niedziela, 27 kwietnia 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Niedziela ciągnie się leniwie, ale chwila odpoczynku i lenistwa dobrze mi zrobi. Ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu na czytanie i oglądanie filmów, ale zawsze coś tam uda mi się obejrzeć czy poczytać. Dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami kilkoma poleceniami kulturalnymi.

Na muzykę zawsze mam czas, chociażby podczas jazdy autem, dlatego pierwsze miejsce to utalentowany Pharrell Williams i jego nowe "Marilyn Monroe". Jego twórczość znam od dawna i będąc w podstawówce szalałam na jego punkcie ;-) Ciągle zastanawiam się co on takiego bierze, że ciągle wygląda tak samo i nic się nie starzeje. Spójrzcie tylko na jego dawne teledyski ;)


Teraz czas na film z jednym z moich ulubionych aktorów - Gerardem Butlerem. Jestem świeżo po obejrzeniu filmy "Wysoka fala" więc mogę od razu wam go polecić. Oparty jest na prawdziwej historii uzdolnionego surfera Jaya Moriartego, dla którego całym życiem było surfowanie i zdobycie największych fal świata. Film przekazuje trochę jego ideologii. Dla mnie posiadanie ogromnej pasji, jak w przypadku bohatera tego filmu, dla której człowiek nie boi się umrzeć jest godne szacunku i uznania.


Na koniec trochę literatury, czyli "Czym zadziwi strefa kiwi" Anke Richter. Książka opis doświadczeń autorki z jej życia w Nowej Zelandii. Znajdziemy w niej sporo autoironii autorki więc nie wszystkim może się spodobać. Dla mnie jednak każda książka opisująca dalekie kraje czy odmienne kultury jest warta przeczytania.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 26 kwietnia 2014

Rosyjski oczyszczający żel do mycia twarzy Teebaum...

Zapewne niejedna z Was słyszała o pudełkach PinkJoy i możliwe, że któraś z Was się na nie skusiła. Ja zapragnęłam mieć rosyjską wersję pudełka więc skorzystałam z okazji uruchomienia drugiej kampanii. Wśród kosmetyków w nim zawartych znalazłam Oczyszczający pianko-żel do mycia twarzy Teebaum marki BelKosmex. W tytule posta celowo nie zamieściłam określenia pianko-żel, bo wg mnie to określenie jest trochę błędne, bo daleko mu do pianki ;-) A jak żel sprawdził się na mojej problematycznej cerze?


Żel zamknięty jest w w białej tubce o pojemności 80 g. Niestety za opakowanie muszę przyznać minusa, ponieważ jest ono nieporęczne ze względu na konieczność ciągłego odkręcania go podczas użytkowania. Nie byłoby to problemem, gdyby nie dość rzadka konsystencja kosmetyku, która przy mocniejszym naciśnięciu tubki może nam wylecieć. Często trochę żelu lubi też zostawać wewnątrz zakrętki, co wygląda po prostu nieestetycznie. Ewidentnie przydałoby tu się opakowanie z pompką.


Jak już wspomniałam na samym początku postu, żel ten został nazwany mianem pianko-żelu, jednak z pianką łączy go tylko to, że podczas aplikacji trochę się pieni. Żel jest przezroczysty i dość rzadki. Jego zapach jest typowo ziołowy i do najprzyjemniejszych nie należy. Jednak po kilku użyciach przyzwyczaiłam się do niego i nie przeszkadza mi on. W składzie żelu możemy znaleźć olejek z drzewa herbacianego i wyciąg z nagietka lekarskiego, które mają bardzo dobry wpływ na cerę mieszaną, tłustą, ze skłonnością do powstawania trądziku, czyli taką jak moja.





Żel bardzo dobrze radzi sobie z oczyszczaniem twarzy i zmywaniem makijażu. Nie podrażnia skóry i nie uczula jej. Na mojej skórze sprawdza się bardzo dobrze, bo łagodzi podrażnienia, nie przesuszając jej i nie powodując efektu ściągnięcia. Pomimo rzadkiej konsystencji i dość małej pojemności, żel jest wydajny. Stosuję go od miesiąca rano i wieczorem i myślę, że jeszcze wystarczy mi przynajmniej na pół miesiąca. Cieszy mnie to, bo póki co żel bardzo dobrze się u mnie sprawuje.


Obecnie żel nie jest dostępny w Polsce, ale niebawem PinkJoy ma uruchomić e-sklep, w którym będzie można kupić kosmetyki znajdujące się w każdym pudełku. Myślę, że to bardzo fajny pomysł i możliwe, że wtedy skuszę się na jakiś dobry, polecany kosmetyk. Ten żel jest dopiero pierwszym produktem z rosyjskiego pudełka, który testuję. Przede mną jeszcze kilka produktów. Mam nadzieję, że pozostałe przypadną mi do gustu, tak jak ten i będę z nich równie zadowolona.

Używałyście tego żelu? A może polecacie inny kosmetyk z PinkJoy?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 24 kwietnia 2014

Nowości lakierowe...

Witajcie!

Wiem, że ostatnio zrobiło się cicho na blogu, ale nie sądziłam, że załatwianie spraw związanych z budową domu, zabierze mi cały wolny czas. Na szczęście staram się być na bieżąco z Waszymi postami więc wiem co w trawie piszczy ;-) Ostatnio skusiłam się na kilka nowych lakierów do paznokci, pomimo tego, że już nie pamiętam kiedy ostatnio je malowałam hehe. No, ale musiałam, bo już od dawna za mną chodziły ;) Z resztą zobaczcie same:


To, co widzicie na powyższym zdjęciu to wszystko zamówienie u popularnego Allegrowicza PROMOTO-PROMOTO, który z pewnością nie jest Wam obcy, jeśli macie zajawkę na pierdółki do paznokci ;-) Skusiłam się u niego na 6 Lemaxów: 2 pastelowe marmurki, 2 neonowe marmurki i 2 toppery brokatowe. Marmurki urzekły mnie od pierwszego ujrzenia i już nie mogę się doczekać, kiedy je wypróbuję. Dodatkowo do koszyka wpadły naklejki wodne na paznokcie, które widziałam na innych blogach i mi się takie zamarzyły. Na koniec dorzuciłam stempel do wzorków. Widziałam u niektórych dziewczyn, jakie piękne zdobienia można nim wykonać więc postanowiłam i ja się pobawić w taką artystkę. Zobaczymy co z tego wyjdzie...


Niedawno kupiłam też 3 lakiery z Wibo, które były w promocji "Do widzenia" więc żal było nie skorzystać: 
- Last & Shine nr 3,
- Wow Sand Effect nr1,
- Wow Sand Effect nr2.

Tak wiem o trwających teraz promocjach w Rossmannie i póki co skusiłam się na jeden podkład. Najbardziej interesują mnie promocje na tusze do rzęs i oczywiście lakiery więc czekam na nie z niecierpliwością ;-)

Jakie lakiery najbardziej przypadły Wam do gustu i które chciałybyście zobaczyć jako pierwsze na moim blogu?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Brzozowa pomadka ochronna Sylveco...

Dzięki blogowaniu poznaję dużo nowych, ciekawych i skutecznych kosmetyków. O marce Sylveco czytałam wiele pozytywnych opinii na innych blogach, jednak jakoś nigdy nie miałam okazji się w nie zaopatrzyć. Jakiś czas temu w moje ręce wpadła Brzozowa pomadka ochronna z betuliną Sylveco więc w końcu mogłam przekonać się o właściwościach tej marki kosmetycznej.


Brzozowa pomadka ochronna Sylveco zamknięta jest w klasycznym, plastikowym opakowaniu. Opakowanie jest solidne i nie otwiera się samoistnie. Dodatkowo pomadka znajduje się w kartoniku, na którym znajdziemy wszystkie niezbędne informacje jej dotyczące: ogólny opis, skład chemiczny, a także kilka słów o najistotniejszym składniku pomadki: brzozie białej. Taki chwyt z dokładnym opisem pomadki bardzo mi się podoba, bo większość producentów tych maleństw nie przykłada zbyt dużej wagi do poinformowania konsumenta o właściwościach kosmetyku. Wg nich pomadka to wazelina i kilka kropel olejku zapachowego. A przecież usta są dla nas, a przynajmniej dla mnie, wizytówką praktycznie każdego człowieka, bo pierwsze na co zwracamy uwagę podczas rozmowy to właśnie usta (chyba ;-).


Pomadka jest prawie bezzapachowa i całkowicie bezbarwna. Wyczuwam w niej bardzo delikatny i naturalny zapach brzozowy, który nie jest chemiczny i drażniący. Konsystencja pomadki jest gęsta i treściwa i co najważniejsze pomadka nie topi się pod wpływem ciepła i w kontakcie z ustami, co dla mnie odgrywa znaczącą rolę, bo nie cierpię pomadek, które po aplikacji spływają mi z ust, albo je zjadam. Ostatnio moje usta przechodziły etap spierzchnięcia więc od pomadki wymagałam wzmożonego nawilżenia i ochrony. Postanowiłam w tym celu przetestować właśnie Brzozową pomadkę ochronną Sylveco, aby sprawdzić czy przejdzie ciężkie warunki.


Jakże miło się zaskoczyłam używając tej pomadki. Moje usta głośno i wyraźnie wołały o pomoc i ten kosmetyk uratował je przed całkowitym wysuszeniem. Wystarczyło przez kilka dni regularnie stosować pomadkę, a usta wróciły do swej dawnej, dobrej formy. Zostały odpowiednio nawilżone, odżywione i ochronione. Domyślam się, że wszystko dzięki naturalnym składnikom w niej zawartym. Jak widać masło shea, masło kakaowe, olej sojowy, olej jojoba, olej wiesiołkowy, a także aktywny składnik, jakim jest betulina zawarta w korze brzozy, mają dobroczynny wpływ na suche, spierzchnięte i pozbawione nawilżenia usta.


Myślę, że ta pomadka idealnie nadawałaby się także na gorsze warunki atmosferyczne: mróz i słońce. Mi bardzo ona pomogła i mam nadzieję, że jeszcze trochę ze mną pobędzie, bo z tego co widzę to jest dosyć wydajna. To jest moje pierwsze spotkanie z marką Sylveco, ale nie ostatnie, bo na swoją kolej czeka jeszcze Rumiankowy żel do mycia twarzy. Mam nadzieję, że i on mnie nie zawiedzie i spełni moje oczekiwania, tak jak recenzowana pomadka.


Lubicie kosmetyki Sylveco? Jakie są Waszymi ulubionymi?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!
Tradycyjnie przygotowałam dla Was kilka poleceń kulturalnych. Niestety ostatnio znowu mam deficyt czasu wolnego, ale na szczęście wszystko dobrze się układa. Załatwiamy formalności związane z budową naszego wymarzonego domu i co chwilę gdzieś jeździmy, negocjujemy i dyskutujemy. Brakuje też mi zdjęć kosmetyków, których obecnie używam. Po prostu prawie wszystkie fotki już wykorzystałam, a nie mam czasu, aby przysiąść na spokojnie i wszystko po kolei obcykać. A jak już znajdę chwilę wolnego czasu, to wtedy za oknem jest pochmurno i nie ma warunków do robienia dobrych zdjęć. No, ale mam nadzieję, że niebawem się trochę rozpogodzi i nadrobię fotograficzne zaległości. 

Wracając do tematu posta, pierwszym kulturalnym poleceniem tego tygodnia jest film "Wyścig". Niedawno miał swoją premierę w kinie. Historia dzieje się w latach 70. XX wieku i opowiada o dwóch świetnych kierowcach Formuły 1: Jamsie Huncie i Nikim Laudzie. Pierwszy z nich to pewny siebie, arogancki zawodnik. Drugi z kolei ma mnóstwo pokory dla uprawianego sportu. Ich rywalizacja na torze wyścigowym jest dramatyczna i pełna emocji.


Książkowe polecenie to "Rwanda. W stanie wojny" Piotra Kraśki. Książki tego znanego dziennikarza poruszają tematykę różnych krajów i zawsze znajdziemy w nich ciekawe informacje. Ta wersja jest trudna tematycznie, ale ważna i prawdziwa. Seria tych książek ma mały format więc zmieści się praktycznie do każdej torebki, dzięki czemu możemy wszędzie ją ze sobą zabrać: do pociągu, autobusu czy tramwaju. Polecam.

 
Na koniec mam dla Was coś pozytywnego do pobujania, czyli duet młodych i przystojnych Mroza i Tomsona "Jak nie my to kto".



No i kilka fotek z mijającego tygodnia ;-)


1. Kwitnąco.
2. Siwy.
3. Bambusek :)
4. Kopiemy.

Udanego poniedziałku!

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 11 kwietnia 2014

Piątki pachnące Yankee Candle 'Christmas Cookie'...

Wiem, że temat wosków Yankee Candle jest co rusz poruszany na wielu blogach, ale nic na to nie poradzimy, że te pachnące tarty pokochała cała blogosfera. Wosk, z którym chciałabym Was dzisiaj zapoznać to 'Christmas Cookie'. Tak wiem, że święta Bożego Narodzenia są już dawno za nami, ale waniliowe ciasteczka można też jeść na Wielkanoc, a i przez cały rok :-) 


Oto co pisze producent o tym wariancie zapachowym:

"Wygląda jak słodka, lukrowana tarteletka i... tak samo pachnie, bo wosk Christmas Cookie to esencja mistrzostwa sztuki cukierniczej w świątecznym wydaniu. W bożonarodzeniowym, kruchym ciasteczku od Yankee Candle mieszają się aromaty świeżego masła i najprawdziwszej wanilii. Całość posypana jest szczodrze dekoracyjnym cukrem, przemieniającym się po podgrzaniu w lukrową kołderkę. Christmas Cookies to deser przyrządzony na podstawie tradycyjnej receptury i pomysł na to, jak w kilka chwil otulić dom aromatem świątecznych, domowych wypieków."


Opis producenta idealnie odzwierciedla faktyczny zapach tego wosku. Jest on bardzo waniliowy, maślany i słodki, zupełnie jak waniliowe, maślane ciastka. Pychota! Zapach ten jest intensywny, ale też delikatny i nienachalny. Nie dusi i nie powoduje bólu głowy. Ja lubię takie słodziutkie zapachy więc ten jak najbardziej przypadł mi do gustu.


Kiedy odpalam ten wosk od razu nachodzi mnie ochota na takie świeże ciastka domowej roboty ;-) Oprócz świetnego zapachu, woski Yankee Candle urzekają mnie także swoimi etykietami, które bardzo dobrze do nich pasują. Jak widzicie na powyższym zdjęciu, praktycznie za każdym razem używam niewielkiego kawałka wosku, aby najpierw sprawdzić jego intensywność i to czy jego zapach przypadnie mi do gustu. Powiem szczerze, że do tej pory tylko jeden wosk średnio przypadł mi i mojemu mężowi (mu to w szczególności) do gustu. Wywołał on u nas skrajne emocje, ale o nim napiszę Wam innym razem.


Myślę, że 'Christmas Cookie' spodoba się wszystkim fanom wanilii i słodkich zapachów. Jego aromat jest wyrazisty, ale zarazem delikatny i otulający. Dla mnie jest on idealny na każdą porę roku i dnia i na pewno często będę po niego sięgała. Ten, jak i pozostałe woski recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.



Jakie zapachy wosków Yankee Candle polecacie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Kremowy żel pod prysznic BeBeauty Soft Touch...

W lutowym projekcie denko pokazywałam Wam Kremowy żel pod prysznic BeBeauty Soft Touch, który nie doczekał się osobnej recenzji, a według mnie powinien, dlatego dzisiaj nadrabiam tą zaległość. Żel jest chyba wszystkim znany z Biedronkowych półek sklepowych. Testowałam go dopiero pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. Jak się u mnie sprawował? O tym przeczytacie poniżej.


Żel zamknięty jest w plastikowej butelce o pojemności 400 ml. Jego konsystencja należny do tych gęstszych, ale bez problemu wydobywa go się z butelki. Zapach żelu jest delikatny, kremowy i nienachalny. Żel bardzo dobrze się pieni, dzięki czemu jest wydajny. Największą jego zaletą, jak dla mnie, jest to, że nie wysuszył mi skóry, tak jak niektóre żele. Po jego zastosowaniu skóra nie jest nieprzyjemnie napięta i nie wymaga natychmiastowego nawilżenia.


Skład żelu szału nie robi, ale w tego typu kosmetykach nie wymagam zbyt wiele. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby żel pod prysznic dobrze się pienił, ładnie pachniał, był wydajny i nie przesuszał mojej skóry. Do tego żel jest łatwo dostępny. Oczywiście znajdziecie go w każdej Biedronce, a jego cena wynosi coś około 4-5 zł.


Opakowanie żelu nie sprawia żadnych problemów podczas używania. Jest dosyć poręczne, a samo jego zamknięcie jest solidne. Biedronka ma w swojej ofercie jeszcze kilka innych żeli pod prysznic i czasami po nie sięgam, jeśli inne mnie zawodzą. Kosmetyki te są uniwersalne więc posłużą zarówno kobietom, jak i mężczyznom i dzieciom. Na ich wydajność i dostępność nie ma co narzekać, a ich cena jest na każdą kieszeń. Wg mnie ten żel może śmiało dorównywać niektórym żelom znanych marek drogeryjnych i na ich tle wcale nie wypada słabo, a wręcz przeciwnie. Żel może i wygląda niepozornie, ale spełnił moje wszystkie oczekiwania.


Sięgacie czasami po Biedronkowe kosmetyki?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Tygodnik kulturalny...

Hello!

Standardowo jak co tydzień przygotowałam dla Was mały mix zdjęć z mijającego tygodnia oraz kilka poleceń kulturalnych. Na pierwszym miejscu znajduje się film "Czas na miłość", który przedstawia historię 21-letniego chłopaka, obdarzonego niezwykłym darem - cofania się do przeszłości. Umiejętność tą, chłopak wykorzystuje do zdobycia swojej pierwszej, wielkiej miłości, ale także do naprawienia rodzinnych błędów. Film, jak na komedię romantyczną przystało, jest lekki, przyjemny, zabawny, ale też wzruszający i skłaniający do refleksji.


Propozycja książkowa to "Zatoka o północy" Diane Chamberlain. Książka opowiada historię pewnej rodziny, którą spotkało wielkie nieszczęście. Główna bohaterka obwinia siebie za śmierć siostry sprzed ponad 40. laty, kiedy to miała kilkanaście lat i popełniła kilka dziecięcych błędów, które według niej miały wpływ na los całej rodziny. Książkę czyta się szybko i lekko, fabuła jest w porządku, a jej wątki są zrozumiałe i logiczne.


Ostatnie moje polecenie dla Was to Milky Chance i jego "Stolen dance". Urzekł mnie on swoim głosem, ale też lekkością wykonania. No i to chłopak z gitarą ;-)


A tu macie kilka fotek ;-)


1. Aromatyczne granulki zapachowe.
2. Wiosna!
3. Siejemy.
4. Milka odpoczywa pod krzaczkiem :-)


Udanego poniedziałku! 
Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 4 kwietnia 2014

Marcowe nowości kosmetyczne...

Marcowy projekt denko już za nami, pora więc na pokazanie marcowych nowości kosmetycznych, jakie nabyłam w tamtym miesiącu. Nie było tego dużo, bo jak wiecie ograniczam zakupy kosmetyczne, jak się tylko da. Nie ulegam też wszystkim promocjom drogeryjnym jakie zobaczę, dlatego moje kosmetyczne zapasy systematycznie się zmniejszają.


Oto co nabyłam w marcu:
* Żel pod prysznic Isana Violet Passion - tej wersji zapachowej nie miałam, a po pierwszym wąchnięciu zapach nawet przypadł mi do gustu ;-)
* Żel pod prysznic Dove - skusiłam się na ten żel ze względu na przyjemny zapach, a jakże mogłoby być inaczej ;-)
* Lekki krem - baza nawilżająco - matujący Celia - pierwszy raz spotkałam się z tym produktem, a że jego cena była niska (5,99 zł) to postanowiłam go wypróbować.
* Rewitalizująca maseczka Avon Planet Spa - kolejna maseczka z tej serii do kolekcji :)
* Żel pod prysznic Isana Med - kupiłam ze względu na pochlebne recenzje tej serii. Mam taki krem do rak i bardzo go polubiłam, to może i ten kosmetyk przypadnie mi do gustu.
* Regenerujący krem pod oczy Rival de Loop - dłuższy czas używałam pod oczy kremu z witaminą A, ale postanowiłam przetestować coś innego.
* Perfumy Little Black Dress Avon - zapach bardzo przypadł mi do gustu, ale jeszcze czeka na swoją kolej ;-)

To by było na tyle z marcowych kosmetycznych nowości. Jak widzicie przeważyły żele pod prysznic, ale je najszybciej zużywam i nie zalegają mi w szafce. Pozostałe kosmetyki są tzw. pierwszej potrzeby i nie ma w nich żadnych kosmetycznych zachciewajek ;-) A jak tam Wasze kosmetyczne zakupy?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 2 kwietnia 2014

Marcowy projekt denko...

Witajcie!

Nowy miesiąc już się rozpoczął więc pora na podsumowanie kosmetycznych zużyć minionego miesiąca. Nie owijam więc dłużej w bawełnę i zapraszam Was na mój marcowy projekt denko.


W marcu udało mi się zużyć standardową, jak na mnie, ilość pełnowartościowych kosmetyków. Wśród nich znalazła się jedna próbka, która była mega wydajna i wystarczyła mi na niecały miesiąc używania. Jak co miesiąc kosmetyczne zużycia podzieliłam na kilka kategorii.


W kategorii ciało znalazły się:
* Kremowe mydło w płynie Mitia - otrzymałam je w ramach testowania z Samplecity. Używałam go do mycia rąk i tu bardzo dobrze się sprawdzało: dobrze radziło sobie z myciem, odpowiednio się pieniło, miało delikatny zapach i nie przesuszało mi skóry. Szczegółowa recenzję tego mydła znajdziecie tutaj.
* Borówkowy peeling do ciała Be Beauty - całkiem przyjemny i niedrogi peeling o przyjemnym zapachu. Wystarczył mi na dosyć długo i zdążyłam się do niego przyzwyczaić i polubić go. Nie był mocnym zdzierakiem, ale dobrze radził sobie z usuwaniem martwego naskórka i do codziennego masażu. Peeling jest dostępny w Biedronce i występuje jeszcze w dwóch innych wersjach zapachowych.
* Mleczko do ciała do skóry normalnej Dove - kosmetyki Dove lubię, ale ostatnio rzadko po nie sięgałam. To mleczko dostałam od kogoś i nawet mi podpasowało, chociaż jego wodnista konsystencja nie przypadła mi do gustu. Na szczęście bardzo dobrze nawilżało, przyjemnie pachniało i było wydajne. Nie wiem jednak czy kolejny raz bym po nie sięgnęła, bo zazwyczaj wybieram bardziej gęste mazidła do ciała.
* Żel pod prysznic Miód i mleko Oceania - kolejny Biedronkowy kosmetyk, po który sięga od czasu do czasu. Ma bardzo ładny zapach, jest dosyć wydajny i tani jak barszcz. Nie wysusza też skóry i nie wywołuje uczucia ściągnięcia.
* Płyn do higieny intymnej Facelle - chyba każdemu znany płyn do higieny intymnej. Bardzo tani, łatwo dostępny, ale co najważniejsze nie podrażniający.


W kategorii twarz znalazły się:
* Tonik nagietkowy Ziaja - skierowany jest do cery normalnej i suchej. Lubię toniki Ziaji i często po nie sięgam. Dobrze oczyszczają i odświeżają cerę, łagodząc ją przy tym. Do wyboru Ziaja ma kilka różnych wariantów toników więc każdy może znaleźć wśród nich coś dla siebie. Do tego są niedrogie i wydajne.
* Mleczko oczyszczające do twarzy Dr Nona - mleczko o świetnej wydajności i bardzo dobrym działaniu. Nawilża, łagodzi podrażnienia, nie zapycha i nie uczula, a do tego działa przeciwtrądzikowo. Używałam je przez 4 m-ce i dopiero kiedy się skończyło, doceniłam jego zalety. Jego pełną recenzję przeczytacie w osobnym poście.
* Kwas borny Borasol - ten specyfik musi się w końcu doczekać osobnej recenzji na moim blogu. Stale u mnie gości i zawsze po niego sięgam, kiedy pojawią się na mojej twarzy różne niedoskonałości. Ma wiele zastosowań i wbrew pozorom, że kwas to coś złego, w tym przypadku jest zupełnie inaczej.
* Krem brązujący Ziaja Sopot - bardzo fajny krem, który dobrze nawilżał i poprawiał koloryt skóry, nie tworząc na niej pomarańczowej opalenizny. Niestety jego termin przydatności zbliżał się ku końcowi więc zużyłam go do nawilżenia nóg. Więcej możecie dowiedzieć się o nim w tym poście.
* Maseczka łagodnie peelingująca z olejem z pestek brzoskwini Luvos - ta maseczka przypadła mi do gustu mimo tego, że myślałam, że będzie miała w sobie jakiekolwiek drobinki peelingujące. Maseczka ma gęstą i treściwą konsystencję, ale bez problemu rozprowadza się po skórze. Na moją cerę bardzo dobrze wpłynęła: nawilżyła i odżywiła ją, a także uspokoiła.
* Carmex próbka - to moja pierwsza próbka w formie saszetki, która była tak wydajna. Używałam jej prawie miesiąc. O Carmexie chyba nie muszę dużo pisać, bo jest znany w całej blogosferze i ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.


W kategorii włosy znalazły się:
* Szamponetka koloryzująca Multi Effect Joanna - tym razem użyłam mojego ulubionego odcienia nr 09 czyli Orzechowy brąz. Szamponetka fajnie odświeża naturalny kolor włosów, dodaje włosom blasku i w ogóle ich nie niszczy. Do tego przyjemnie pachnie i jest tania.
* Odżywka wzmacniająca Siła i blask Garnier Fructis - ta odżywkę dostałam dawno temu w ramach testowania razem z szamponem z tej samej serii. szampon bardziej przypadł mi do gustu, a odzywkę męczyłam dość długo. Była bardzo wydajna, miała przyjemny zapach i zmiękczała włosy, jednak szału z nimi nie zrobiła.

To by było na tyle z marcowych zużyć kosmetycznych. Jak widzicie dużo tego nie było, ale malutko też nie. Myślę, że w kwietniu uda mi się zużyć podobną ilość kosmetyków. Ciągle staram się ograniczać w kosmetycznych zakupach i raz mi to wychodzi, a czasem nie potrafię się powstrzymać. Chyba wiecie co mam na myśli ;-)

Ciekawa jestem co Wam udało się zużyć w minionym miesiącu?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)