czwartek, 31 października 2013

Sally Hansen Maximum Growth plus i aktualizacja stanu paznokci...

We wrześniu pokazywałam Wam moje rezultaty walki ze słabymi paznokciami przy użyciu odzywki Eveline 8w1 (tutaj). Od tego czasu minęły prawie dwa miesiące więc chciałam pokazać czy dobry stan moich paznokci nadal się utrzymuje. Od tamtego posta przestałam używać odżywki Eveline 8w1. przestraszyłam się trochę tych wszystkich negatywnych opinii. Na szczęście moje obawy nie były słuszne, ponieważ nic złego nie dzieje się z moimi paznokciami od czasu używania tej słynnej odżywki. Obecnie używam dwóch odżywek zamiennie: Sally Hansen Maximum Growth plus oraz ProCare Nail Repair z Manhattanu. Z obu jestem zadowolona, ale dzisiaj będzie post o tej pierwszej, czyli Sally Hansen Maximum Growth plus.


Odżywka ma pojemność 13,3 ml więc to sporo. Jest wydajna więc pewnie będzie towarzyszyła mi przez długi czas. Stosuję ją jako bazę pod kolorowe lakiery i tu sprawdza się bardzo dobrze. Po pierwsze: utwardza paznokcie dzięki czemu nie łamią mi się tak jak kilka miesięcy temu. Po drugie: nie rozdwajają się. Po trzecie: przedłuża żywotność kolorowego lakieru. Po czwarte: po jej użyciu paznokcie rosną znacznie szybciej. Po piąte: nakładając ją pod kolorowe lakiery, te znacznie szybciej się zmywają i nie odbarwiają płytki paznokcia.


Odżywka zawiera witaminy A, C i E oraz proteiny sojowe. Do tego bazą tej odżywki jest podobno białko jedwabnika, które pomaga uszczelnić i wzmocnić płytkę paznokciową. Paznokcie po tej odżywce są odżywione, wzmocnione i nie są przesuszone, ale jakby nawilżone. Konsystencja tej odżywki jest trochę wodnista, ale zapewne za jakiś czas zgęstnieje. Na razie mi to nie przeszkadza, bo dzięki temu łatwo ją się nakłada, ale też nie spływa z paznokcia. Minusem tej odżywki jest jej cieniutki pędzelek, który dla mnie mógłby być odrobinę szerszy. Na szczęście nie rozdwaja się on więc nie sprawia większych problemów.


Jak już wspomniałam odżywka Sally Hansen Maximum Growth plus bardzo dobrze sprawdza się jako baza pod inne lakiery. Niestety jako top coat mam pewne zastrzeżenie, ponieważ przy moim ostatnim mani w kropki, malując nią paznokcie trochę rozpuszczała mi te kropeczki. Malując nią ciemne lakiery odbarwia się pędzelek, który później trzeba wyczyścić. Więc jako top coat nie sprawuje się zbyt dobrze, ale jako baza tak.


A teraz czas na aktualizację moich paznokci. Jak się obecnie prezentują widzicie na powyższych i poniższych zdjęciach. Jestem bardzo zadowolona z tego stanu i mam nadzieję, że nic go nie zmieni. Odżywkę stosuję pod każde malowanie. Robię też sobie kilkudniowe przerwy od kolorowych lakierów. Wtedy tylko maluję samą odżywką. Do tego po każdym zmyciu lakieru stosuję peeling do skórek i paznokci Killy's oraz olejek lawendowy do paznokci z Avonu. Takie połączenie polubiły moje paznokcie i odwdzięczają się zdrowym i ładnym wyglądem :)


Aby paznokcie nie przyzwyczaiły się do jednej odżywki, zamiennie z tą z Sally Hansen, stosuję odżywkę z Manhattana, którą także polubiłam, ale o niej będzie w innym poście. Staram się też jak najczęściej podcinać paznokcie, aby szybciej rosły. Przerzuciłam się też z metalowego pilniczka na szklany, który jest zdecydowanie lepszy, ponieważ nie niszczy paznokci.


Mam nadzieję, że ta odżywka nadal będzie dobrze służyła moim paznokciom i nie spowoduje żadnych niepożądanych skutków ubocznych. Miałyście do czynienia kiedyś z tą odżywką?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 29 października 2013

Bakteriom mówię: precz! Czyli antybakteryjny żel do mycia rąk Carex...

Moja praca, mimo wielu opinii, do najczystszych nie należy. Pracuję w bibliotece, w której codziennie mam do czynienia z mnóstwem bakterii i zarazków. Okładki książek są czasami naprawdę w opłakanym stanie i po kilku takich książkach mam po prostu brudne ręce. Nikt nie lubi mieć brudnych rąk, dlatego zawsze staram się jak najczęściej myć ręce, aby pozbyć się niechcianych bakterii, które mogą wywoływać wiele chorób. Oczywiście nie zawsze mam czas, aby iść do łazienki i porządnie umyć dłonie, dlatego zawsze pod ręką mam Antybakteryjny żel do mycia rąk Carex. Uważam ten kosmetyk obecnie za niezbędną rzecz.


Wersja, którą posiadam zawiera łagodzący wyciąg z aloesu. Istotą takiego żelu jest dbanie o higienę naszych rąk, tam gdzie nie mamy dostępu do łazienki. Wystarczy wycisnąć odrobinę żelu na dłonie i można cieszyć się czystymi dłońmi bez użycia wody. Żel jest na bazie alkoholu, dlatego tak dobrze radzi sobie z niwelowaniem większości bakterii i zarazków. Duża zawartość alkoholu sprawia, że po aplikacji żelu, ręce wysychają bardzo szybko, pozostawiając je czyste i odświeżone. Do tego jest jeszcze gliceryna, która ma właściwości pielęgnacyjne.

Plusy żelu Carex:
- Nie wymaga użycia wody.
- Szybko i skutecznie zabija do 99.9% bakterii, nie wysuszając skóry rąk.
- Jest bardzo wydajny - jedno opakowanie starcza nawet na 100 aplikacji.
- Wyposażony jest w wygodna pompkę pozwalającą na odpowiednie dozowanie żelu.
- Łatwo rozprowadza się nawet w trudno dostępnych miejscach: miedzy palcami i przy paznokciach.
- Szybko schnie i pozostawia przyjemnie odświeżone ręce bez zapachu alkoholu.
- Możesz go wszędzie zabrać ze sobą dzięki wygodnemu opakowaniu.


Żelu można używać dosłownie wszędzie: w pracy, w domu, na zakupach, w toalecie publicznej, w komunikacji miejskiej, podczas podróży samochodem, na wycieczce. Na początku obawiałam się dużej zawartości alkoholu, jednak moje obawy nie były słuszne. Alkoholu prawie w ogóle nie czuć. Wyczuwa się delikatny, przyjemny zapach. Alkohol nie podrażnia, nie wysusza. Po aplikacji żelu ręce nie wymagają dodatkowego nawilżenia w postaci kremu. No i najważniejsza zaleta - ręce są czyste , pozbawione bakterii i zarazków. Mi wystarcza jedno naciśnięcie pompki, aby dokładnie umyć dłonie, więc wydajność jest kolejną zaletą. Żel jest poręczny i wygodny w użyciu więc zawsze mam go przy sobie.

A teraz kilka ciekawostek o zarazkach na dłoniach ;-)
Żródło: www.milionkobiet.pl
Jak widzicie w każdym miejscu jesteśmy narażeni na mnóstwo bakterii i zarazków. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale na dłoniach mogą znajdować się niezliczone bakterie, m.in.: paciorkowiec kałowy (może wywoływać zakażenia ran, zapalenie płuc, opon mózgowo- rdzeniowych), gronkowiec złocisty (może powodować zakażenia ran, skóry, zatrucia pokarmowe), pałeczka okrężnicy (może odpowiadać za zatrucia pokarmowe, posocznicę, zakażenia centralnego układu nerwowego u dzieci), rotawirus odpowiedzialny za biegunki, pałeczka zapalenia płuc (zapalenie płuc, stawów, dróg moczowych, posocznica), drożdżaki (zakażenia skóry, dróg rodnych, zapalenie płuc, pleśniawki), pałeczka czerwonki (powodują bardzo silną biegunkę z dodatkiem krwi) czy grzyby strzępkowe (zakażenia skóry, zapalenie płuc). Brzmi okropnie prawda? Dlatego uważam żele antybakteryjne za konieczność, która może nas uchronić przed wieloma niechcianymi pasażerami na gapę. Tym bardziej, że nie wiemy co 10 minut temu robiły i gdzie były osoby, które jechały z nami autobusem lub tramwajem ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 28 października 2013

Mały haul zakupowy...

Prowadząc bloga kosmetycznego trudno jest powstrzymać się przed zakupami kosmetycznymi. Są one nieodłącznym elementem każdego szanującego się bloga, ponieważ gdyby nie one, skąd miałabym czerpać wiedzę na temat recenzowanych kosmetyków? Podkradać recenzje innym blogerkom, kopiować z portali kosmetycznych, wymyślać nieprawdziwe opinie? Nie dziękuję! Należę do tej grupy osób, która musi przetestować wszystko na własnej skórze, aby przekonać się o jakości konkretnej rzeczy. Poznać jej wszystkie wady i zalety, polubić i zachować lub znienawidzić i wyrzucić do kosza. Dlatego dzisiaj pokazuję Wam rzeczy, które nabyłam w ostatnim miesiącu :-)


* Płyn do higieny intymnej Facelle - niedawno skończył mi się taki, tylko w innej wersji i nawet przypadł mi do gustu. (ok. 4zł)
* Woda brzozowa Isana - może coś pomoże? ;-) (ok. 4zł/500ml)
* Żel pod prysznic Wellness Beauty o zapachu mandarynki i jogurtu - pachnie delikatnie i kremowo. (3,49zł/200ml)


* Gąbki do demakijażu Calupso (3,99zł)
* Lateksowe gąbki do nakładania podkładu (ok. 7zł) - kupiłam je z mysla o nakładaniu podkładu Amilie.
* Żel do higieny intymnej Green Pharmacy (4,99zł/300ml)
* Czekoladowe masło do ciała - lubię takie słodkie zapachy :) (ok. 8zł/250ml)


* Szampon przeciwłupieżowy DeBa - nabawiłam się łupieżu po szamponie lipowym z Garniera. Mam nadzieję, że szybko się go pozbędę. Z tym szamponem nie wiążę wielkich nadziei, oby tylko nie zaszkodził. (5,99zł/400ml)
* Szampon dodający objętości DeBa - kolejny szampon kupiony w Biedronce. Zobaczymy co z nich wyniknie.
* Wibo Wow Glamour Sand - świetny kolor i do tego piasek. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie ;-) (ok. 8zł)


* Próbki od BingoSpa. Niebawem przygotuję o nich małą notkę.


* Świeczka o zapachu czekolady i wiśni - idealna na jesienne i zimowe popołudnie :-) (4,99zł)
* Moja ulubiona książka Martyny Wojciechowskiej "Etiopia. Ale czat!". Znalazłam ją na Biedronkowym kiermaszu za 12,99zł więc żal było jej nie wziąć :)

W tym miesiącu nie planuję już żadnych kosmetycznych zakupów. Obiecuję! ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 27 października 2013

Mobile mix...

Niedziela, jak co tydzień, mija mi bardzo leniwie. Film, książka, słodkości, spacerek, odpoczynek itp., itd. Mijający tydzień był bardzo spokojny, ale szybko mi zleciał. Kupiłam kilka nowych kosmetyków, książkę, świeczkę, ale to wszystko pokażę w kolejnym poście. Dzisiaj podsumowanie całego tygodnia w zdjęciach :)


1. Trzeba korzystać z ładnej pogody.
2. Rozsypał mi się puder :-/
3. Najwyższy czas komuś pomóc. Mam nadzieję, że się uda :-)
4. Słodki umilacz.


5. Nowe próbki od Bingo Spa.
6. Ciekawie przystrojone drzewo.
7. Piłka w grze! ;)
8. Mały Klocek :)

Udanego poniedziałku ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 26 października 2013

Kulturalna sobota...

Wczoraj nie wrzuciłam żadnego posta, bo jakieś choróbsko zaczyna mnie brać i trochę źle się czułam. Wzięłam już medykamenty i mam nadzieję, że na tym się skończy. Chociaż pewnie w tym roku jakieś przeziębienie jeszcze się do mnie przypałęta... Dzisiejszy post, jak co tydzień, chciałam poświęcić sprawom 'kulturalnym', czyli tym co umila mój wolny czas.

Na pierwszy ogień idzie utwór odkryty zupełnie przypadkiem podczas jazdy autem. Kiedy jechałam do pracy akurat leciała jakaś płyta mojego Męża i na niej wysłuchałam ten utwór, który wbił mi się do głowy. Mowa o utworze "Sail" zespołu Awolnation.


Kolejnym poleceniem, tak jak w poprzednim tygodniu, jest książka podróżnicza Dariusza Rosiaka "Żar. Oddech Afryki". Autor książki pokazuje Afrykę jako kraj pełen życia i kontrastów. Jest tu też trochę polityki tego kraju, ale w tym przypadku mi to nie przeszkadza.


A na ostatnim miejscu znajduje się 'niepolecenie kulturalne' Dzisiaj obejrzałam film "W drodze". Obejrzeć to może za duże słowo, bo po 40 minutach zasnęłam, co mi się bardzo rzadko zdarza oglądając film. Resztę filmu przespałam i wcale nie żałuję, bo nie dość, że film trwał ponad 2godziny, to jeszcze nic z niego ciekawego nie wyciągnęłam więc szkoda na niego czasu. Przynajmniej się wyspałam ;-)


Udanego wypoczynku ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 24 października 2013

Fruit Energy, czyli Żel oczyszczająco - rewitalizujący Garnier Czysta Skóra...

Używałam już wielu żeli do mycia twarzy. Jedne były słabsze, drugie lepsze i do takich często wracam. Są też takie, które szału nie robią, ale przyjemnie się ich używa. Dzisiaj chciałabym zapoznać Was właśnie z jednym z takich żeli. Żel oczyszczająco - rewitalizujący Garnier Czysta Skóra gości u mnie w łazience już od jakiegoś czasu i jest to moje chyba trzecie jego opakowanie. Jak się u mnie sprawuje? Czytajcie dalej...


Żel zamknięty jest w plastikowej butelce z praktyczną pompką. Konsystencja żelu jest nie za gęsta i nie za rzadka. Po aplikacji delikatnie się pieni. A zapach? Zapach jest tu najmocniejszą stroną, ponieważ jest on orzeźwiający, owocowy, trochę słodki. Mi on bardzo przypadł do gustu i ten żel kupuję chyba głównie ze względu na zapach ;-)

Skład: Aqua/Water, Coco-Betaine, Propylene Glycol, Sodium Laureth Sulfate, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Disodium Cocoamphodiacetate, Sodium Chloride, Ascorbyl, Glucoside, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Cl 15510 / Orange 4, Cl 17200 / Red 33, Citrus Grandis Extract / Grapefruit Fruit Extract, Eucalyptus Globulus Extract / Eucalyptus Globulus Leaf Extract, Glycerin, Limonene, Linalool, Menthoxypropanediol, Punica Granatum Extract, Salicylic Acid, Sodium Benzoate, Tetrasodium EDTA, Zinc Gluconate, Parfum / Fragrance.

A jak jest z jego działaniem? Formuła żelu jest oparta na kwasie salicylowym, którego zadaniem jest oczyszczenie skóry i widoczne zmniejszenie porów i zredukowanie niedoskonałości. W kwestii oczyszczania żel radzi sobie bardzo dobrze, ponieważ porządnie oczyszcza naszą skórę ze wszelkich zanieczyszczeń. Pozostawia ją oczyszczoną, świeżą i odświeżoną. Co do kwestii zmniejszenia porów to trochę je zmniejsza, ale szału nie robi. A do zredukowania niedoskonałości to tu już mam małe 'ale'. Ja jakoś nie zauważyłam, aby sprawdził się w tej kwestii. Po prostu bardzo dobrze oczyszcza twarz i trochę zmniejsza pory, ale czy robi coś więcej? Raczej nie...


W żelu zawarte są wyciągi z granatu i grejpfruta oraz pochodna witaminy C, które mają właściwości oczyszczające i energizujące. W tym się jak najbardziej zgadzam. Jak już wyżej pisałam, żel bardzo dobrze oczyszcza skórę, a także orzeźwia więc fajnie używa się go latem. Plusem tego żelu jest też to, że nie powoduje powstawania nowych zaskórników i innych przykrych niespodzianek. Żel skutecznie usuwa nadmiar sebum i matowi skórę. Osoby z wrażliwą cerą mogą być z niego niezadowolone, ponieważ może trochę wysuszać im skórę i pozostawiać uczucie ściągnięcia. Ja należę do osób z mieszaną cerą i mi nie zaszkodził. Żel jest bardzo wydajny i mi spokojnie wystarcza na 2-3 miesiące. Kosztuje ok. 12-14zł/200ml, ale ja kupiłam go w promocji za 5,99zł i myślę, że taka cena bardziej do niego pasuje.

Miałyście okazję używać tego żelu?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 23 października 2013

Jesienne kropkowanie...

W tamtym tygodniu po raz pierwszym zrobiłam sobie mani, w którym główną rolę zagrały kropki. Dlatego wybaczcie za trochę krzywe te kropki, ale ręka mi się trzęsła ;-) Lakiery, które do tego użyłam należą raczej do tych stonowanych i bardzo fajnie wpasowują się w jesienne klimaty.


Lakiery użyte do tego mani to:
- Manhattan Lotus Effect 65K (ciemniejszy),
- Manhattan Lotus Effect 55K (jaśniejszy).


Oba lakiery pochodzą z drogerii ezebra.pl i kosztowały mnie ok. 4zł każdy. Z lakierów jestem bardzo zadowolona, ponieważ mają ładne kolory, dobrze kryją przy dwóch warstwach, szybko schną i bez problemu je się zmywa. Do tego każdy z nich ma w buteleczce metalową kuleczkę, aby móc dokładnie wymieszać lakier, dzięki czemu tak szybko nie zgęstnieje. Przynajmniej mam taką nadzieję ;-)


Mani jaki jest każdy widzi więc nie ma za bardzo co się nad nim rozpisywać. Kropki robiłam przy użyciu sondy, która bardzo przypadła mi do gustu. Dzięki niej nawet taki antytalent malarski jak ja, potrafi zrobić ładne kropeczki ;) Na zdjęciach pokazana jest tylko lewa ręka, w której kropeczki są lekko krzywe. Dziwne, bo malując prawą rękę kropki wyszły mi o wiele ładniejsze. Niestety nie ma jej na zdjęciach, ponieważ akurat nie miałam nikogo przy sobie, kto mógłby cyknąć mi fotki.


Wersja kropkowana bardzo mi się spodobała i pewnie nie raz zagości u mnie na paznokciach w wielu wariantach kolorystycznych. Niby takie niepozorne kropki, a potrafią fajnie urozmaicić zwykły mani. W planach mam jeszcze zakup pędzelka do zdobień, ponieważ naszła mnie wena na inne zdobienie paznokci. Nie wiem co z tego wyniknie ;-)

Podoba Wam się taka wersja zdobienia paznokci?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 22 października 2013

Boskie Otulające masło do ciała PAT&RUB...

Ta recenzja czekała sporo czasu na swoją kolej, ale jej czas w końcu nadszedł :)  To moje pierwsze zetknięcie z marką PAT&RUB więc chciałam dobrze zapoznać się z testowanym kosmetykiem. Mazidła do ciała uwielbiam, a jak jeszcze pachną tak, jak opisywany dzisiejszy kosmetyk, to po prostu jestem w niebie. Do tego skład, który jest naprawdę do pozazdroszczenia. A działanie? Bardzo dobre. Czego chcieć więcej? Przedstawiam Wam zatem Otulające masło do ciała PAT&RUB :)


Masło zostało wyprodukowane na piąte urodziny PAT&RUB i należy do edycji limitowanej - niestety. Jestem pewna, że gdyby znalazło się w stałej ofercie cieszyłoby się bardzo dużym powodzeniem. Dlaczego? Już wyjaśniam. Po pierwsze, co rzuca się nam od razu, to zapach. Słodki aromat od razu sprawił mi wiele przyjemności. We wczorajszym poście pisałam, że lubię słodkie zapachy i w tym przypadku to masło mnie nie zawiodło. Zapach łączy w sobie karmel, wanilię i cytrynę. Jak dla mnie to połączenie to strzał w 10, ponieważ wszystkie zapachy idealnie ze sobą współgrają. Zapach jest słodki i otulający, to prawda, ale dzięki nucie cytryny jest też orzeźwiający i lekki. Dzięki temu nie jest męczący i ciężki.


Drugi ważny aspekt to skład. Czytając go mamy pewność, że kosmetyk nie jest napakowany żadną chemią. Masło zawiera w sobie 100% naturalnych składników. Składniki te nie pochodzą z ropy naftowej. Nie znajdziemy w nim też silikonów. glikolu propylenowego, pegów, sztucznych konserwantów i zapachów oraz barwników. Do tego produkt został wyprodukowany w naszym kraju.

Oto co robią najważniejsze składniki tego masła:
- masło shea* – nawilża i zmiękcza,
- masło kakaowe* – natłuszcza i uelastycznia skórę, łagodzi podrażnienia,
- masło oliwkowe* – wygładza i koi,
- olej babassu* – uelastycznia, nawilża, jest naturalnym filtrem UV,
- squalane*  (z oleju oliwkowego) – nawilża,
- ekstrakt z cytryny* – działa ujędrniająco i przeciwzapalnie,
- naturalna witamina E* – wygładza, ujędrnia, natłuszcza i nawilża,
- gliceryna roślinna* – nawilża,
- inne roślinne substancje natłuszczające i  nawilżające*,
*surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym.


Konsystencja masła nie jest typowo maślana, ponieważ jest bardziej puszyste. Bardzo dobrze nawilża skórę. Nie podrażnia i nie uczula, bo przy takich składnikach nie ma prawa tego robić. Skóra po aplikacji tego masła jest nawilżona, wygładzona, delikatna i jędrna. Masło szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustego filmu, a delikatną warstewkę ochronną. Do tego na skórze pozostaje przyjemny, delikatny zapach.


Masło zamknięte jest w plastikowym pojemniczku o pojemności 250ml. Ta pojemność jest dla mnie zdecydowanie za mała. Chciałabym, aby było o pojemności 500ml albo i więcej, żebym mogła się nim cieszyć jak najdłużej :-) Otulające masło PAT&RUB spełniło moje wszystkie wymagania i nie zawiodło mnie w żadnym aspekcie: boski zapach, bardzo dobre nawilżenie, przyjemna konsystencja i szybkie wchłanianie. Do tego ten boski zapach utrzymuje się jeszcze jakiś czas na skórze. Fani słodkich zapachów na pewno będą nim mile zaskoczeni.


Cena tego masła to 69zł/250ml. Dla mnie jest to trochę sporo, ale często można trafić na promocje, dzięki którym kupimy je znacznie taniej. W linii otulającej, oprócz tego masła, znajdziemy również Otulający balsam do rąk i Otulający scrub cukrowy. Chciałabym je wypróbować, jednak fundusze raczej mi na to nie pozwolą ;-/ Masła zostało mi jeszcze troszeczkę i boję się, że kiedy je wykończę, będzie mi go bardzo brakowało. Na pewno będę rozglądała się za promocjami, aby kupić je ponownie. Mam nadzieję, że jeszcze zdążę zanim producenci wycofają je z rynku, bo to niestety edycja limitowana. Chociaż może jednak zlitują się nad nami i wprowadzą je do stałej oferty? Oby! :)

PAT&RUB

Miałyście okazję używać tego boskiego masła? Przypadło Wam do gustu, tak jak mi?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 21 października 2013

Mydło do kąpieli o zapachu gumy balonowej Ziaja Maziajki...

Witajcie! Uwielbiam słodkie zapachy w kosmetykach, dlatego jakiś czas temu bez zbędnego zastanawiania się wrzuciłam do koszyka produkt, który pachnie bardzo słodko. Do tego kosztował jedynie 3,79zł/500ml więc żal było nie wziąć ;-) O czym mowa? O Mydle do kąpieli o zapachu gumy balonowej z Ziaji z serii Maziajki. Przyznam, że zapach jest naprawdę słodki i faktycznie przypomina on gumę balonową.


Mydło zamknięte jest w dużej 500ml plastikowej butelce. Butelka jest przezroczysta dzięki czemu kontrolujemy stan kosmetyku. Zapach, jak już wyżej wspomniałam, jest iście balonowy. Słodki, bardzo słodki, przesłodki :) Z pewnością polubią go osoby lubiące tego typu zapachu. No i oczywiście dzieciakom na pewno także zapach się spodoba. Konsystencja mydła jest trochę rzadka i spływa z dłoni, ale gdy aplikujemy je na gąbkę wszystko jest ok. Możemy używać go także jako płynu do kąpieli. 

Skład: Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Cocoamphoacetate, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Sodium Chloride, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Sodium Benzoate, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum (Fragrance), Limonene, Citral, Citric Acid, CI 16035 (FD&C Red No. 40).


Sama butelka może nie jest zbyt poręczna ze względu na dużą pojemność, ale mi w tym przypadku to nie przeszkadza. Zamykanie jest solidne więc na pewno nic nam samoistnie nie wyleci. Mydło pieni się bardzo dobrze, jest średnio wydajne, a skład jaki jest każdy widzi (na drugim miejscu SLS). Mydła te są łatwo dostępne, a ich ceny są bardzo przystępne. Dobrze myje. Jedynym minusem jest to, że trochę wysusza skórę, ale ja po każdej kąpieli stosuję balsam więc problem ten nie jest wielkiej wagi.


Z tej serii dostępne są jeszcze dwa inne zapachy: bąbelkowa cola i wiśniowy lizak. Oba, podobnie do tego, pachną bardzo słodko. Mi ten zapach bardzo przypadł do gustu, ponieważ lubię takie słodziutkie zapachy, a do tego przypomina mi jeszcze dzieciństwo. Oczywiście nie wszystkim osobom taki zapach przypadnie do gustu, bo może okazać się dla nich zbyt słodki, a na dłuższą metę męczący. Mnie póki co mydło nie zmęczyło i jest dla mnie idealne (zapachowo) na jesień.

Miałyście? Używałyście?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 20 października 2013

Mobile mix...

Dzisiaj krótki i szybki pościk ze zdjęciami z tego tygodnia. W tym tygodniu ledwo co zrobiłam 8 zdjęć, ale to wszystko przez to, że wszystko dzieje się za szybko i czasami nie mam czasu uchwycić wszystkiego na zdjęciach. Nie będę się rozpisywała nad tym wszystkim więc miłego oglądania ;-)


1. Jak nie piasek w nerce, to korzonki ;-/
2. Moje pierwsze kropki :)
3. Janka.
4. Dostojny kocur... Kibol :-)


5. Kocia sjesta :-)
6. W końcu zebrałam wszystkie lakiery na wzorniku.
7. Dalej męczę te granulki zapachowe, ale bardzo je lubię :)
8. Jesienne słońce.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 19 października 2013

Kulturalna sobota...

Sobota mija mi, o dziwo, bardzo leniwie. Zrobiłam tylko małe porządki, byłam na niewielkich zakupach, a tak to błogie lenistwo: ciekawa książka, dobry film, umilacz zapachowy, gorąca herbatka żurawinowa i ciepły kocyk :) Mam nadzieję, że u Was jest podobnie ;-) 

Jak co tydzień przychodzę do Was z kilkoma poleceniami 'kulturalnymi'. Jako, że książek ostatnio żadnych wam nie polecałam, dzisiaj na pierwszym miejscu znajduje się taka propozycja. Jest to książka Martyny Wojciechowskiej "Ale Czat!". Książka jest pewnego rodzaju przewodnikiem po Etiopii, w którym autorka pokazuje tradycyjne obyczaje plemion zamieszkujących tamtejsze tereny. Osobiście bardzo lubię książki podróżnicze i relacje tego typu, więc dzisiaj nawet skusiłam się na zakup tej książki w Biedronce :)


Utwór, który w ostatnich dnia męczę nieubłaganie to "Prime Time" Janelle Monae ft. Miquel. Piosenka wpadła mi w ucho i nie może z niego wypaść ;-)


Film, który chciałabym Wam polecić to "Między wierszami" z Brianem Cooperem w głównej roli. Lubię tego aktora i w tym przypadku mnie nie zawiódł. Film opowiada historię młodego pisarza, próbującego zaistnieć na literackim rynku. Niestety sukces nie przychodzi łatwo, ale niespodziewane znalezienie zapomnianej powieści i wydanie jej pod swoim nazwiskiem, znacznie przyspiesza jego osiągnięcie. Niestety cała prawda o autorze i jego doskonałej powieści kryje się między wierszami, które przypomni mu nieznajomy starszy człowiek...


Mam nadzieję, że coś z tych rzeczy przypadnie Wam do gustu. Udanego weekendu :)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 18 października 2013

Krem do rąk True Blue Spa Bath & Body Works...

Dobrze wiecie, że kremy do rąk są kosmetykami, które schodzą u mnie najszybciej razem z żelami pod prysznic i pomadkami ochronnymi. Ręce są wizytówką kobiety, podobnie jak usta więc musimy o nie porządnie dbać. Tym bardziej, że wielkimi krokami zbliża się dla nich nie najlepszy czas - zima. Zawsze mam w swojej torebce jakiś mały kremik do rąk, aby móc je nawilżyć kiedy zajdzie taka potrzeba. W domu używam zazwyczaj kremów w większych opakowaniach, żeby nie targać ich wszędzie ze sobą. Dzisiaj o takim kremie chciałabym Wam trochę opowiedzieć. Jest to Krem do rąk Bath&Body Works z serii True Blue Spa.


Krem znajduje się w plastikowej, miękkiej tubce o pojemności 74ml. Od razu rzuca nam się w oczy kolor opakowania, który jest soczyście różowy i mi bardzo odpowiada, bo zawsze jak po niego sięgam poprawia mi się humor. Tubka kremu zamykana jest na solidne 'klik', które w żadnym wypadku nie ma prawa nam się samoistnie otworzyć. Krem zawsze stoi na głowie, dzięki czemu łatwiej jest nam go wydobywać. Jeśli chodzi o zapach kremu, to tu mam mały problem, ponieważ ciężko jest mi go określić. Jest on typowo kremowy, ale zawiera w sobie nutę cytrusów? Nie wiem, ale zapach jest przyjemny i niemęczący.


Produkt nie jest testowany na zwierzętach, co bardzo się chwali. Patrząc na skład dostrzegłam tam kilka fajnych składników, m. in. olej z pestek moreli, olej z nasion ogórecznika lekarskiego, olej z oliwek, masło z owoców z afrykańskiego drzewa Vitellaria paradoxa (masłosz Parka). Jak widzicie krem jest napakowany substancjami nawilżającymi i tak też działa. Jego konsystencja jest bardzo gęsta i treściwa, ale zupełnie nietłusta, dzięki czemu nie pozostawia tłustej warstwy na skórze, co w przypadku kremu do rąk może być bardzo niemiłe.


Wystarczy odrobina kremu (taka jak na zdjęciu), aby bardzo dobrze nawilżyć całe dłonie. Krem pozostawia na skórze warstwę ochronną, zapewne dzięki zawartości parafiny, która jest już na drugim miejscu w jego składzie. Kosmetyk ten nie spowodował u mnie podrażnienia i uczulenia, wręcz przeciwnie. Sprawił, że skóra na dłoniach jest delikatna, miękka, odżywiona i przede wszystkim odpowiednio nawilżona. Nie wiem ile krem kosztuje w sklepie stacjonarnym, ale na tubce widnieje cena 13$ więc dla mnie ta cena jest spora, jak za krem do rąk. Mimo to jeśli znalazłabym go na promocji, rozważałabym jego zakup, ponieważ zrobił moim dłoniom bardzo dobrze ;-)


Krem można także stosować jako kurację parafinową do rąk. Wtedy należy nałożyć go więcej niż zazwyczaj na dłonie, ubrać bawełniane rękawiczki, a potem cieszyć się super nawilżonymi dłońmi. Co do wydajności tego kremu jestem z niej zadowolona, ponieważ wystarczy niewiele, aby dokładnie nawilżył nam całe dłonie. Ogólnie krem oceniam bardzo dobrze, gdyż wymagam od niego dobrego nawilżenia i ładnego zapachu, dobrej wydajności i gęstej konsystencji. W tym przypadku wszystkie zadania są spełnione w 100%. Pozostało mi go jeszcze ponad pół tubki więc pewnie posłuży mi jeszcze z miesiąc, co mnie bardzo cieszy.

Miałyście okazję używać tego kremu? Jak go oceniacie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 17 października 2013

Rozdanie u Nails By Weronika...

Wczoraj pokazywałam Wam swatche z moim nowym lakierem NYC. W związku z lakierami chciałabym Was zaprosić na super rozdanie u Weroniki, właścicielki bloga Nails By Weronika, w którym możecie wygrać mnóstwo fajnych ozdób do paznokci: lakiery, pędzelki, naklejki, pilniczki, brokaty i inne rzeczy. Myślę, że lakieromaniaczki będą bardzo zadowolone z takiej nagrody. Fajne jest też to, że w tym rozdaniu możecie wziąć udział w dwojaki sposób: pierwszy to taki, w którym możecie zmalować jesień na paznokciach widzianą swoimi oczami. Drugi sposób to standardowe rozdanie. Zobaczcie tylko co możecie wygrać!

Rozdanie u Weroniki

Prawda, że nagrody kuszą? A więc bierzcie lakiery w dłonie i do dzieła ;-)

Pozdrawiam Kasiaa :-)

środa, 16 października 2013

Wzmacniający lakier NYC French Sugar Sprinkles nr 162...

Dzisiaj szybki i krótki pościk, bo ciężko jest mi wysiedzieć przy komputerze, ponieważ znowu dopadł mnie ból korzonków :-/ Kogo już raz dosięgnął ten nieznośny ból, ten mnie zrozumie. Nie życzę tego nikomu... Ale nie o tym chciałam dzisiaj napisać. Jakiś czas temu zrobiłam zakupy na ezebra.pl zaopatrując się tam w kilka lakierowych nowości. Wśród nich znalazł się lakier, który chciałam Wam pokazać, czyli NYC French Sugar Sprinkles nr 162.


Jak widzicie na załączonym zdjęciu lakier posiada shimmer, który nadaje paznokciom delikatny i nienachalny połysk. Lakier na paznokciach wygląda naturalnie, delikatnie i idealnie nadaje się na szybki manicure, kiedy nie mamy zbytnio czasu na zabawę z bardziej intensywnymi kolorami.


Na zdjęciach widzicie dwie warstwy lakieru. Lakier ten nie kryje w pełni paznokci, nadając im połysk oraz zdrowy i naturalny wygląd. Pędzelek nie jest ani za szeroki, ani za cienki, taki w sam raz. W lakierze znajduje się metalowa kuleczka, która umożliwia nam dokładne rozmieszanie lakieru, podczas wstrząsania nim. Kolor lakieru określiłabym jako mleczną poświatę, która idealnie nadaje się do frencha. Podoba mi się w nim to, że drobinki w nim zatopione są malutkie i nie rzucają się w oczy. Jedynym minusem lakieru jest jego nieprzyjemny i intensywny zapach, który dosyć długo utrzymuje się na paznokciach, w odróżnieniu od innych lakierów, w których czegoś podobnego nie zauważyłam. Co do wzmocnienia paznokci, to dużej zmiany nie zauważyłam. Zawsze kiedy pomaluję paznokcie jakimś lakierem stają się mocniejsze i tak jest i w tym przypadku.


Myślę, że kolor lakieru jest fajna odskocznią od intensywnych i wyrazistych lakierów. Jest skromny i pasuje do wszystkiego. Lakier szybko schnie, dlatego jeśli się gdzieś spieszymy i nie mamy czasu na czekanie i martwienie się czy nie zrobimy sobie zadziorów na naszym pięknym kolorze, ta wersja jest idealna. Do tego cena tego lakieru jest bardzo zachęcająca, bo kosztuje on 3,44zł za 9,7ml. Jak już wspomniałam lakier kupiłam w drogerii ezebra.pl i póki co jest on nadal tam dostępny.


Podoba Wam się taki delikatny efekt na paznokciach? Ostatnio czytałam na wielu blogach, że Blogger automatycznie poprawia jakoś naszych zdjęć i dzisiaj to zauważyłam na swoich, które zmienił, ale na gorsze... Uciekam wygrzewać moje zbolałe korzonki ;-/

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 15 października 2013

Mini mydło marsylskie Marius Fabre o zapachu różanym...

Jakiś czas temu pokazywałam Wam recenzję mydła fiołkowego Marius Fabre pochodzącego ze sklepu EKOmydlo.pl. Dzisiaj przyszła kolej na inne mydełko z tego sklepu, a mianowicie na Mydło marsylskie Marius Fabre o zapachu różanym. Mydło to jest w wersji mini (20g). Czy przypadło mi do gustu? Czytajcie dalej :-)


Mydło samo w sobie wygląda na naturalne, prawda? Faktycznie tak jest, ponieważ nie zawiera ono konserwantów, sztucznych barwników. Podobnie jak jego mydlany poprzednik jest biodegradowalne.Co ważne mydło nie jest testowane na zwierzętach. W swoim składzie zawiera masło shea, które jest dodatkowym nawilżającym składnikiem. Zawiera także co najmniej 72% naturalnych olei. Dzięki temu mogą go używać osoby z wrażliwą, suchą i szorstką cerą. Mydło zostało oczywiście wyprodukowane we Francji.


Skład mydła jaki jest każdy widzi. Jak dla mnie mógłby on być trochę bardziej naturalniejszy ;-) Nie mam jednak zbyt wymagającej skóry, dlatego mydło przypadło mi do gustu. Ma przyjemny delikatny różany zapach, który jednak nie pozostaje na skórze. W odróżnieniu od Mydła fiołkowego Marius Fabre zapach ten jest naprawdę przyjemny i normalny ;) Mydło nie pieni się mocno, ale na tyle, aby porządnie umyć ciało. Używam go od tygodnia jedynie do mycia rąk i niewiele mi z niego ubyło, więc jest też bardzo wydajne.


Mydełko nie podrażniło mnie, nie wysuszyło mi skóry. Bardzo dobrze myje, nie uczulając przy tym naszej skóry. Zamawiając je otrzymuje się pięć pojedynczych kosteczek mydlanych, każde o wadze 20g. Dlaczego tak? Ponieważ mydełko to przeznaczone jest dla gości. Myślę, że to bardzo fajny sposób na przywitanie osób, które np. zatrzymają się u nas na wakacje lub z okazji jakiejś rodzinnej imprezy. Mydełka te są dlatego tez polecane hotelom i ośrodkom SPA & Wellness, aby mogły zadbać o swoich gości w każdym szczególe. Mydełko dostępne jest w sklepie EKOmydlo.pl.


P. S. Przypominam Wam, że robiąc zakupy w sklepie EKOmydlo.pl możecie skorzystać z 15% rabatu na wszystkie produkty. Wystarczy, że na koniec zakupów wpiszecie hasło "w-moich-kregach".

Pozdrawiam Kasiaaa :-)