowe zapachy.


Konsystencja tego kremu na pierwszy rzut oka jest treściwa, ale po rozsmarowaniu okazuje się lekka i szybko wchłania się w skórę. Nie pozostawia tłustego i lepkiego filmu na skórze, a przyjemną warstwę ochronną. Krem jak na tę porę roku jest wg mnie idealny. Bardzo dobrze nawilża skórę, ale zbytnio jej nie natłuszcza, a do tego pachnie świeżo i owocowo, więc fajnie wkomponowuje się w wakacyjny klimat. Po jego zastosowaniu skóra jest nawilżona, odżywiona, gładka i miła w dotyku.


Nie wiem jak krem poradzi sobie z przesuszoną skórą, ale dla osób nie mających zbyt dużych problemów z suchymi dłońmi, na pewno przypadnie do gustu. Krem jest wydajny, bo wystarczy już niewielka ilość, aby odpowiednio nawilżyć dłonie. Do tego jego cena nie jest wysoka. Niestety kosmetyki Balea nie są dostępne w PL i trzeba ich szukać poza granicami naszego kraju lub w sklepach online. Mimo to, jeśli kiedyś będziecie miały możliwość wypróbowania tego kremu to polecam Wam go.

Miałyście okazję go używać?
Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 9 sierpnia 2014

Neony, czerń, paski czyli mały mix na paznokciach...

Hello!

Przeglądając ostatnio moje lakierowe zbiory przypomniałam sobie o marmurkowych neonach Lemax, które niedawno podbiły szturmem blogosferę. Neony obecnie są bardzo popularne. Mimo, że ja nie przepadam za takimi kolorami na ubraniach, to na paznokciach chętnie je widzę. Byle było to z umiarem ;-) Z tego względu chciałam trochę stonować oczojebność tych kolorów i połączyłam je z klasyką: czernią i bielą. Jak wyszło?


Lakiery, których użyłam to:
* Czarny Wibo Express Growth (nr 34),
* Złoty Lovely Snow Dust (nr 1),
* Neonowy różowy marmurek Lemax,
* Neonowy żółty marmurek Lemax,
* Biały Lovely Color Mania,
* Matowy Top Coat Wibo Celebrity Nails.


Paski na palcu serdecznym robiłam przy użyciu pędzelka, podobnie jak zdobienie na kciuku. Był to mój pierwszy kontakt z pędzelkiem dlatego jest trochę koślawo ;-)


Mały paznokieć zmatowiłam dodatkowo top coatem i go również pierwszy raz testowałam. Muszę przyznać, że taki efekt matowego wykończenia lakieru spodobał mi się i dodatkowo przedłużył on trwałość lakieru.


Po neonowe lakiery postaram się sięgać teraz nieco częściej, bo niedługo skończy się sezon na takie żywe kolory i znowu będzie trzeba czekać kilka miesięcy na ich ponowne wykorzystanie. Przypadł Wam do gustu taki mani?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 7 sierpnia 2014

Nowości lipcowe...

Troszkę mnie nie było ze względu na pilne sprawy do załatwienia, ale jakoś to ogarnęłam i już jestem. Mam dla Was podsumowanie moich lipcowych zakupów kosmetycznych. Jestem z siebie zadowolona, bo dużo tego nie ma i jak możecie zobaczyć po moich ostatnich denkach, trzymam się swojego postanowienia co do zużywania, a nie magazynowania ;-)


Wśród nowości kosmetycznych, które nabyłam w lipcu znalazł się Aloesowy spray po opalaniu Sunozon. Póki co jeszcze nie miałam okazji go używać, bo nie miałam czasu na dłuższe opalanie. Suchy szampon Batiste zna pewnie każda blogerka więc musiałam się na niego skusić tym bardziej, że dostępny był w Biedronce w dobrej cenie. Po pierwszych testach bardzo przypadł mi do gustu jego zapach, ale i działanie jest zadowalające. W Biedronce pojawiły się także nowe płyny micelarne BeBeauty. Tym razem padło na wersję łagodzącą i na razie czeka na swoją kolej, ale mam nadzieję, że przypadnie mi do gustu, tak jak i wersja nawilżająca. Nawilżany papier toaletowy na pewno przyda się w awaryjnych sytuacjach. Płyn przeciw komarom i kleszczom Antybzzz z Ziaji to coś co w moim przypadku jest niezbędne, kiedy idę na spacer do lasu.


W Biedronce oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok podróbki Tangle Teezera. Do tego był dołączony suplement diety. Jeszcze nie dorobiłam się oryginału TT, ale ta podróbka jest całkiem przyjemna i wg mnie nie szarpie tak włosów, jak normalna szczotka. Maszynki do golenia Wilkinsona są moimi ulubionymi i po inne ostatnio w ogóle nie sięgam. Szczotka do masażu ma mi pomóc w pozbyciu się cellulitu, ale z tym poczekam do jesieni, bo teraz nie chcę zdzierać z siebie opalenizny ;-) Zestaw pędzelków do zdobienia to kolejny zakup na Ebayu. Przyszły prosto z Chin i już próbowałam coś tam nimi zmalować. Niestety moje ręce troszkę drżą i nie zawsze jest idealnie ;-) Skusiłam się także na zamiennik zapachu Cacharel Amor Amor od FM Group.


A to miła niespodzianka od Klubu Miłośniczek Pięknych Paznokci. Kiedy mój Mąż zobaczy tę naklejkę na aucie chyba mnie zabije ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!
Pogoda jest świetna prawda? Co prawda chowam się przed słońcem, bo gdybym miała się teraz opalać to chyba bym padła, ale i tak mi się podoba. Ostatnio nawet powróciłam do ćwiczeń, których dawno nie wykonywałam. Pomimo tego, że nie potrzebuję gubić zbędnych kilogramów, a wręcz przeciwnie, to lubię się trochę pomęczyć i poczuć zapomniane mięśnie. Nic tak dobrze nie robi z rana jak poczucie mięśni na tyłku ;-) Przechodząc do sedna postu, jak co tydzień mam dla Was kilka poleceń kulturalnych. Oto i one...

Książka, którą ostatnio przeczytałam to "Dotknąć nieba" Richarda Paula Evansa. Bohater książki ma udane życie prywatne i zawodowe: kochająca i piękna żona, życie w dobrobycie, własna firma z dobra pozycją na rynku. Jednak w jednej chwili wszystko co miało dla niego znaczenie, traci bezpowrotnie. Czy jest sposób, aby odnaleźć sens życia, kiedy nie chce się żyć?


Myślę, że poniższy utwór pasuje do powyższej książki :-)



Film, który polecam obejrzeć wszystkim miłośnikom psów to dokument "Psy rasowe - cała prawda". Ukazuje on kulisy hodowli i wystaw psów rasowych w Wielkiej Brytanii. Po tym filmie może się Wam odechcieć posiadania psa rasowego. Ja gdybym miała teraz wybór pomiędzy psem rasowym a tzw. kundlem, zdecydowanie wybrałabym tę drugą opcję. Warto zastanowić się nad tym przed przygarnięciem psiaka do domu.



A tu kilka fotek z mijającego tygodnia...


1. W taki upał nawet koty potrzebują ochłody :)
2. Słodka pychota.
3. To co lubię najbardziej: dobra książka i ładnie pomalowane paznokcie ;-)
4. A za płotem rosną chabry.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 1 sierpnia 2014

Lipcowe denko...

Witajcie!
Lipiec za nami więc pora pozbyć się niepotrzebnych pustaków. Jak co miesiąc nie spodziewałam się, że dużo zużyję jednak ostatnio mam zacięcie i dobrze mi to idzie. Z resztą popatrzcie same...


Trochę się tego uzbierało przez cały miesiąc. Wśród zużytych kosmetyków znalazły się takie, po które często sięgam, ale też są wśród nich nowości, które przypadły mi do gustu. Regularnie zużywam też próbki i pomału się ich pozbywam.


W kategorii twarz znalazły się:
* Micelarny płyn do demakijażu i tonizacji do skóry wrażliwej BeBeauty - to kosmetyk dobry zarówno do demakijażu oczu, jak i tonizacji twarzy. U mnie w obu przypadkach sprawdza się bardzo dobrze. Regularnie do niego wracam i polecam.
* Aktywny żel i peeling myjący Under Twenty - na początku go nie polubiłam, ale ostatnio używałam go regularnie i przypadł mi do gustu. Dobrze radził sobie z usuwaniem zanieczyszczeń, usuwał martwy naskórek, wygładzał twarz, nie podrażniał. Do tego był bardzo wydajny.
* Rumiankowy żel do mycia twarzy Sylveco - pisałam o nim tutaj. Bardzo fajny żel, który mimo swojej delikatności, dobrze oczyszczał twarz. Dobry skład, delikatny ziołowy zapach i dobre działanie.
* Dwufazowy płyn do demakijażu Ziaja - to mój niekwestionowany ulubieniec wśród tego typu produktów. Często do niego wracam. Świetnie radzi sobie z demakijażem oczu, nie podrażniając ich przy tym. Więcej możecie przeczytać o nim tutaj.
* Płatki kosmetyczne Carea - standard :)
* Mini Vichy Aqualia Thermal - ten krem to moje odkrycie tego miesiąca. Świetnie nawilżał nie pozostawiając tłustej warstwy i nie powodował świecenia. Po jego zastosowaniu czuć było, że skóra jest odżywiona, nawilżona, gładka, jędrna, po prostu idealna :-) To była jedynie próbka tego kremu, ale wystarczyła mi na kilka użyć i polubienie tego kremu. Jeśli kiedyś będę miała zamiar zainwestować w porządny krem, to będzie to on.
* Mini Vichy Neovadiol GF - kolejny bardzo dobrzy krem od Vichy. Ten co prawda był przeciwzmarszczkowy więc stosowałam go na noc, ale i tak byłam z niego zadowolona. Świetne nawilżenie, odżywienie, przyjemny zapach.


W kategorii ciało znalazły się:
* Mini Łagodne płyny do mycia ciała i włosów Johnson's Baby - zaczęły dziwnie pachnieć więc zużyłam je do mycia rąk ;-)
* Żel pod prysznic Oceania - zapach poziomki i winogron. Troszeczkę chemiczny, ale mimo to bardzo ładny. Dobrze się pienił, przyjemnie pachniał, był wydajny. Do tego jest tani i łatwo dostępny w Biedronce.
* Antyperspirant Garnier Mineral Protection - przyjemny antyperspirant, który nie zostawiał białych śladów na ubraniach. Ładnie pachniał i był wydajny.
* Szarlotkowe masło do ciała Sweet Secret Farmona - pisałam o nim tutaj. Przyjemny zapach szarlotki z cynamonem. Zapach może nie pasuje na letnią porę roku, jednak i tak zużyłam go z przyjemnością. Był wydajny i dobrze nawilżał skórę. Myślę, że sięgnę jeszcze po inne wersje zapachowe.
* Migdałowy krem do rąk Sweet Secret Farmona - przyjemny krem, którego zapach kojarzył mi się trochę z marcepanem. Nie jest to jakiś super nawilżający krem, ale na lato jest jak znalazł. Więcej możecie dowiedzieć się o nim tutaj.
* Zmywacz do paznokci Isana - kolejny standard.
* Odświeżacz do obuwia - skuteczny środek do odświeżania obuwia. Miał przyjemny zapach i skutecznie niwelował nieprzyjemny zapach obuwia.
* Peeling myjący z czarną porzeczką Naturia Joanna - te peelingi stale u mnie goszczą. Są niedrogie, mają fajne zapachy i dość dobrze zdzierają.
* Mini żele pod prysznic nieokreślonego producenta - buble, które zużyłam do mycia rąk.


Garść próbek, które udało mi się zużyć w lipcu. Są wśród nich kremy do twarzy, krem pod oczy, żel pod prysznic, maska do włosów, serum antycellulitowe i maść.

A jak tam Wasze lipcowe zużycia kosmetyczne?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)