środa, 29 lipca 2015

Dezodorant Ultra Sensitive Isana Med...

Witajcie!


Trochę mnie tu nie było, ale są wakacje więc same rozumiecie ;-) Nie ukrywam jednak, że bardzo brakowało mi codziennego postowania i bycia na bieżąco z Waszymi blogami. Teraz staram się wszystko nadrobić i powrócić do żywych blogerów ;) Dlatego dzisiaj mam dla Was recenzję kosmetyku, który z pewnością jest na każdą kieszeń, a i z jego działaniem nie jest źle. To dezodorant Ultra Sensitive Isana Med.

 

 

Skusiłam się na ten dezodorant głównie ze względu na jego zawrotną cenę bodajże 3,49 zł. Ciekawość także zaważyła, bo stosowałam już kilka produktów Isany z serii Med i byłam z nich zadowolona więc i ten produkt postanowiłam poznać bliżej. Opakowanie dezodorantu jest klasyczne, skromne i nie rzucające się w oczy. Wszystko działa w nim poprawnie i nic się nie zacina. Jego zapach nie jest perfumowany i należy do tych świeżych, lekko mydlanych, proszkowych zapachów. Jest on delikatny i przypadł mi do gustu. Nie pozostawia na ubraniach białych śladów za co z pewnością należy mu się duży plus. Jego największym minusem jest jednak okropne pylenie podczas aplikacji w czasie której trzeba mieć uchylone okno, aby się nie przydusić ;-)



Dezodorant na pewno nie chroni przed potem przez 24 godziny, jednak na kilka godzin daje całkiem dobre zabezpieczenie przed nieprzyjemnym zapachem potu. Myślę, że sprawdzi się on w okresie zimowym, kiedy nie potrzebna jest nam zwiększona ochrona przed poceniem. Dezodorant nie podrażnił mojej skóry, nie uczulił jej i nie spowodował swędzenia czy pieczenia. Jego dodatkowymi plusami jest niewątpliwie brak w składzie aluminium, alkoholu, barwników. Do tego dostaniemy go w każdym Rossmannie za śmieszne pieniądze. Moim zdaniem więc osoby lubiące testować nowe produkty kosmetyczne mogą śmiało go wrzucać do koszyka :-)


niedziela, 19 lipca 2015

Tygodnik kulturalny...



W końcu mam chwilę na naskrobanie jakiegoś skromnego posta. Ostatni tydzień minął mi na porządkach i malowaniu ścian w naszym nowym domu. Spodziewałam się, że nie będzie mi to szło, jednak pomału jakoś daję radę i to bez pomocy Mężusia ;-) Niestety w ostatnich dniach nie mam zbyt dużo czasu na czytanie, ale staram się chociaż nadrabiać to filmami i muzyką.


Książka, którą aktualnie czytam to "Ministerstwo Przewodnictwa uprasza o niezostawanie w kraju. Amerykańska rodzina w Iranie". Autor książki Hooman Majd jest z pochodzenia Irańczykiem, ale na stałe mieszka w USA. Tam założył rodzinę, jednak postanowił razem z żoną i małym synkiem zamieszkać na rok w rodzinnym kraju. Konfrontacja z irańską codziennością, irańskimi tradycjami i ciekawostkami okazuje się być bardzo pouczająca i niekiedy zaskakująca. Polecam tę książkę osobą lubiącym literaturę faktu i podróżnicze reportaże.

 


Utwór, który moim zdaniem idealnie wpasowuje się w letni relaks to "Do it like" w wykonaniu Lucasa DiPasquala i jego przyjaciół. Piosenka jest pozytywna, energiczna, taka do potupania i do auta ;-)

 


Serial, który przypadł mi do gustu to "Detektyw". Dopiero obejrzałam dwa odcinki, ale wiem, że na pewno będę go na bieżąco śledziła. Główne role grają tu świetni Matthew McConaughey i Woody Harrelson, którzy od kilkunastu lat tropią seryjnego mordercę, popełniającego makabryczne rytualne zabójstwa. Jesteśmy tu świadkami ich śledztw, tajemnic, życia prywatnego i zawodowego, ale też relacji pomiędzy nimi, które w ciągu tych kilkunastu lat przeszły zmiany. Serial jest bardzo klimatyczny i charyzmatyczny, a momentami nawet lekko hipnotyczny. A myślenie jednego z głównych bohaterów, którego gra Matthew McConaughey jest bardzo proste, czasem zawiłe, ale i trafiające w samo sedno.

 

 

* Macie wyrzuty sumienia, kiedy sięgacie po czekoladę? Niepotrzebnie. Przeczytajcie ten artykuł, mówiący o samych zaletach jedzenia tej słodkiej przyjemności ;-)

* Zwierzęta są bardzo uczuciowe i pomocne. Udowadnia to ten uroczy kot z bydgoskiego schroniska, który opiekuje się czworonogimi pacjentami. Taki kot pielęgniarz to dowód na to, że zwierzęta doświadczają takich samych uczuć co ludzie :-) 

* Kojarzycie Rafała Betlejewskiego z programu "De Facto"? Jeśli tak, to wejdźcie na jego nowy projekt "Nie chcę tego", w którym przeczytacie relacje kobiet z gwałtów. Mocne i tragiczne. 

 

czwartek, 16 lipca 2015

Kakaowe masło do ciała Ziaja...

Witajcie!


Mam dzisiaj dla Was recenzję mazidła, które bardzo polubiłam ze względu na swój przyjemny zapach, ale i bardzo dobre nawilżanie. Mowa tu o Kakaowym maśle do ciała marki Ziaja.

 

 

Masło zamknięte jest w plastikowym słoiczku o pojemności 200 ml. Preferuję tego typu opakowania w mazidłach do ciała, bo umożliwiają one wydobycie kosmetyku do końca bez potrzeby niekiedy kłopotliwego rozcięcia opakowania. W tym przypadku nie musimy się martwić, że jakąś część kosmetyku wyrzucimy wraz z opakowaniem. Konsystencja masła jest taka jak lubię: gęsta, treściwa, ale nie tłusta. Bez problemów rozsmarowuje się na skórze i szybko wchłania, nie pozostawiając na niej tłustej warstwy.  Zapach jest typowo kakaowy. Nie jest on przesłodzony. Przypomina trochę zapach budyniu kakaowego, którego nie lubię jeść, ale zapach jest bardzo przyjemny :-)

 

 

Masło bardzo dobrze nawilża skórę, tworząc na niej delikatną warstwę ochronną. Po jego zastosowaniu skóra jest miękka, delikatna, odżywiona i przede wszystkim nawilżona. Do tego kakaowy zapach utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas na skórze, ci w tym przypadku jest bardzo miłe. Bardzo polubiłam się z tym masłem i już kiedyś kilkakrotnie u mnie gościło. Jestem pewna, że jeszcze nie raz się na nie skuszę. Miałyście okazję go używać?

 

wtorek, 14 lipca 2015

Różowo, fioletowo, piaskowo...

Witajcie!


Dzisiaj post z tych krótkich, ponieważ od trzech dni boli mnie głowa i za bardzo nie mogę się skupić... Mani, które gościło na moich paznokciach w tamtym tygodniu to połączenie kilku piaskowych lakierów: różowego, jasnofioletowego i srebrnego brokatowego. Lubię łączyć kilka kolorów na paznokciach, bo to szybki i łatwy sposób na ładne mani.

 

 

Lakiery użyte do tego zdobienia to: 

* różowy piasek Candy Shop  Wibo nr 3,

* jasnofioletowy piasek Candy Shop Wibo nr 4,

* srebrny brokatowy piasek Rio Lovely nr 1,

* baza to odżywka Pro Care Manhattan.

 

 

Obecnie moje paznokcie mają trudną sytuację, ponieważ wzięłam się za malowanie pokoi ;-) więc niestety trochę na tym cierpią. Na szczęście częste ich obcinanie nie doprowadziło jeszcze do ich całkowitego zniszczenia. Mani, które dzisiaj oglądacie nosiłam kilka dni. Piaskowe lakiery z reguły trzymają się trochę dłużej na paznokciach i tak też było w tym przypadku. Każdy z tych lakierów dobrze kryje przy dwóch warstwach i dość szybko wysychają. Jeśli chodzi o ich zmywanie to wiadomo, że trzeba poświęcić im kilka minut więcej, a w szczególności lakierowi brokatowemu.

 

 

Myślę, że  takie połączenie kolorystyczne fajnie wpasowało się w letnie klimaty. Obecnie na paznokciach mam też fiolet tylko w klasycznym wydaniu. Niestety nie pokażę Wam go, bo już jest w stanie rozkładu ;-) Podoba Wam się takie piaskowe mani?

 

niedziela, 12 lipca 2015

Tygodnik kulturalny...


Witajcie!


Pierogi ulepione pora więc na trochę odpoczynku ;-) Mam dla Was kilka poleceń kulturalnych, które mogą Wam przypaść do gustu i skutecznie umilić weekendowy relaks i nie tylko. Zapraszam :-)


Ostatnio nadrabiam filmowe zaległości, dzięki czemu obejrzałam kilka fajnych filmów. Dzisiaj mam dla Was dwie filmowe propozycje:

* "Najdłuższa podróż" - ten film obejrzałam wczoraj i bardzo przypadł mi do gustu.  Historia dotyczy młodej dziewczyny, która poznaje młodego kowboja i ujeżdżacza byków (ooo tak ;-), który wraca do sportu po doznaniu poważnej kontuzji. Dla niej najważniejsza jest sztuka, a dla niego niebezpieczny sport. Czy będą potrafili pogodzić swoje odmienne pasje? Musze się Wam przyznać, że uwielbiam takie romantyczne i ckliwe historyjki, dlatego pewnie ten film tak przypadł mi do gustu. No, a jeśli nie preferujecie tego typu filmów, to obejrzyjcie go chociażby ze względu na uroczo przystojnego, słodziutkiego młodego Scotta Eastwooda ;-)

* "W dobrej wierze" - drugi film to historia czworga młodych uchodźców z ogarniętego wojną Sudanu, którzy otrzymują szanse na nowe życie w Stanach Zjednoczonych. W filmie nie brak wzruszeń, różnic kulturowych i trochę zabawnych momentów. Fajnie pokazana jest tu kwestia odnalezienia się w nowej, całkowicie odmiennej od rodzinnej, kulturze. Co ciekawe główne postaci w tym filmie, czyli czworo sudańskich uchodźców, zagrali prawdziwi afrykańscy uchodźcy.


 


Teraz trochę beatboxu, czyli duet K-Leah i Dharni i ich cover utworu "Say my name". Uwielbiam ich słuchać, a Dharni jest uroczy i ma nieziemsko zwinny aparat gębowy ;-) Ma chłopak ogromny talent.

 

 

 

Książkę, którą ostatnio przeczytałam to "Szukaj mnie wśród lawendy. Zofia. Tom II" autorstwa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Ostatnio często polecam jej książki, ale same wpadają w moje ręce. To kontunuacja lawendowej trylogii, którą główną bohaterką w tej części jest jedna z trzech sióstr Zofia. Staje ona twarzą w twarz ze swoją pierwszą, dawną miłością, ale też poznaje prawdę, która całkowicie zmienia jej dotychczasowe życie, które okazuje się być budowane na kłamstwie. Polecam Wam oczywiście sięgnąć po pierwszy tom tej serii, abyście były bardziej wtajemniczone w całą historię trzech sióstr.

 


To by było na tyle z moich cotygodniowych poleceń kulturalnych. Mam nadzieję, że coś przypadnie Wam do gustu. Jeśli obejrzałyście, przeczytałyście, przesłuchałyście w ostatnim czasie coś interesującego, to czekam na Wasze propozycje ;-)

 

piątek, 10 lipca 2015

Piątki pachnące Yankee Candle: A Child's Wish...

Witajcie!


Pogoda za oknem prezentuje się nieciekawie, ale mam świetny sposób na ocieplenie klimatu, chociażby tylko w domu. Niedawno wypróbowałam pewien wosk, który już po kilku minutach skradł moje serce. Wiem, że dużo osób z Was podzieli moje zdanie o nim, bo mowa oczywiście o ślicznym wosku A Child's Wish.

 

 

Z czym kojarzy Wam się dzieciństwo? Bo mi z beztroską, wolnością, niewinnością, radością, bezpieczeństwem i nieustającą zabawą. Według mnie taki właśnie jest wosk A Child's Wish. Wosk pokochałam od pierwszego wąchnięcia. Jego aromat jest prześliczny! Zapach jest kwiatowy, ale nie jest to mocny zapach kwiatów z kwiaciarni. Porównałabym je raczej do polnych kwiatów, których aromat jest delikatny, subtelny i nienachalny. Zapach jest świetnie wyważony, przez co z pewnością nie spowoduje bólu głowy i nie zamęczy nas swoją intensywnością. Mimo tego już po kilku minutach jest cudowny aromat świetnie rozchodzi się po pomieszczeniu, skutecznie go otulając i pozostając w nim przez jakiś czas. Zapach jest słodki, ale nie przesłodzony. Kwiatowe aromaty w nim zawarte są rześkie, a zapach bursztynu sprawia, że całość jest delikatna i subtelna. Przy tym wosku z pewnością skutecznie się zrelaksujemy i odbędziemy podróż wprost do dziecięcej przeszłości :-)



Wosk pochodzi z kwiatowej linii zapachowej. Dominującymi w nim aromatami są: kwiatowa bryza, górska lilia oraz bursztyn. Szczerze mówiąc trudno było mi wyobrazić sobie takie połączenie zapachowe, ale skuszona pozytywnymi opiniami na jego temat w końcu się na niego zdecydowałam. I wiecie co? Żałuję... że zrobiłam to tak późno i nie zrobiłam sobie jego zapasów. Z czystym sumieniem mogę go Wam polecić, a sama dopisuję go do swojej listy woskowych ulubieńców, na którym póki co zajmie niekwestionowane pierwsze miejsce :) Jak już wyżej wspomniałam zakochałam się w tym zapachu i na pewno kupię jego większą ilość, a i dużą świecą w takim wydaniu bym nie pogardziła ;-)



Ten, jak i pozostałe woski recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.


środa, 8 lipca 2015

Czerwcowy projekt denko...

Witajcie!

 

W tym miesiącu mam lekki poślizg z podsumowaniem kosmetycznych zużyć, jednak są wakacje więc same rozumiecie ;-) W sobotę pokazywałam Wam moje czerwcowe zakupy kosmetyczne (tutaj), które okazały się niewielkie i stonowane. A jak poszło mi zużywanie kosmetyków w czerwcu? Zobaczcie same...

 




Patrząc na moje poprzednie kosmetyczne zużycia, czerwcowe denko okazało się być największym w tym roku. W sumie udało mi się zużyć 14 pełnowymiarowych kosmetyków, paczkę płatków kosmetycznych i dwie próbki podkładów. To chyba sporo, prawda?





W kategorii twarz znalazły się:

* Tonik do demakijażu Rival de Loop - pisałam o nim bardzo dawno temu (tutaj), kiedy był zamknięty w trochę innym opakowaniu. Polubiłam się z nim, bo dobrze oczyszczał twarz z zanieczyszczeń, nie podrażniał skóry i nie przesuszał jej. Do tego jest tani jak barszcz więc warto go wypróbować.

* Morelowy krem matujący So pretty! Soraya - z tym kremem również się polubiłam, o czym pisałam w tym poście. Dobrze nawilżał, ale przede wszystkim matowił. Do tego przyjemnie pachniał i był wydajny.

* Pianka do mycia twarzy z miodla indyjską Himalaya Herbals - kolejny produkt w moim denko, który się u mnie sprawdził. Pianka dobrze oczyszczała, nie przesuszała. Więcej możecie przeczytać o niej tutaj.

* Emulsja oczyszczająca z granatem Alterra - z tym kosmetykiem niestety się nie polubiłam. Emulsja ma wielu zwolenników jednak ja do nich nie należę. Niestety zapychała mnie, co od razu ją zdyskwalifikowało. Pełną recenzję przeczytacie tutaj.





W kategorii ciało znalazły się:

* Krem pod prysznic i do kąpieli Ceylon Bingo Spa - całkiem przyjemny kosmetyk do codziennej pielęgnacji. Taka pojemność wystarcza na bardzo długo, dlatego w połowie butelki zaczęłam stosować go jako mydło do rąk. Jego pełna recenzja jest tutaj.

* Płyn do higieny intymnej Facelle - regularnie po niego sięgam i nie mam mu nic do zarzucenia. Kosmetyk wielofunkcyjny, który zawsze się sprawdza.

* Żel pod prysznic Werbena i cytryna Le Petit Marseiliais - dobre działanie i boski zapach. To cytrusowa bomba pod prysznic. Bardzo go polubiłam. Chyba większość z Was już o nim słyszała, jednak jesli chcecie poznać go bliżej zapraszam do tej recenzji.

* Żel do golenia Energy Lirene Men - kupiłam go Mężusiowi jednak jakoś go nie polubił więc ja go przejęłam. Nie mam mu nic do zarzucenia, bo sprawdzał się w porządku jako żel do depilacji.





* Malinowy żel pod prysznic Isana - zdecydowanie to jeden z lepszych zapachów żeli pod prysznic tej marki. Fajny, orzeźwiający, malinowy zapaszek. Przeczytacie o nim więcej tutaj.

* Olej kokosowy KTC - zużywałam go bardzo długo z tego względu, że stosowałam go tylko jako nawilżacz do dłoni, stóp i łokci. Czasami po depilacji nakładałam go na nogi. Całkiem dobrze spełniał swoje zadanie, jednak jego największym minusem jest brak kokosowego zapachu. Pod koniec też trudno było go wygrzebać z opakowania.

* Masło do ciała Pobudzająca pomarańcza i kawa Perfecta Home Spa Dax Cosmetics - bardzo przyjemne masło do ciała o ślicznym zapachu. Bardzo dobrze nawilżało skórę i otaczało ją miłym zapachem (recenzja).





W kategorii włosy znalazły się:

* Kuracja do włosów z błotem karnalitowym Bingo Spa - bardzo dobry produkt do włosów, który sprawił, że moje włosy znacznie mniej się przetłuszczały. Więcej przeczytacie o nim tutaj.

* Szampon ułatwiający rozczesywanie włosów Babydream - skuteczny i niedrogi szampon, po który na pewno jeszcze nie raz sięgnę. Naprawde nie plątał włosów tak jak niektóre szampony, a do tego był wydajny i nie przetłuszczał włosów (recenzja).

* Piwna odżywka do włosów Cmo - tę odżywkę znalazłam w rosyjskiej edycji pudełka PinkJoy. Jej zapach skradł moje serce, ponieważ pachniała jak waniliowe ciasteczka. Jej zapach utrzymywał się jeszcze przez jakiś czas na włosach więc dla mnie bomba. 





W kategorii pozostałe znalazły się:
* Płatki kosmetyczne Carea - standard :-)

* Próbki podkładów z Vichy i Yves Rocher.

 

Uff! To by było na tyle z moich czerwcowych zużyć kosmetycznych. Trochę się tego uzbierało, ale to dobrze, bo zapasy pomału się zmniejszają i ... uzupełniają ;-) Mam nadzieję, że w lipcu także pójdzie mi tak dobrze. Znacie coś z moich czerwcowych pustaków?



poniedziałek, 6 lipca 2015

Yellow stripes on my nails...

Witajcie!


Coś mi ciągle daleko do podsumowania kosmetycznych zużyć czerwca, dlatego dzisiaj mam dla Was krótki post ze zdobieniem, które gościło na moich paznokciach w ostatnim tygodniu. Rzadko noszę żółte kolory na paznokciach, ale upalna pogoda sprawiła, że skusiłam się na mani właśnie w takich odcieniach.

 

 

Lakiery użyte w mani:

* biały Extreme Nails Wibo nr 25,

* pomarańczowy Clubbing Miss Sporty nr 451,

* żółty Star Lemax nr 12,

* jasny żółty Express Growth Wibo nr 391,

* limonkowy Express Growth Wibo nr 484. 

 

 

Do tego mani użyłam prawie wszystkich żółtych odcieni lakierów jakie posiadam w swojej kolekcji. Aż sama się zdziwiłam, że tyle ich mam, bo jak już wspominałam rzadko po nie sięgam. Mani jest energetyczne, świeże i bardzo letnie. Wszystkie kolory fajnie ze sobą współgrały i dobrze mi się je nosiło na paznokciach.

 

 

Paseczki wykonałam cienkim i długim pędzelkiem, dzięki któremu możemy uzyskać długie, a co najważniejsze proste linie bez żadnych problemów. Jako baza posłużył mi biały lakier, który świetnie podbił żółte kolory. Paseczki można wykonać też innymi kolorami i myślę, że jeszcze nie raz takie mani u mnie za gości w różnych wersjach kolorystycznych.

 


Dzięki temu mani okazało się, że żółty nie taki straszny jak go malują ;-) Podoba Wam się takie zdobienie?

 

niedziela, 5 lipca 2015

Tygodnik kulturalny...


Ufff! Ale upał! Naprawdę dawno pogoda mnie tak nie zmęczyła. Ale mimo takich upałów nie narzekam na gorąco, bo wolę to niż deszcze i zimno. Dzisiaj trochę się nawet poopalałam więc jest dobrze :-) Jak co tydzień mam dla Was kilka kulturalnych poleceń, które mogą umilić Wam weekendowy relaks.


Książka, którą właśnie przeczytałam to "Bez strachu. Jak umiera człowiek" autorstwa Magdaleny Rigamonti i Adama Ragiela. Przyznam szczerze, że z lekkim strachem podchodziłam do tej książki, ponieważ jak większość ludzi boję się śmierci i nie chcę o niej myśleć. Ta książka jednak uświadomiła mi, że pani z kosą może przyjść do każdego z nas w każdym nieoczekiwanym momencie naszego życia. Dzięki niej mniej więcej wiem, co dzieje się z ludzkim ciałem po przejściu na drugą stronę, jeśli chodzi o kwestie pogrzebowe i czysto fizyczne. Książka pokazuje, że biznes pogrzebowy nie jest pozbawiony ludzi bez skrupułów, ale są też tacy, którzy szanują ciało człowieka także po śmierci. Doprowadzanie nieboszczyka do przyzwoitego wyglądu wymaga wielkiej wiedzy, umiejętności, ale i szacunku. Więc jeśli interesuje Was taki temat to zachęcam do przeczytania tej książki, bo można z niej naprawdę sporo wynieść.

 

 

 Zbaczając z poważnego tematu, mam dla Was przyjemną komedię "Tammy". Główną rolę gra świetna Melissa McCarthy, którą bardzo lubię. Gra ona kobietę - posiadaczkę wielkiego pecha, która traci pracę w fast foodzie, a na dodatek odkrywa, że mąż ją zdradza. Postanawia więc wyruszyć w podróż, w której towarzyszy jej zakręcona, lubiąca sobie wypić babcia. W filmie nie brak zabawnych momentów, a wszystko za sprawą genialnej głównej aktorki. Początkowa scena w filmie, podczas której tytułowa Tammy jedzie autem i "nuci" sobie piosenkę lecącą w radio, przypomina mi mnie samą ;-)



Na koniec utwór pozytywny i relaksacyjny, czyli "We need love" w wykonaniu Treeshy i Denhama Smitha. Uwielbiam takie klimaty więc musiałam się tym utworem z Wami podzielić :)



Chciałabym polecić Wam jeszcze filmik, który w ostatnim czasie wzbudza wiele emocji. Nagrała go dziewczyna, która od kilku miesięcy publikowała w internecie swoje zdjęcia bez makijażu. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że boryka się ona z trądzikiem. W filmiku pokazane są komentarze, które otrzymywała po publikacji swoich zdjęć. Filmik pokazuje, że ludzie są nietolerancyjni i bezlitośni, ale też pokazuje, że pomimo wyglądu zewnętrznego każdy z nas jest piękny i wyjątkowy. Sama walczę z trądzikiem od wielu lat i wiem jakie myśli potrafi on wywołać w nas samych więc autorce tego filmiku należy się wielki szacunek, że poruszyła ten temat.

 


sobota, 4 lipca 2015

Czerwcowy haul zakupowy...

 

Kilkudniowa cisza na blogu została spowodowana powrotem Mężusia z delegacji ;-) Teraz pomału nadrabiam blogowe zaległości i przychodzę do Was z podsumowaniem czerwcowych zakupów kosmetycznych i nie tylko. Co prawda czerwcowego denka jeszcze nie zamieściłam, ale na pewno pojawi się ono w ciągu najbliższych kilku dni. W czerwcu w sumie nie poszalałam z zakupami kosmetycznymi. Do mojego koszyka wpadło tylko kilka kosmetyków tzw. pierwszej potrzeby.

 

 

W Rossmannie kupiłam dezodorant Isana Med, który mimo swojej śmiesznie niskiej ceny okazał się całkiem dobry. Do tego dorzuciłam dwa szampony również Isana Med, które jakiś czas temu u mnie gościły i spisywały się bardzo przyzwoicie. One też kosztowały bardzo mało, bo aż 2,99 zł za sztukę. W Biedronce skusiłam się na Krem do mycia ciała Lirene, żel pod prysznic o zapachu rabarbaru i wanilii oraz żel do higieny intymnej. Na tym kończy się moje kosmetyczne szaleństwo zakupowe poczynione w czerwcu. Dużo tego nie było z czego bardzo się cieszę, bo moje zapasy coś ostatnio nie chcą się zmniejszać ;-)



Na Wizażu trochę mi się poszczęściło i po raz pierwszy i drugi załapałam się do testowania. Najpierw otrzymałam do przetestowania Mleczko do mycia ciała Luksja, które nie załapało się do zdjęcia, ponieważ dotarło do mnie w uszkodzonym opakowaniu i stoi w łazience. Drugie testowanie to suplement diety Priorin Extra, który ma spowodować, że moje włosy będą zdrowe i piękne i przestaną wypadać. Póki co jestem na pierwszym opakowaniu i włosy jeszcze bardziej mi wypadają. Mam nadzieję, że to tylko efekt początkowy ;-)



Na Facebooku udało mi się załapać do testowania makijażowego duetu od Rimmel. Dzięki temu stałam się posiadaczką rozświetlającego podkładu Rimmel Wake Me Up oraz tuszu do rzęs Wake Me Up o zapachu ogórka. To moje pierwsze zetknięcie z tymi akurat kosmetykami kolorowymi i póki co wrażenia są pozytywne.



Czerwiec okazał się szczęśliwym dla mnie miesiącem, ponieważ na Test Me Too otrzymałam bon na 20zł, który mogłam wykorzystać w sklepie a'Tab. Do koszyka wrzuciłam więc dwie małe świeczki Kringle Candle. Pierwsza to wersja Watercolors, która pachnie obłędnie. Druga wersja to Grey, która pachnie bardzo męsko, ale ja lubię takie klimaty :) Kominek, który widzicie na powyższym zdjęciu to zakup w sklepie "Wszystko po 5,99 i nie tylko" ;-) Kosztował właśnie 5,99 zł, ale co do jego jakości nie mam nic do zarzucenia. Jest solidny i bardzo ładnie się prezentuje.



A to już taka moja mała zachcianka :) Koronkowy czarny komplet, który od dawna za mną chodził. Materiał jest delikatny, ale i wytrzymały. Koronka jest bardzo miła w dotyku, delikatna, nie drapie i nie podrażnia skóry. Komplet kupiłam w sklepie Demoniq, w którym znajdziecie sporo ładnej bielizny oraz jeśli lubicie coś bardziej hardcorowego ;-)


To by było na tyle z moich czerwcowych zakupów. Wpadło Wam coś w oko?