czwartek, 10 marca 2016

Płyn do kąpieli Blue Dream Kamill...

Witajcie!

 

Dzisiaj na tapetę idzie kosmetyk, który potrafi bardzo skutecznie umilić relaks podczas kąpieli. To płyn do kąpieli Blue Dream marki Kamill. Co prawda używałam go w tamtym roku, ale właśnie znalazłam jego zagubione zdjęcia więc postanowiłam go zrecenzować, bo według mnie zasługuje on na kilka słów pochwały. 

 

 

Płyn znajduje się w dużej plastikowej butelce o pojemności 750 ml. Jest dość gęsty, ale bez problemu można wylać jego odpowiednią ilość do wody. Jest koloru takiego jak butelka, w której się znajduje. fajne jest w nim to, że barwi wodę na taki właśnie kolor, co jeszcze bardziej umila kąpiel w jego towarzystwie. Do tego przy jego użyciu możemy stworzyć mnóstwo piany więc radocha jest jeszcze większa :)

 

 

Jego zapach jest kolejnym plusem tego płynu. Ma w sobie on coś z męskich aromatów, a wiecie, że bardzo lubię takie nuty zapachowe w kosmetykach. Pachnie morsko, świeżo, bardzo przyjemnie. Zapach jest otulający i szybko wypełnia całą łazienkę. Co do oddziaływania płynu na skórę, to na szczęście nie zauważyłam, aby płyn ją przesuszał czy powodował inne nieprzyjemne dolegliwości skórne. 

Oprócz wersji Blue Dream, Kamill ma w swojej ofercie jeszcze trzy inne płyny do kąpieli. Mnie najbardziej kusi mandarynkowe Lucky Charm, za którym na pewno będę się rozglądała podczas następnych zakupów :-)

 

poniedziałek, 7 marca 2016

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!


Jak Wam mija ten piękny poniedziałek? ;-) Bo mi średnio. Właśnie dzisiaj z samego rana weszła do nas ekipa, która ma za zadanie stworzyć nam piękną łazienkę. Jednak wiecie jak to jest, jak w domu dzieje się coś takiego. Syf, brud, kurz i w ogóle bałagan. Niestety ma to potrwać około dwóch tygodni więc muszę uzbroić się w cierpliwość. Pocieszam się jedynie efektem końcowym :) 


Oprócz mojego marudzenia mam dla Was jeszcze małą porcję poleceń kulturalnych. Mam nadzieję, że coś z nich przypadnie Wam do gustu. Pierwsze miejsce to książka "Dotrzymana obietnica" autorstwa Jill Anderson. To prawdziwa historia kobiety, której mąż od kilku lat ciężko chorował, aż w końcu postanowił ulżyć sobie i jej w cierpieniu, popełniając samobójstwo. Autorka, a zarazem główna bohaterka książki, mimo obecności podczas całego zdarzenia, nie udzieliła mu żadnej pomocy, co spowodowało jego śmiercią. Została poddana wielu przesłuchaniom, które miały na celu stwierdzenie czy zrobiła to umyślnie. Bohaterka wyjaśnia historię swojej miłości, małżeństwa, relacji z mężem i z ich rodzinami. Ta historia ma na celu skłonienie czytelnika do postawienia się w sytuacji bohaterki: pomóc ukochanej osobie przeżyć, aby mogła dalej żyć w nieustającym bólu i cierpieniu, czy pomóc jej pozbyć się tego wszystkiego. Ciężka to sprawa.

 

 

Filmem, który niedawno obejrzałam był "Marsjanin", z Mattem Damonem w roli głównej.  Przedstawia on losy kosmonauty, który po nieudanej ekspedycji zostaje sam w stacji badawczej na Marsie i za wszelką cenę usiłuje tam przeżyć w oczekiwaniu na pomoc. Film pokazuje, momentami w zabawny sposób, hart ducha, potęgę rozumu i wielką siłę woli. 

 

 

Na koniec coś nowego do posłuchania, czyli Maxine Ashley i jej "Lobster". Klimatyczny utwór i teledysk do niego również niczego sobie.

 

 

A Wy co możecie mi polecić do czytania, słuchania lub oglądania? :-)

 

piątek, 4 marca 2016

Piatki pachnące Yankee Candle: Kilimanjaro Stars...

Witajcie!


Ostatnimi czasy bardzo regularnie sięgam po woski Yankee Candle. Zazwyczaj jeden wosk towarzyszy mi przez cały okrągły tydzień. Tak też było w przypadku wosku Kilimanjaro Stars, który bardzo skutecznie umilał mi domowe popołudnia.

 

 

Wosk jest ciemnogranatowy, co zapewne ma nawiązywać do nocnego nieba.  Pochodzi z rześkiej linii zapachowej z serii Classic. Ma nawiązywać do aromatu górskiego czystego powietrza połączonego z chłodną nutą mięty i ciepłą paczulą. Nie wiem czy te aromaty można wyczuć, bo nie mam aż tak wprawnego zmysłu powonienia, jednak wiem, że zapach mnie urzekł. Na pewno czuję w nim nuty męskie, co osobiście uwielbiam we wszelkich woskach czy świecach zapachowych. Zapach wosku jest subtelny, ale i stanowczy. Czuć w nim coś egzotycznego i magicznego, co może przenieść nas w niesamowita podróż nad górskimi szczytami. Mieszanka aromatów Kilimanjaro Stars kojarzy mi się także z mnóstwem gwiazd na bezchmurnym niebie, które możemy podziwiać z bliską nam osobą. Ma w sobie coś romantycznego i tajemniczego, co bardzo mi odpowiada. To wszystko sprawia, że z chęcią będę po niego sięgała :-)

 

 

Ten, jak i pozostałe woski recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies

 

środa, 2 marca 2016

Lutowy projekt denko...

Witajcie!


Luty za nami więc pora na podsumowanie kosmetycznych zużyć tego miesiąca. W sumie w lutym nie zużyłam dużo produktów kosmetycznych. W poprzednich miesiącach było tego więcej i może wrzucę tu na dniach post o kosmetycznych pustakach z poprzednich miesięcy.



Jak widzicie na powyższym zdjęciu kosmetyki, które zużyłam w lutym należą do tych podstawowych i praktycznie codziennie się ich używa, oprócz oczywiście peelingu do twarzy i lakieru do paznokci.

 

 

* Aloesowy żel pod prysznic Kamill - bardzo przyjemny żel, który nie wysuszał mi skóry. Miał przyjemny, delikatny zapach, kremową konsystencję i dobrze się pienił.  

* Żel pod prysznic Cabana Dream Balea - świetny, żywy i egzotyczny zapach. Niestety ostatnimi czasy żele Balea sprawiają, że po kąpieli z nimi mam uczucie suchej i ściągniętej skóry. Mimo to dalej je uwielbiam i mam ich jeszcze kilka w zapasie - na szczęście ;-)

* Mleczko do ciała Isana Med - dobrze nawilżało, jednak jego chemiczny zapach zraził mnie do siebie i zużyłam je z wielką ulgą.

* Mydło w płynie Isana - to chyba jedna z lepszych limitowanych edycji tych mydeł, jakie do tej pory miałam okazję używać. Fajny waniliowy zapach, dobrze się pieni i jest wydajne.

 

 

* Żel do higieny intymnej Facelle - w ostatnim czasie sięgam tylko po żele do higieny intymnej z Facelle. Są tanie jak barszcz i łatwo dostępne. Jednak ostatnio przeżyłam szok, kiedy postanowiłam podczas kąpieli tym właśnie żelem umyć sobie twarz. Po minucie od nałożenia skóra na twarzy zaczęła mnie strasznie piec i zaraz musiałam go spłukać. Kiedy po kąpieli  spojrzałam w lustro twarz była czerwona jak burak. Nie wiem czemu tak się stało, ale już więcej tego nie powtórzę ;-) Ciekawe jest też to, że podczas mycia nim miejsc intymnych wszystko jest ok :)

* Lakier do paznokci Lemax - towarzyszył mi przez długi czas jednak niestety dobił już dna więc wylądował w śmietniku.

* Antyperspirant Fitness Isana - szału nie zrobił więc raczej nie wrócę do niego.

* Mini krem pielęgnacyjny Johnson's Baby - towarzyszył mi poza domem jako krem do rąk i w tym przypadku spisywał się zadowalająco.

* Perfumetka Endless Euphoria CK - bardzo ładny kobiecy zapach. Lekki, kwiatowy, subtelny. Idealny na wiosnę.

* Wazelina - stosowałam ją do nawilżania skóry stóp.

 

 

* Korektor rozświetlający Wibo Deluxe Brightener - w ogóle nie przypadł mi do gustu i nie rozumiem zachwytów nad nim. Jego aplikacja to porażka, ponieważ po przekręceniu albo nic się nie wydobywa, a jak już zacznie to o wiele za dużo niż trzeba. Do tego słabo sobie radził z kryciem cieni pod oczami więc już więcej po niego nie sięgnę.

* Maskara Dolls Lash Wibo - to jedna z moich ulubionych maskar z niższej półki. Kosztuje niewiele, a potrafi fajnie współpracować z moiomi rzęsami.

* Lekki krem-baza Celia - słabo nawilżał skórę, ale na szczęście nie przetłuszczał jej i szybko się wchłaniał kiedy nałożyłam go więcej. 

* Oczyszczający peeling do twarzy - bardzo fajny peeling do twarzy. Odsyłam Was do jego recenzji, którą kiedyś naskrobałam. 

 

To by było na tyle z  moich lutowych zużyć kosmetycznych. A jak Wam poszło w lutym?