poniedziałek, 26 maja 2014

Miętowo mi, czyli Mint project na paznokciach...

Pogoda dopisuje więc i na paznokciach goszczą u mnie wyraziste i żywe kolory. Na dzień dzisiejszy na paznokciach mam lakier Wibo Celebrity Nails nr 8 czyli Mint project. Miętowy to kolor idealny na wiosnę i lato i na pewno jeszcze nie raz będzie u mnie gościł na paznokciach.


Lakier kupiłam na rossmannowskiej 40%. promocji więc kosztował niecałe 4 zł. Posiada on w sobie delikatny złoty shimmer, który na szczęście jest nienachalny i nie rzuca się zbytnio w oczy, a nadaje fajny efekt. Shimmer ten jest jednak troszkę trudny do uchwycenia, ale mam nadzieję, że choć trochę go widać.


Lakier kryje bardzo dobrze przy dwóch warstwach. Schnie w miarę szybko i zmywa się bez problemu. Jego trwałość to ok. 3-4 dni bez większych odprysków. Dostępny jest w Rossmannie w limitowanej letniej edycji.



Na tym zdjęciu chyba najbardziej jest widoczny wspomniany shimmer. Jeśli lubicie miętę na paznokciach to ten lakier na pewno przypadnie wam do gustu.



Przepraszam za pomalowane skórki, ale zdjęcia robiłam zaraz po pomalowaniu, bo bałam się że porobię zadziory zanim zdążę go obfocić ;-)

Podoba Wam się?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 25 maja 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Niedziela mija mi bardzo leniwie. Słońce trochę mnie rozleniwiło więc niezbyt chce mi się cokolwiek robić. Na szczęście na przeglądanie blogosfery zawsze mam chęć więc serdecznie zapraszam Was na dzisiejszy tygodnik kulturalny. Mam nadzieję, że lubicie tę serię postów i nie zanudzam Was nimi. Gdyby tak było to dajcie znać ;-)

Książka, którą niedawno czytałam to "Marcowe fiołki" Sary Jio. To literatura typowo kobieca idealna na leniwe popołudnie. Jest napisana lekkim językiem więc czyta się ją bardzo szybko. W książce skrywane wydarzenia z przeszłości wpływają na obecne los głównej bohaterki, która przeżywa trudne chwile: zdradę męża, jego odejście i rozwód, a dodatkowo w pracy nie układa się nie najlepiej. Z pozoru niewinny wyjazd w rodzinne strony ma wszystko uspokoić jednak znacznie zmienia życie bohaterki.


Utwór, który ostatnio wpadł mi w ucho to Kiesza "Hideaway". Koniecznie trzeba go słuchać głośno. Ogólnie nie wiem o co chodzi z teledyskiem, ale potańczyłabym sobie razem z nimi ;-)


Film, który ostatnio obejrzałam to "Myśl jak facet". To zabawna i lekka komedia o związkach damsko-męskich. Grupa przyjaciółek ma zamiar usidlić kilku facetów dzięki cudownym wskazówkom zawartym w pewnym poradniku. Wszystko układa się po ich myśli, dopóki poradnik nie wpada w ręce facetów.



Zdjęć z tego tygodnia nie posiadam, bo ostatnie jakie robiłam, to zdjęcia budowy więc wybaczcie, ale nie będę Was aż tak męczyć ;-) Zwróćcie też uwagę, że dzisiejszy tygodnik kulturalny jest bardzo pozytywny w odróżnieniu od poprzedniego ;)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 23 maja 2014

Uzupełnienie kosmetycznych zapasów Balea :-)

Witajcie!

W końcu pogoda za oknem nas rozpieszcza, bo od rana grzeje. Jest to trochę męczące, ale jednak wolę to od zimna i deszczu. Ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu na nowe posty, ale dzisiaj mam chwilę odpoczynku więc chciałabym pochwalić się Wam moimi nowościami kosmetycznymi od Balei. Jak wiecie kosmetyki te nie są dostępne stacjonarnie w naszym kraju, jednak możemy je dostać online lub w zagranicznych sklepach DM. Ja wszystkie te wspaniałości dostałam od kochanej mamy, która wie jak sprawić mi radość :-)


Jak widzicie jest bardzo kolorowo i musicie uwierzyć mi na słowo, że bardzo pachnąco! Kosmetyki kuszą swoimi owocowymi zapachami i wszystkie, bez wyjątków, bardzo mi się podobają. Kosmetyki, które zasiliły moje zapasy kosmetyczne to przede wszystkim żele pod prysznic, na punkcie których oszalałam. ich zapachy są soczyste, owocowe, orzeźwiające i nietypowe.


Trzy żele są z wersji limitowanej, wśród których zawsze możemy znaleźć nietypowe, ale bardzo kuszące wersje zapachowe. W tym przypadku są to:
- żel Melon Tango,
- żel Mango Mambo,
- żel Carambola Lambada.


 Kolejne trzy żele są dostępne w stałej ofercie, a wśród nich znalazłam:
- żel Marakuja,
- żel Truskawka,
- żel Mandarynka.


Oczywiście nie mogło też zabraknąć mazideł do ciała i rąk. Wszystkie są z limitowanej edycji więc nie postoją długo na sklepowych półkach. Są to:
- krem do rąk Papaja,
- balsam Melon Tango,
- balsam Golden Shine,
- balsam Mango Mambo.

Ja jestem wniebowzięta widząc te wszystkie kosmetyki, bo już myślałam że nie załapię się na tę limitowaną edycję. Jednak dzięki mamie jestem szczęśliwą posiadaczką wszystkich tych pięknych pachnideł. Żele Balea należą do moich ulubionych ze względu na swoje nietypowe, ale świetne zapachy, których chyba na próżno szukać w kosmetykach dostępnych na polskich sklepowych półkach. Niedługo postaram się zrobić recenzje kilku z tych kosmetyków. A Wy lubicie kosmetyki Balea?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 18 maja 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Pogoda za oknem mnie dobija, bo już od dwóch dni ciągle pada. Wyczekuję więc z niecierpliwością zapowiadanej pięknej i słonecznej pogody. Kiedyś maj był najpiękniejszym miesiącem w roku, ale ostatnio charakteryzuje się zimnem i deszczami. No, ale koniec narzekania. Właśnie w taką pogodę, jak ta dzisiaj, lubię zrelaksować się przy dobrej muzyce, ciekawej książce i interesującym filmie. Dlatego poniżej mam dla Was kilka poleceń tego typu.

Zacznę może od czegoś mało pozytywnego, ale ja lubię trudne, polskie filmy i ten z pewnością do takich należy. To "Płynące wieżowce" Tomasza Wasilewskiego. W głównych rolach zobaczymy tam dwóch młodych aktorów znanych z polskich seriali, ale dopiero w tym filmie pokazali na co ich stać. Film porusza trudną kwestię homoseksualizmu wśród mężczyzn, a aktorzy wcielający się w bohaterów filmu mieli nie lada wyzwanie: uwierzcie mi! Są tam sceny bardzo intymne (popatrzcie tylko na poniższy plakat) i na pewno film nie przypadnie do gustu osobom mało tolerancyjnym, do których ja na pewno nie należę. Jeśli lubicie polskie kino, poruszające ciężkie, ale istotne tematy, ten film jest dla Was.


Pozostając w powyższym trudnym temacie, polecam Wam książkę "Drzwi do piekła" Marii Nurowskiej. To historia kobiety, która zabiła swojego męża i trafiła na kilkanaście lat do więzienia. W tej opowieści znajdziemy opis najciemniejszych stron kobiecej duszy. Książka należy do tych zagłębiających się w umysł człowieka, ale czyta się ją jednym tchem.


No i przyszedł czas na coś bardziej pozytywnego ;-) Moją ciemniejszą kulturalną stronę chciałabym zakończyć miłym i polskim akcentem, czyli "Nie zatrzymasz miłości" Pajujo & Bednarek. Głos Bednarka w tym utworze miłe łechta me uszy ;)



A tu kilka fotek z mijającego tygodnia :-)


1. Kropkowy zawrót głowy.
2. Pożegnanie z długimi włosami.
3. Kolejka książek.
4. W czasie deszczu dzieci się nudzą.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 16 maja 2014

Piątki pachnące Yankee Candle: Fluffy Towels...

Przyszła pora na post pachnący i aromatyczny, czyli piątek pachnący Yankee Candle. Jakiś czas temu pisałam recenzję zapachu Salted Caramel, który kompletnie nie przypadł do gustu mojemu Mężusiowi, a u mnie wywołał mieszane uczucia. Tym razem mam dla Was zapach Fluffy Towels, który wszystkim przypadnie do gustu, bo kto nie lubi zapachu świeżego prania, schnącego w promieniach słońca?


Oto co pisze o nim producent:

"Jest bardzo miękki i puszysty. W chwilę po zimnej kąpieli zapewnia ciepłe ukojenie, a wieczorami – sprawnie zastępujący wszystkie maskotki świata! Pachnący świeżością, chowający w sobie nuty wiatru i ciepłego słońca biały ręcznik swoim zapachem przywodzi na myśl czasy beztroskiego dzieciństwa. Opiekuje się nami troskliwie i odgania wszystkie zmartwienia. A do tego – inspiruje twórców Yankee Candle, którzy wzorując się na jego świeżości stworzyli wosk Fluffy Towels – fantastyczną kompozycję zawierającą w sobie nuty jabłka, lilii, lawendy i świeżych cytrusów."


Kolor wosku jest biały i jak najbardziej tu pasuje i odzwierciedla ten zapach, który jest świeży, delikatny, ciepły, miękki i otulający. Zapach nie jest w żaden sposób nachalny, ani uciążliwy więc nadaje się na każdą porę dnia i roku. Przy tym zapachu możemy odpocząć i zrelaksować się bez obaw, że rozboli nas od niego głowa. Aromat wosku na pewno kojarzy się z czystością więc i w pewnym stopniu z niewinnością, która delikatnie otula nasze zmysły. Fluffy Towels akurat bardzo spodobał się mojemu Mężowi i chyba został jego ulubieńcem. Mi on też bardzo przypadł do gustu i cieszę się, że mam go w swojej małej kolekcji. Nie wiem czemu, ale oprócz zapachu świeżego prania wyczuwam w nim odrobinę wanilii, ale to może tylko moje omamy węchowe ;-)


Osobiście bardzo lubię zapachy świeże i lekkie, takie których wąchanie sprawia dużą przyjemność i ten Fluffy Towels właśnie do takich należy. Kiedy go odpalam w pomieszczeniu zaczyna unosić się delikatny, przyjemny i nienachalny aromat świeżości, który bardzo lubię. Osoby lubiące tego typu zapachy na pewno będą z niego zadowolone, tak jak ja :)

Ten, jak i pozostałe woski Yankee Candle recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.pl.




Lubicie takie świeże i nienachalne zapachy?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 15 maja 2014

Kwietniowy haul zakupowy...

Wczoraj prezentowałam Wam spóźniony kwietniowy projekt denko więc dzisiaj przyszła pora na spóźniony kwietniowy haul zakupowy ;-) Zakupy nie były spore i wśród nich w sumie znalazły się produkty, które zużywam na bieżąco i nie zalegają mi w szafkach. Oprócz oczywiście lakierów, które rzadko kiedy zużywam do końca.


W kwietniu w końcu skusiłam się na zamówienie u popularnego Allegrowicza Promoto - Promoto. Kupiłam tam lakiery Lemax, naklejki wodne na paznokcie i mały zestaw do robienia stempli na paznokciach. Dwa lakierowe marmurki z tych zakupów mogliście zobaczyć tutaj. Polubiłam się z nimi i jestem z nich bardzo zadowolona. Naklejek i stempli jeszcze nie testowałam, ale na pewno niedługo je u mnie zobaczycie.


W aptece doz.pl skusiłam się na żel do mycia twarzy i tonik oczyszczający do cery tłustej z Fitomedu. Będzie to moje pierwsze zetknięcie z tą marką i mam nadzieję, że pozytywne. Do koszyka wpadł mi także kremowy olejek myjący do twarzy i ciała z Ziaji, maść borna, pasta cynkowa. Oczywiście musiałam się zaopatrzyć w krem do rąk z woskiem pszczelim i olejem makadamia marki Anida. Do tego dorzuciłam też emulsję micelarną do mycia twarzy również z Anidy.


Na początku kwietnia kupiłam w Rossmannie 3 lakiery z Wibo: dwa piaski i jeden zwykły. Biorąc pod uwagę późniejsze zakupy lakierów na promocji w Rossmannie, śmiem twierdzić, że mój mąż niedługo zabije mnie za kupowanie kolejnych lakierów. Ciągle obiecam sobie szlaban na ich zakup, jednak czasami nie potrafię się powstrzymać ;-)


Ostatnie zakupy to także Rossmann, w którym z kolorówki kupiłam dwa tusze do rzęs Lovely i podkład matujący Stay Matte Rimella, z którym zdążyłam się trochę zapoznać i polubić. Z kosmetyków pielęgnacyjnych kupiłam żel do higieny intymnej Venus, balsam nawilżający z Neutrogeny oraz antyperspirant Garnier Mineral. To by było na tyle z kwietniowych zakupów. W maju już poczyniłam malutkie zakupy, dlatego teraz ogłaszam wszem i wobec: mam zakaz na zakupy kosmetyczne! Taaa... Akurat ;-)

Co najbardziej zaciekawiło Was z poczynionych przeze mnie zakupów kwietniowych?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 13 maja 2014

Spóźniony kwietniowy projekt denko...

Wiem, że w tym miesiącu mam mały poślizg z projektem denko, ale lepiej późno niż wcale ;-) W kwietniu nie zużyłam zbyt wielu kosmetyków, co możecie zobaczyć na załączonym zdjęciu. Post więc będzie krótki i treściwy. Zapraszam!


* Masło kakaowe Ziaja - bardzo lubię ten kosmetyk i chętnie po niego sięgam. Ma przyjemny, kakaowy zapach, jest gęste, dobrze się wchłania i świetnie nawilża skórę. Do tego jest łatwo dostępne, wydajne i niedrogie. Swoją drogą producent mógłby się zdecydować czy jest to masło czy mleczko ;-) Polecam.
* Brzoskwiniowa pianka do golenia Isana - czytałam o niej sporo pozytywnych opinii jednak mi ona nie przypadła do gustu. Faktycznie kosztowała niewiele, ale jej zapach jest dla mnie chemiczny. Do tego strasznie opornie szło mi jej wyciskanie i musiałam włożyć w to sporo wysiłku, aby wydobyć z opakowania odpowiednią ilość. Poza tym może barwić ręcznik. Bardziej polubiłam wersję Sensitive.
* Dezodorant Fa Sport Double Power - zdecydowanie mój ulubieniec wśród tego typu produktów. Świetny i intensywny zapach, bardzo dobra ochrona, niska cena i łatwa dostępność. Bardzo często po niego sięgam i chyba jeszcze żaden go nie pobił.
* Wygładzający balsam do ust z jagodą acai i granatem Oriflame Pure Nature - to moja ulubiona pomadka ochronna z Oriflame. Jej zapach jest boski, a do tego ma wszystkie wymagane przeze mnie cechy: jest gęsta, nie topi się pod wpływem ciepła, wydajna, no bardzo dobrze chroni i nawilża usta. Więcej możecie o niej przeczytać tutaj.
* Woda toaletowa Summer white sunset - bardzo przyjemny zapach w niskiej cenie. Ostatnio dosyć często sięgam po zapachy z Avonu, które polubiłam. Ta wersja jest typowo słoneczna, nienachalna, idealna na co dzień.
* Woda toaletowa I'm going Puma - zapachy Pumy należą do moich ulubionych, a do wersji I'm going mam duży sentyment, bo wzbudza we mnie wiele miłych wspomnień. Piękny zapach i trwałość, to cechy tych aromatów.
* Krem ochronny Nivea - klasyk wśród kremów, o którym chyba nie muszę zbyt wiele pisać. Nie raz poratował moją skórę więc zawsze mam go w kosmetyczce.
* Krem ochronny z witaminą A - tani jak barszcz świetny nawilżacz. Dostępny jest w każdej aptece i kosztuje 2-3 zł. Stosowałam go pod oczy, do nawilżania rąk, łokci i stóp.
* Płatki kosmetyczne Carea - widać je u mnie chyba w każdym denku :-)
* Rozświetlająca maseczka do twarzy Rival de Loop - dobra maseczka w niskiej cenie. Ostatnio rzadziej sięgam po te maseczki na rzecz moich ulubionych z Avonu, ale tej nie mam nic do zarzucenia.
* Maseczka łagodnie peelingująca z olejem z pestek brzoskwini Luvos - przyjemna maseczka, która dobrze robiła mojej twarzy ;-)

Jak widzicie w kwietniowym projekcie denko znalazło się kilka moich kosmetycznych pewniaków, do których chętnie i regularnie wracam i których mogę Wam polecić z czystym sumieniem :)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 12 maja 2014

Różowe marmurki na paznokciach...

Dawno nie malowałam paznokci, dlatego nie dodawałam lakierowych postów. W końcu nadszedł ten piękny dzień, w którym mogłam sięgnąć po niedawno zakupione nowiutkie lakiery marki Lemax, o których ostatnio zrobiło się bardzo głośno. W dzisiejszym poście pokażę Wam dwa z nich. Jeden to jasny, pastelowy róż, a drugi to neonowy róż. Oba mają wykończenie marmurkowe, które mi osobiście bardzo się podoba. Z resztą same tylko na nie popatrzcie :-)


Oba kolory kryją bez zarzutu przy dwóch warstwach. Pędzelek w pastelowym lakierze jest trochę szerszy niż w tym neonowym. Mimo mojej dość szerokiej płytki paznokci, ten cieńszy pędzelek nie sprawia żadnych kłopotów podczas malowania. Lakiery wysychają standardowo i zmywa się je bez większych problemów. Co do numeracji lakierów marki Lemax, to lakiery te takiej nie posiadają, jednak ja ostatnio zauważyłam, że wszystkie lakiery Lemax mają pod spodem buteleczki wytłoczone numerki. Nie wiem czy jest to właściwa numeracja, ale jeśli tak to jasny, pastelowy róż ma nr 13, a neonowy róż to nr 23. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedyś tak często będę nosiła róże na paznokciach, ale ostatnio polubiłam się z takimi odcieniami i często u mnie goszczą.








Marmurkowe lakiery bardzo polubiłam i na pewno jeszcze nie raz zobaczycie je u mnie na paznokciach. Myślę, że są one fajną alternatywą dla standardowych wykończeń lakierów. Bardzo dobrze wyglądają jako urozmaicenie zwykłego mani, ale też świetnie prezentują się solo. Mają w sobie zatopione malutkie, czarne drobinki, przypominające mak, które po pomalowaniu nie są wyczuwalne i nie są chropowate.




Świetne są, prawda?



Marmurkowe lakiery Lemax są dostępne u Allegrowicza Promoto - Promoto, który w swojej ofercie posiada wiele lakierów Lemax oraz mnóstwo innych przydatnych lakieromaniaczkom (i nie tylko) gadżetów. Podoba Wam się marmurkowe wykończenie lakierów?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 11 maja 2014

Tygodnik kulturalny i podsumowanie tygodnia w zdjęciach...

Witajcie!

Nie będę owijała w bawełnę - ostatnio trochę zaniedbałam bloga. Naprawdę nie miałam zbyt wiele wolnego czasu, a jeśli już go miałam to wykorzystywałam go na chwilę drzemki. Jedynie wieczorami zaglądałam na bloga, ale tylko po to, aby poczytać Wasze posty. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko obietnicę poprawy ;-) Szał promocje zawładnął całą blogosferą i w każdym poście widziałam kolorowe nowości. Skusiłam się na kilka rzeczy i ja, ale o tym napiszę w innym poście. Dzisiaj ma być kulturalnie więc zaczynamy!

Pierwsze moje polecenie kulturalne to coś miłego i pozytywnego dla ucha, czyli Grubson "Na szczycie". Lubię takie klimaty więc ta nuta bardzo mi odpowiada.

 
Żeby nie było tak kolorowo czas na cięższą literaturę. Książka, którą chciałabym Wam polecić, do najłatwiejszych i pozytywnych nie należy, bo to prawdziwa relacja nastoletniej narkomanki z Berlina Zachodniego. Pewnie większość z Was słyszała już o tej książce, bo do nowości ona nie należy. Kiedyś namiętnie zaczytywałam się w tego typu literaturze ("Ćpun", "Pamiętnik narkomanki", itp.) więc jeśli interesuje Was coś takiego to mogę szczerze polecić tę pozycję.


Na koniec mam dla Was film oparty na prawdziwej historii czarnoskórej gwiazdy futbolu amerykańskiego, który w młodości był bezdomny, ale dzięki wsparciu dobrych ludzi osiągnął w życiu olbrzymi sukces. Poza tym w filmie gra główną rolę jedna z moich ulubionych aktorek: Sandra Bullock. Oczywiście film jest wzruszający i pozytywny i wbrew pozorom takie filmy też lubię ;-)



A teraz czas na dawno niepokazywane podsumowanie mijającego tygodnia w zdjęciach :)


1. Urodzinowe kwiaty od Mężusia :)
2. A tu mała obsesja Męża ;-)
3. Spacerek.
4. Opalanie na trawce.


5. Psi uśmiech :)
6. Uwielbiam!
7. Kwiatki w ogródku.
8. Nowa dostawa kosmetyków Balea. Powiem tylko, że pachną obłędnie! :-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 5 maja 2014

Balsam brzozowy z betuliną od Sylveco...

Miał być dzisiaj projekt denko albo haul zakupowy z kwietnia, ale niestety port usb w moim komputerze zaniemógł i nie mogę wrzucić na niego żadnych fotek. No, ale co się odwlecze to nie ucieknie więc na pewno na dniach postaram się nadrobić te postowe zaległości. Jakiś czas temu wpadł w moje ręce Balsam brzozowy z betuliną marki Sylveco. Wczoraj zużyłam go do końca więc mogę co nieco Wam o nim opowiedzieć. Pewnie pamiętacie niedawną recenzję Brzozowej pomadki ochronnej z betuliną również od Sylveco, która bardzo przypadła mi do gustu, ze względu na swoje świetne działanie. Czy ten balsam także skradł moje serce?


Balsam zamknięty jest w plastikowej butelce z praktyczną pompką, która ułatwia nam dozowanie kosmetyku. Pojemność balsamu nie jest zbyt duża, bo wynosi 150 ml więc na pewno nada się on na wyjazdy, na które nie chcemy targać ze sobą całej dużej butli balsamu. Oczywiście balsam znajduje się także w kartonowym pudełku, które ja bardzo sobie cenię ze względu na zawarte na nim wszystkie niezbędne informacje dotyczące kosmetyku. Jest na nim dokładnie opisane co i jak, jak krowie na rowie. Z resztą zobaczcie same...


Każdy bok pudełka jest zagospodarowany przez pożądane przez kosmetykoholiczki informacje. Nawet na malutkim pudełku recenzowanej niedawno przeze mnie pomadki Sylveco, znalazły się takie informacje, za co producent ma ode mnie dużego plusa. Jeśli zaś chodzi o skład balsamu, to nie mam do czego tu się przyczepić. Już na drugim miejscu w składzie znajdziemy olej z pestek winogron, a dalej betulinę, ekstrakt z aloesu i witaminę E.


A jak z działaniem balsamu? Świetnie! Balsam przypadł mi do gustu już przy pierwszym użyciu, ponieważ jego konsystencja jest gęsta, ale lekka i nie tłusta, dzięki czemu łatwo się rozprowadza i szybko się wchłania. Myślałam, że nie będzie aż tak dobrze nawilżał mojej skóry, jednak bardzo miło się nim zaskoczyłam. Po użyciu balsamu skóra jest idealnie nawilżona, gładka, jędrna i odżywiona. To nawilżenie nie jest krótkotrwałe więc nie muszę już z samego rana ponownie nawilżać ciała. Balsam jest bezzapachowy i nadaje się do każdego rodzaju skóry, nawet tej bardzo suchej, wrażliwej i skłonnej do uczuleń więc nie ma obawy, że w jakiś sposób nam zaszkodzi. Dodam tylko, że kosmetyki Sylveco nie są testowane na zwierzętach, ani nie znajdziemy w nich składników pochodzących z martwych zwierząt (kolejny plus ode mnie :)


Bardzo polubiłam się z tym balsamem i żałuję, że jego pojemność nie była dużo większa, bo z chęcią bym go jeszcze poużywała. Z tego co wiem, to na stronie Sylveco można kupić ten balsam o pojemności 300 ml za ok. 35 zł. Biorąc pod uwagę jakość tego balsamu uważam, że jest warty swojej ceny. A jeśli jesteście wrażliwcami i potrzebujecie naturalnej pielęgnacji, to tym bardziej jest on dla Was :-) Przede mną zostało testowanie jeszcze jednego kosmetyku Sylveco, a mianowicie Rumiankowego żelu do twarzy. Pokładam w nim spore nadzieje więc oby mnie nie rozczarował ;-)


Lubicie kosmetyki Sylveco? Jakie możecie mi polecić?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)


piątek, 2 maja 2014

Piątki pachnące Yankee Candle: Salted Caramel...

Witajcie!

Wczoraj była piękna pogoda, a dzisiaj drastycznie się zmieniła - przynajmniej u mnie, bo za oknem jest tylko 5 stopni, wietrzysko wieje i zanosi się na deszcz. Brrr... Aby umilić sobie takie dni jak ten, zazwyczaj stosuję niezawodną aromaterapię w postaci wosków lub granulek zapachowych. Dzisiaj o jednym takim zapaszku chciałabym Wam napisać, ponieważ wywołał w moim domu sporo emocji. O kim mowa? O wosku zapachowym Yankee Candle w wersji Salted Caramel...


Oto co pisze o nim producent:

"Wygląda jak słodka tarta i pachnie jak najlepsza, cukiernicza delicja! Wosk Salted Caramel to zjawiskowe połączenie mocno przypieczonego, trzcinowego cukru z dodatkiem orientalnej wanilii najlepszego sortu. Żeby nie było mdło, całość została delikatnie oprószona gruboziarnistą solą morską, która doskonale balansuje słodycz deseru i sprawia, że przysmak nigdy się nie nudzi, nigdy nie powszednieje. Tak doprawiony karmel to miszmasz słodkich i słonych esencji, które kojarzą się z rodzinnym ciepłem czy z domowymi wypiekami i które – jak na wyjątkowe łakocie przystało – są najlepszym sposobem na przetrwanie ciężkich, mocno depresyjnych jesiennych wieczorów."


Czy zgadzam się z powyższym opisem? Częściowo. Zapach faktycznie przypomina przypieczony, trzcinowy cukier i karmel. Jest on bardzo, bardzo, bardzo intensywny i kiedy dotarła do mnie przesyłka z tym woskiem, pierwszym zapachem, który poczułam po otworzeniu koperty był właśnie ten zapach. Biorąc pod uwagę inne zapachy YC, ten może przytłoczyć i przewyższyć wszystkie pozostałe. Użyłam go dopiero jeden raz, ale to wystarczyło, aby mój Mężuś pierwszy raz wyraził swoją opinię o unoszącym się w powietrzu zapachu. Jego pierwsze słowa brzmiały mniej więcej tak: "Co to za smród? Weź to zgaś." ;-) Ja tego zapachu tak nie odebrałam, ale w pierwszym momencie sama byłam nim nieco zaskoczona. Aromat tego wosku jest typowo karmelowy, czuć w nim lekko przypalony cukier, ale wyczuwa się też jego słoność. Zapach ten na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu (tak jak mojemu Mężowi) i trzeba się z nim najpierw trochę oswoić i zapoznać, aby wyczuć w nim to, co najładniejsze.


Całe szczęście, że na pierwszy raz wzięłam niewielką ilość tego wosku, bo gdybym użyła go więcej, nie wiem czy zapach nie spowodowałby bólu głowy. Jak dla mnie jest on trochę przytłaczający i na dłuższą metę męczący. Według mnie takie połączenie słodkiego zapachu karmelu i soli morskiej jest zaskakujące i chyba nie nadaje się na każdą porę roku. Na pewno fajnie będzie się go odpalało jesienią i w chłodniejsze wieczory. Jego intensywność jest bardzo duża i po zgaszeniu tea lighta czuć go w pomieszczeniu jeszcze długi czas. Podsumowując ten wosk, jego zapach bardzo mnie zaskoczył, a mój Mąż go znienawidził więc nie wiem czy i wam przypadnie do gustu. Z pewnością warto przekonać się na własnym nosie czy ten zapach spodoba Wam się, bo czytałam sporo pozytywnych opinii o nim i to one skusiły mnie do jego zakupu. 

Ten, jak i pozostałe woski recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.


Miałyście ten wosk? Jak go oceniacie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)