sobota, 30 listopada 2013

Kulturalna sobota...

Witajcie!
Pogoda za oknem jest jednym słowem do d***! Pada mżawka, jest mokro i zimno, czyli tak jak ja nie lubię. Mimo tego, że jestem strasznym zmarzluchem, uwielbiam jak na dworze jest mróz i wolę taką pogodę od tej obecnej za oknem. Niestety nie mamy wpływu na aurę więc już nie marudzę ;-) W tamtym tygodniu nie udało mi się zamieścić posta z serii kulturalnej, ale dzisiaj nadrabiam zaległości.

Film, który mogę Wam polecić to norweska "Ucieczka". Nie lubię filmów skandynawskich, ale ten spodobał mi się. Może jego fabuła nie jest odkrywcza, ale wszystko wynagradzają nam piękne krajobrazy, dobra muzyka i dobrzy aktorzy. Film opowiada o dziewczynie, której rodzina zostaje brutalnie zamordowana na jej oczach, a ona zostaje porwana przez oprawców. Dziewczynie udaje się uciec jednak przestępcy wyruszają za nią w pościg. Jeśli ktoś lubi filmy przygodowe myślę, że ten przypadnie mu do gustu.


Utwór, który polecam z czystym sumieniem jest świeżutki "Losing sleep" Johna Newmana. Kiedyś pisałam, że uwielbiam jego głos i do tej pory nic się nie zmieniło. Posłuchajcie tego ;)


Książka, którą ostatnio przeczytałam to "Pod niemieckimi łóżkami" Justyny Polanskiej. Autorka książki opowiada o swoich doświadczeniach z pracy, czyli sprzątania w niemieckich domach. Znajdziecie w niej wiele dziwnych, zaskakujących i zabawnych historii. Książka nie jest jakimś literackim odkryciem, ale na niedzielne popołudnie jest jak znalazł.


Udanego weekendu!
Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 29 listopada 2013

Złocisty nude na paznokciach, czyli Wibo Express Growth nr 485...

Dawno nie było żadnego lakieru do paznokci więc dzisiaj to nadrabiam. Ostatnio na moich paznokciach goszczą stonowane kolory: jasne lub ciemne. Jednym z takich lakierów jest Wibo Express Growth nr 485. Lakier jest nudziakiem ze złocistym shimmerem. Nie wiem czemu, ale ten lakier ciągle kojarzy mi się ze świętami ;-)


Na zdjęciu możecie zobaczyć, że lakier ma w sobie zatopionych mnóstwo złotych drobinek. Lakier na odżywce z Manhattanu utrzymuje się ok. 4 dni. Bez bazy jednak już na drugi dzień odpryskuje. Pędzelek w lakierze jest standardowy i nie sprawia żadnych problemów podczas malowania. Konsystencja lakieru jest dosyć rzadka, ale nie spływa z płytki. Do pełnego krycia potrzebne są dwie grubsze warstwy lub trzy cieńsze, jak kto woli.


Efekt, jaki daje ten lakier na paznokciach, jest delikatny, ale świetnie prezentuje się w świetle. Złote drobinki pięknie migoczą, nadając paznokciom ciekawy efekt. Mimo dużej ilości złotego shimmeru, wygląd lakieru nie jest przesadzony i kiczowaty. Niestety efekt ten jest trudno ująć na zdjęciach.


Ogólnie nie lubię błyskotek na paznokciach, ale to wydanie bardzo przypadło mi do gustu. Podoba Wam się?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 28 listopada 2013

Listopadowy projekt denko...

Listopad dobiega końca więc nadszedł czas na podsumowanie zużytych w tym miesiącu kosmetyków, czyli listopadowy projekt denko. W listopadzie udało mi się zużyć 10 pełnowymiarowych kosmetyków, jedną próbkę i jeden kosmetyk z kolorówki wylądował w koszu.


Wszystkie kosmetyki, zgodnie z tradycją, podzieliłam na kilka kategorii.


W kategorii twarz znalazły się:
* Płyn micelarny Melisa - płyn ten bardzo przypadł mi do gustu. Miał bardzo przyjemny ziołowy zapach, dobrze oczyszczał skórę, nie wysuszając jej. Czytałam kilka niepochlebnych opinii w stosunku do niego, jednak ja się z nimi w ogóle nie zgadzam. Więcej przeczytacie o nim tutaj.
* Krem łagodzący na dzień redukujący podrażnienia Ziaja - fajny, delikatny, dobrze nawilżający krem polecany dla wrażliwców. Jego pełną recenzję znajdziecie tutaj.
* Pasta cynkowa - ten kosmetyk zawsze mam w łazience. Nie raz poratowała mnie kiedy niepostrzeżenie wyskoczyła mi jakaś niemiła niespodzianka na twarzy. Do tego nadaje się też do likwidowania zimna na ustach. Kosztuje grosze, jest bardzo wydajna, a znajdziecie ją w każdej aptece. Dostępna jest też maść cynkowa, ale pasta jest znacznie lepsza.
* Krem Acne Derm - tak jak kosmetyk powyżej, pomaga w likwidowaniu trądziku tylko kosztuje znacznie więcej (powyżej 20zł). Mam mieszane uczucia co do tego kosmetyku, ponieważ raz pomagał, a raz zupełnie nie robił nic. Raczej już więcej po niego nie sięgnę.
* Serum remodelujące Mabelle - to tylko jedna mała próbka więc zbytnio nie mogę nic konkretnego o niej powiedzieć poza tym, że fajnie wygładziła skórę, która po jej zastosowaniu była gładka i matowa.


W kategorii ciało znalazły się:
* Garnier Mineral Invisiclear - kiedyż pisałam recenzję o innej wersji zapachowej tego dezodorantu, która nawet przypadła mi do gustu, chociaż szału nie robiła. Podobnie jest i z tą wersją. Miała fajny, odświeżający zapach, ale średnio chroniła przed poceniem się.
* Odmładzające mleczko do ciała Daktyl & Kokos Bielenda - zakochałam się w tym zapachu. Jeśli lubicie daktyle i słodkie zapachy, to ten jest stworzony dla Was. Mleczko miało lekką konsystencję, pozostawiało na skórze delikatną warstwę ochronną i dobrze nawilżało skórę. Efektu odmładzania nie zauważyłam, ale na pewno jeszcze po nie sięgnę.
* Mydło do kąpieli o zapachu gumy balonowej Ziaja Maziajki - pisałam o nim osobną recenzję. Zapach bardzo słodki więc pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Przyjemnie się go używało jednak trochę wysuszał skórę.
* Beyonce Heat Rush - bardzo przyjemny letni i słoneczny zapach. Był dosyć wydajny więc wystarczył mi na kilka miesięcy. Więcej przeczytacie o nim tutaj.


W kategorii pozostałe znalazły się:
* Szampon odświeżający Garnier Ultra Doux Kwiat lipy - niestety zawiodłam się na tym szamponie z jednego konkretnego powodu: spowodował u mnie łupież. Dobrze oczyszczał włosy, ale nie przedłużał ich świeżości, tak jak zapewnia jego producent. Jeśli chcecie dowiedzieć się o nim czegoś więcej, zapraszam do przeczytania mojej recenzji. Na pewno już więcej po niego nie sięgnę i będę trzymała się od niego jak najdalej.
* Peeling do skórek i paznokci Killy's - bardzo fajny peeling, który stosowałam po każdym zmyciu kolorowego lakieru. Miał przyjemny, delikatny zapach. Nakładałam go na całą płytkę paznokcia i skórki i wykonywałam delikatny masaż.
* Czarna kredka do oczu Kron - znalazłam ją na dnie kosmetyczki. Na pewno ma kilka lat więc ląduje w koszu.

To by było na tyle z produktów, które udało mi się zużyć w tym miesiącu. Może ich ilość nie jest powalająca, ale na bieżąco udaje mi się zużywać kosmetyczne zapasy, co bardzo mnie cieszy. Ostatnio mam bana na zakupy kosmetyków pielęgnacyjnych, bo ich mam najwięcej, ale też najszybciej je zużywam.

A Wam co udało się zużyć w tym miesiącu?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 27 listopada 2013

Dzień Darmowej Dostawy - 2 grudnia...

Witajcie!
Nie wiem czy wiecie, ale już za kilka dni, a dokładnie 2 grudnia odbędzie się akcja Dzień Darmowej Dostawy. O co w niej chodzi? Otóż w tym dniu wiele sklepów online będzie miało darmową wysyłkę niezależnie od wartości zamówień, sposobu płatności i metody dostawy. W tamtym roku w tej akcji wzięło udział 1828 sklepów. Na obecną chwilę do akcji zgłosiło się już 2078 sklepów, a ich liczba ciągle wzrasta. Do wyboru jest wiele kategorii sklepów, np. zabawki, zegarki, sport, bielizna, książki i komiksy, AGD i RTV, a także uroda i zdrowie, czyli to co nas interesuje najbardziej ;-) To doskonała okazja na kupienie świątecznych prezentów bez potrzeby błądzenia po sklepach w świątecznym amoku i tłumie. Ja już pomału obczajam i planuję, co mogłabym kupić w tym roku. Szczerze mówiąc mam spore zapasy kosmetyczne więc ta dziedzina odpada. Skupię się raczej na czymś innym: książkach, YC, itp. Jeśli więc macie już upatrzone świąteczne prezenty, zachęcam Was do skorzystania z Dnia Darmowej Dostawy, aby oszczędzić i pieniądze i czas.


W sobotę na stronie Dnia Darmowej Dostawy powinna znaleźć się już pełna lista wszystkich sklepów biorących udział w tej akcji.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 26 listopada 2013

Wyniki pierwszego urodzinowego rozdania!

Tak jak obiecałam, postarałam się jak najszybciej zamieścić wyniki mojego pierwszego urodzinowego rozdania. Cieszę się, że zechciałyście wziąć w nim udział i na pewno nie było to ostatnie rozdanie, jakie zorganizowałam. Nie będę przeciągała i owijała w bawełnę więc ogłaszam wynik ;-)


Rozdanie wygrywa...





***






***






***






Serdecznie gratuluję i czekam na e-maila od Ciebie z adresem do wysyłki. Na wiadomość czekam do piątku do północy. Jeśli do tej pory nie dostanę od Ciebie odpowiedzi wylosuję kolejną osobę.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Żel pod prysznic o zapachu mandarynki i jogurtu Wellness & Beauty...

Witajcie!
W końcu mam czas żeby przysiąść i sklecić jakąś recenzję kosmetyczną. Ostatnio miałam bardzo mało czasu, dlatego posty pojawiały się rzadziej. Na szczęście teraz to się zmieni i posty będą regularne. Dzisiaj przychodzę do Was z recenzja Żelu pod prysznic o zapachu mandarynki i jogurtu Wellness & Beauty. Czy sprawdził się u mnie?


Kupując żele pod prysznic najważniejszym kryterium przy ich wyborze jest zapach i tak też było w tym przypadku. Skusiłam się na pyszny i delikatny zapach mandarynkowego jogurtu. Podczas kąpieli jest on dosyć dobrze wyczuwalny, jednak na skórze ten zapach już się nie utrzymuje. Co do działania to żel ten dobrze myje, bardzo dobrze się pieni, jest wydajny, nie podrażnia i nie wysusza. Ostatnio używałam żelu z Ziaji i po nim miałam trochę wysuszoną skórę, a tu nic takiego nie było.


Oczywiście w składzie żelu już na pierwszym miejscu znajdziemy SLS, jednak (jak już nie raz wspominałam) ten składnik w tego typu kosmetykach nie przeszkadza mi. Pod koniec składu możemy doszukać się ekstraktu z mandarynek, chociaż pewnie jest go niewiele. Żel ma kremową i troszkę gęstą konsystencję. Ta wersja zapachowa najbardziej przypadła mi do gustu, ponieważ inne żele z tej serii pachniały mi sztucznie i chemią. Tutaj zapach jest bardzo przyjemny i niechemiczny.


Żel ten kupiłam w promocji za ok. 4zł/200ml. Jego pojemność nie jest duża, a opakowanie jest bardzo poręczne więc na pewno dobrze spisze się podczas wyjazdów wakacyjnych. Mi żel bardzo przypadł do gustu i bardzo możliwe, że jeszcze nie raz po niego sięgnę. Żele pod prysznic schodzą u mnie najszybciej, nie mam też jednej ulubionej marki więc często sięgam po takie, których jeszcze nie miałam, ale też wracam do tych, które najbardziej przypadły mi do gustu.

Używałyście kiedyś tego żelu? A może polecacie inną wersję zapachową?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 23 listopada 2013

Przypomnienie o pierwszym urodzinowym rozdaniu!

Witajcie!
Ostatnio nie mam zupełnie na nic czasu, dlatego trochę ucichło na blogu. Na szczęście od poniedziałku zrobi się trochę luźniej więc spodziewajcie się nowych recenzji kosmetycznych i nie tylko. Dzisiaj chciałabym Wam przypomnieć o moim pierwszym urodzinowym ROZDANIU, w którym nadal możecie wziąć udział (do niedzieli do północy) i do czego gorąco Was zachęcam. Nagroda jaka jest każdy wie, ale już mam kilka małych dodatkowych gratisów, które zdobędzie zwycięzca tego rozdania ;-)


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 21 listopada 2013

Rossmann... -40% na kolorówkę od jutra!

Na pewno w ostatnim czasie już nie raz słyszałyście tę informację: od 22.11 do 28.11 w Rossmannie będzie 40% promocja na wszystkie kolorowe kosmetyki! Nie wiem jak Wy, ale ja już mam swoją małą listę kosmetyków, które planuję kupić. Są to głównie lakiery do paznokci, ale też chciałabym kupić podkład i puder Affinitone, błyszczyk, pomadkę i parę innych niezbędnych drobiazgów ;-) Jest to też doskonała okazja do kupienia mamie, siostrze czy przyjaciółce gwiazdkowego prezentu w postaci czegoś do makijażu. Jeśli więc miałyście w planach kupno kosmetyków kolorowych postarajcie się skorzystać z tej promocji, bo nie często się ona zdarza. Promocja zaczyna się jutro i będzie trwała okrągły tydzień więc spokojnie można coś ciekawego upolować. Swoje łupy pokażę Wam na początku przyszłego tygodnia ;-)


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 19 listopada 2013

Oczyszczająca maseczka z glinką z tureckiej łaźni termalnej Avon Planet Spa...

Tydzień temu pokazywałam Wam Głęboko oczyszczającą maseczkę błotną Avon Planet Spa (tutaj). Dzisiaj przyszedł czas na jej siostrę czyli Oczyszczającą maseczkę z glinką z łaźni termalne Avon Planet Spa. Zarówno tą, jak i poprzednią maseczkę, bardzo lubię i z obu jestem równomiernie zadowolona. Dzisiejsza maseczka jednak troszeczkę różni się od poprzedniczki. Zobaczcie same...


Maseczka zamknięta jest w plastikowej, miękkiej tubce, z której bez problemu wydobędziemy odpowiednią ilość kosmetyku. Bez problemu tubkę możemy także przeciąć, aby wydobyć z niej resztki kosmetyku. Konsystencja maseczki jest bardzo gęsta, ale aplikuje się ją bez żadnych problemów. Nałożenie jej na twarz nie sprawia problemu: wystarczy rozsmarować jej cienką warstwę na twarzy, zostawić na 5 minut, do czasu aż zaschnie, a potem zmyć ją letnią woda i cieszyć się oczyszczoną skórą.


A czym maseczka różni się od poprzedniczki? Jak widzicie ta maseczka ma to do siebie, że w pełni zasycha po kilku minutach, tworząc na twarzy delikatną skorupkę. Na szczęście nie jest to mocna skorupa, która nieprzyjemnie ściąga i wysusza nam twarz. Po zaschnięciu maseczka zmienia kolor na beżowy i wtedy możemy ją zmyć. Zapach tej maseczki bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ jest on taki trochę orientalny, ma coś w sobie z kadzidełek. Jest on bardzo przyjemny i nie szczypie w oczy, jak w przypadku niektórych maseczek.

Skład: 
Aqua, Hydrated Silica, Ethylhexyl Palmitate, Propylene Glycol, Glycerin, Isoceteth-, Cocoamidopropyl Betaine, Titanium Dioxide, Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Parfum, Peg-7 Glyceryl Cocoate, Dimethicone, Disodium EDTA, Menthyl Lactate, Moroccan Lava Clay, Amber Extract, Olea Europea (Olive) Fruit Extract, Potassium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, CI 77491, CI 77492, CI 77499.

Maseczka ma za zadanie dokładnie oczyścić naszą skórę z zanieczyszczeń, odświeżyć i ożywić ją bez wysuszania. W pełni się z tym zgadzam, ponieważ maseczka rzeczywiście bardzo dobrze oczyszcza nasza skórę. Pozostawia ja gładką, odświeżoną i zmatowioną. Jej zaletą jest to, że pomimo tego, iż całkowicie zasycha na twarzy, nie wysusza nam skóry.


Dla porównania ponownie wklejam zdjęcie obu maseczek, abyście mogły zobaczyć różnicę w ich wysychaniu. W swoim składzie maseczka zawiera marokańską glinkę, ekstrakt z bursztynu, oliwkę z oliwek. Niestety składniki te znajdziemy dopiero pod koniec składu. Maseczkę bardzo łatwo się zmywa, jest bardzo wydajna, a jej cena jest adekwatna do jakości (ok. 10zł/75ml).


Maseczkę stosuję 1-2 razy w tygodniu. Po jej zastosowaniu skóra jest dobrze oczyszczona, odświeżona i pozbawiona nadmiaru sebum. Podczas jej stosowania zauważyłam tez delikatny efekt rozgrzewający. Podczas jej używania nie zauważyłam przesuszenia skóry, czy tez podrażnienia. Nawet gdy zostawimy ja na kilka minut dłużej nie zrobi nam żadnej krzywdy. Plusem jest też to, że bardzo szybo zasycha, więc na pewno znajdzie uznanie u osób zabieganych i ceniących sobie szybkość aplikacji. Zarówno ta, jak i poprzedniczka, zrobiły na mnie pozytywne wrażenie i są moimi ulubieńcami wśród maseczek. 

Lubicie tego typu maseczki?

Przypominam Wam także o moim pierwszym urodzinowym rozdaniu, w którym nadal możecie wziąć udział. 


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

Ten artykuł przeczytacie także na: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/571/oczyszczaj-ca-maseczka-z-glink-z-tureckiej-a-ni-termalnej-avon-planet-spa

poniedziałek, 18 listopada 2013

Żel do higieny intymnej Green Pharmacy...

Witajcie!
Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję mojego nowego płynu do higieny intymnej. Może nie jest już taki nowy, bo używam go od jakiegoś miesiąca, ale w mojej łazience gości po raz pierwszy. Mowa tu o Łagodzącym żelu do higieny intymnej Green Pharmacy z szałwią lekarską i alantoiną.


Żel zamknięty jest w plastikowej butelce o pojemności 370ml z praktyczna pompką. Jego konsystencja jest średnio gęsta. Zapach jest delikatny, ziołowy, który nie jest chemiczny i drażniący. A co zapewnia nam jego producent?

"Do codziennej higieny intymnej. Nie zawiera mydła. Myje i nawilża. Delikatnie pielęgnuje. Daje uczucie komfortu i świeżości. Wygodny w użyciu. Naturalny odczyn zgodny z pH okolic intymnych, chroni przed podrażnieniami. Ekstrakt z szałwii łagodzi stany zapalne, alantoina przyspiesza gojenie drobnych ubytków śluzówki."

Całkowicie zgadzam się z zapewnieniami producenta.  Żel jest bardzo delikatny, dzięki czemu nie podrażnia, nie uczula, nie wywołuje pieczenia i swędzenia. Dobrze odświeża i oczyszcza. Nie zawiera parabenów i środków barwiących. Oczywiście od takiego żelu nie możemy oczekiwać, że wyleczy jakieś infekcje, ale od tego są inne specyfiki. Ten żel ma za zadanie dobrze oczyszczać i chronić i w tym przypadku sprawdza się bardzo dobrze.


Co prawda żel już na drugim miejscu w swoim składzie posiada SLS, ale mi jakoś on krzywdy nie robi więc jest ok. Wysoko w swoim składzie ma także ekstrakt z szałwii, który posiada właściwości zmiękczające, tonizujące i przeciwbakteryjne. Natomiast alantoina, która jest pochodną mocznika, działa regenerująco, ułatwia gojenie i odnowę uszkodzonego naskórka. Dodatkowo zmniejsza pieczenie i łagodzi zaczerwienienie skóry wrażliwej. Oba te składniki mają więc dobry wpływ na naszą skórę i na pewno źle na nią nie wpłyną, a wręcz przeciwnie.

Łagodzący żel do higieny intymnej Green Pharmacy kupiłam w Rossmannie za 4,99zł/300ml więc cena jest zachęcająca. Żel możemy praktycznie w każdej drogerii więc jest łatwo dostępny. Działa bardzo dobrze, a to dla mnie najważniejsze. Do tego jest bardzo wydajny. Lekko się pieni, ale w tego typu kosmetykach, duże pienienie się nie jest dobre. Z pewnością jeszcze nie raz do niego wrócę.

Miałyście ten żel? Co o nim sądzicie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

Artykuł ten przeczytacie także na: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/566/el-do-higieny-intymnej-green-pharmacy

niedziela, 17 listopada 2013

Kulturalna niedziela...

Ostatnimi czasy nie mam zbyt dużo czasu, ale staram się w miarę regularnie zamieszczać posty na swoim blogu. Dlatego dzisiejszy post będzie krótki i treściwy. Mam dla Was kilka poleceń kulturalnych więc zaczynamy :)

Na pierwszym miejscu jest książka, którą obecnie czytam "Tańczący z lwami. Moja afrykańska przygoda". Jej autorem jest Tony Fitzjohn, który całe swoje życie poświęcił pracy z lwami i ochronie dzikiej afrykańskiej przyrody. Ta pozycja książkowa spodoba się na pewno osobom lubiącym książki podróżnicze.


Kolejnym poleceniem jest utwór "Good luck" Basement Jaxx feat. Lisa Kekaula. Utwór jest dość specyficzny więc pewnie nie każda z Was lubi tego typu melodie, ale to są zdecydowanie moje klimaty.


Film, który mogę Wam polecić to horror "Obecność". Niestety tego typu filmów nie oglądam, bo dzięki mojej bujnej wyobraźni, od razu wkręcam sobie niestworzone historie. Dotrwałam do połowy tego filmu i resztę sobie podarowałam, ale nie oznacza to, że film jest kiepski. Wręcz przeciwnie. Jeśli ja nie mogę obejrzeć jakiegoś horroru oznacza to, że jest on naprawdę dobry ;-)


Niestety zdjęć w tym tygodniu nie robiłam wcale więc nie mam co Wam pokazać. Postaram się jednak poprawić i na następny tydzień uzupełnić braki.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 15 listopada 2013

BeBeauty Spa żel pod prysznic Bali...

Podczas ostatniej kosmetycznej promocji w Biedronce zaopatrzyłam się w peelingujący żel pod prysznic BeBeauty w wersji Bali. Jego zapach od razu mnie oczarował i przypadł do gustu. A jak jest z jego działaniem?


Żel zamknięty jest w plastikowej butelce. Zamknięcie jest dosyć solidne więc nic samoistnie nam z niego nie wyleci, bo przewróceniu się butelki. Konsystencja żelu jest średnia: nie za gęsta i nie za rzadka. Na pewno nie spływa z dłoni. Żel posiada w sobie delikatne peelingujące drobinki, które delikatnie peelingują ciało. Jeśli ktoś lubi mocne zdzieraki, to w tym przypadku na pewno się rozczaruje. Efekt zdzierania jest mały, jest to raczej taki przyjemny masaż :) Dla wrażliwców będzie idealny. Na szczęście drobinki bardzo dobrze oczyszczają ciało. Żel z pewnością nadaje się do codziennej kąpieli, ponieważ nie ma obawy, że zrobimy sobie nim krzywdę.


W składzie już na drugim miejscu znajdziemy SLS, jednak mi ten składnik w tego typu kosmetykach w ogóle nie przeszkadza. Fajnie, że w żelu znajdziemy także ekstrakty z egzotycznych owoców takich jak kwi, morela, kokos czy mango. Co do zapachu to żel zdobył u mnie największego plusa. Jego zapach jest intensywny, owocowy, orzeźwiający, egzotyczny. Niestety nie jest on trwały. Czuć go jedynie podczas kąpieli, a potem zaraz się ulatnia. Ten żel przypomina mi troszkę peelingujące żele z Joanny więc ich wielbiciele powinni przetestować też Biedronkową wersję.


Podsumowując żel spełnił moje oczekiwania: świetnie pachnie, delikatnie peelinguje, bardzo dobrze oczyszcza ciało, jest dosyć wydajny, jest łatwo dostępny, a do tego kosztuje niewiele. Na pewno nie raz zagości u mnie w łazience.

Miałyście ten żel? Lubicie?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

Artykuł dostępny jest także na: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/557/bebeauty-spa-el-pod-prysznic-bali

czwartek, 14 listopada 2013

Ładny z niego brzydal, czyli Wibo Express Growth nr 345...

Witajcie!
Dzisiejszy lakier, który ostatnio gościł u mnie na paznokciach jest kolorem typowo jesiennym. To Wibo Express Growth nr 345. Mogłabym go określić jako szarobury fiolet. Na początku nie lubiłam go, ale z czasem przekonałam się do niego. Niby wygląda niepozornie i brzydko, ale gdy bliżej mu się przypatrzymy dostrzegamy w nim coś ładnego i ciekawego.


Lakier kupiłam w tamtym roku i nie wiem czy obecnie jest dostępny w szafach Wibo. Kolor lakieru jest trudny do określenia, ponieważ w zależności od kąta padania światła, kolor ten mieni się wieloma odcieniami. W głównej mierze jest to fiolet, ale może być też szary, zielonkawy, niebieski. Trochę przypomina mi taką plamę benzyny ;-) Niestety mój aparat nie oddał całego uroku tego lakieru.



Na zdjęciach widoczne są dwie warstwy lakieru, które schną bez problemu. Pędzelek jest nie za szeroki i nie za cienki, więc łatwo się nim posługiwać. Na moich paznokciach utrzymał się 5 dni bez odprysków, jedynie końcówki były lekko starte. To raczej zasługa odżywki z Manhattanu, która posłużyła mi za bazę, ponieważ bez niej lakier niestety dosyć szybko odpryskuje. Lakier zmywa się bez żadnych problemów. Nie odbarwił mi też płytki paznokcia.


Lakier przypomina mi kameleona, który zmienia swe odcienie. Tak jest w przypadku tego lakieru i to mi się w nim bardzo podoba. Jest też trochę metaliczny, a w pełnym słońcu prezentuje się bardzo ładnie. Na jesienno-zimowy okres jest jak znalazł.


A czemu nazwałam go brzydalem? Bo po pierwszym pomalowaniu w ogóle mi się nie spodobał i odłożyłam go w kąt. Dopiero po jakimś czasie przeprosiłam się z nim i teraz na pewno nie raz zagości na moich pazurach ;-)

Lubicie tego typu kolory na paznokciach?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 13 listopada 2013

Mydło w płynieIsana Mango i pomarańcza...

Kosmetyki Isany należą do tej grupy, po które sięgam dosyć często. Lubie je za to, że są łatwo dostępne, niedrogie, a do tego czasami dorównują tym z wyższej półki. Potwierdzają regułę, że tanie nie znaczy złe. Dzisiaj o takim kosmetyku chcę Wam opowiedzieć, a mam na myśli Mydło w płynie Isana o zapachu mango i pomarańczy.


Mydło zamknięte jest w 500ml plastikowej butelce, zaopatrzonej w wygodną pompkę. Ma bardzo ładny owocowy zapach, który nie jest przesłodzony ani ciężki. Mydło jest wydajne więc taka butelka wystarcza mi na kilka miesięcy tym bardziej, że stosuję je jedynie do mycia rąk. Kupiłam je za całe 2,99zł więc cena jest jak najbardziej zachęcająca. Do tego znajdziemy go w każdym Rossmannie, a oprócz niego mamy do wyboru jeszcze kilka wariantów zapachowych.

Skład: 
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Chloride, Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, Glyceryl Oleate, Propylene Glycol, Mangifera Indica Fruit Extract, Styrene/Acrylates Copolymer, Parfum, Sodium Lactate, Citric Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, CI 155100.


Mydło nie wysusza, nie podrażnia i nie uczula. A nawet gdyby wysuszało to ja tego nie zauważyłam, bo po każdym myciu kremuję ręce. Bardzo dobrze myje i tak samo się pieni. Ma nie za gęstą, kremową konsystencję. Jedynym jego minusem jest to, że zapach mógłby być bardziej intensywny i dłużej utrzymywać się na skórze. Poza tym do tego mydła nie mam żadnych zastrzeżeń. Jego skład nie zachwyca, ale do rąk jest jak najbardziej ok. Na pewno nie raz jeszcze po nie sięgnę.

Lubicie mydła w płynie z Isany?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Głęboko oczyszczająca maseczka błotna do twarzy Avon Planet Spa...

Maseczki z Avonu z serii Planet Spa są moimi ulubieńcami. Obecnie mam ich 3, ale jedna już jest na wykończeniu i wkrótce zastąpi ją nowa. Tego typu kosmetyki staram się używać regularnie co 2-3 dni, pomimo tego te maseczki wystarczają mi na długi czas. Dzisiaj mam dla Was recenzję jednej z nich, czyli Głęboko oczyszczającej maseczki błotnej z minerałami z Morza Martwego Avon Planet Spa.


Maseczka zamknięta jest w miękkiej plastikowej tubce stojącej na głowie. Konsystencja maseczki jest bardzo gęsta, ale bez problemu aplikuje się ją na skórę. Jest koloru szarego i wygląda jak błoto. Zapach ma przyjemny, który nie piecze w oczy. Jak już wcześniej pisałam jest bardzo wydajna. Za swoją zapłaciłam 8,99zł/75ml, a obecnie kosztuje 9,99zł. Maseczka zawiera w swoim składzie kaolin, czyli glinkę białą, która jest jedną z najdelikatniejszych glinek i dobrze radzi sobie z nadmierną produkcją sebum, co możemy zauważyć stosując tę maseczkę. W składzie znajdziemy także glinkę bentonitową, tlenek cynku, sól morską, błoto termalne, dwutlenek tytanu, tlenek żelaza, itp.

Skład: 
Aqua, Kaolin, Glycerin, Bentonite, Alkohol denat., Butylene glycol, Talc, Dipropylene glycol, Stearyl alkohol, Behenyl alcohol, Phenoxyethanol, Xantham gum, Glyceryl stearate, Glyceryl distearate, Hydrated silica, Disodium EDTA, Parfum, Stearic acid, Potassium stearate, Silt, Maris sal, CI 77891, CI 77499, CI 77497, CI 77007.


A co zapewnia jej producent?
Maseczka pochłania nadmiar sebum, zmniejsza widoczność porów, pozostawiając skórę miękką, gładką i promienną.

Czy zgadzam się z tym? Oczywiście.  Po zastosowaniu maseczki skóra naprawdę jest miękka, gładka, odżywiona i matowa. Maseczka dobrze oczyszcza skórę, nie wysuszając jej przy tym. Może zupełnie nie likwiduje niedoskonałości, ale 'wycisza' je. Jeśli chodzi o aplikację, to rozprowadza się łatwo i tak też się zmywa. Po jej nałożeniu trzymam ją na twarzy ok. 10-20 min. W tym czasie maseczka delikatnie wysycha, ale nie tworzy skorupy na twarzy.


Dla porównania na powyższym zdjęciu jest jeszcze jedna maseczka z Avonu, o której napiszę innym razem. Chciałam Wam tylko pokazać, że ta opisywana dzisiaj, nie zastyga na skorupę, tak jak ta brązowa. Mam cerę mieszaną ze skłonnością do powstawania niemiłych niespodzianek i ta maseczka sprawdza się na niej bardzo dobrze. Oczyszcza ją, matowi, zmniejsza pory, wygładza i trochę goi wypryski, jeśli takie akurat mam. Nie podrażniła, ani nie spowodowała żadnej krzywdy na mojej skórze. Ostatnio moja cera unormowała się i nie mam z nią zbyt dużych problemów, chociaż czasami zdarzają się jakieś niemiłe niespodzianki. Myślę, że przypadnie do gustu osobom nie mającym zbyt dużych problemów z cerą, ale też takim, które borykają się z tłustą i problematyczną cerą.


Lubicie maseczki z Avonu z Planet Spa? Jeśli tak, to którą polecacie?

Przypominam Wam także o moim pierwszym urodzinowym rozdaniu ;-)

 
Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 10 listopada 2013

Mobile mix...

W tamtym tygodniu nie podrzuciłam Wam żadnych fotek, ponieważ świętowałam swoje pierwsze blogowe urodziny :-) Z tej okazji zorganizowałam dla Was małe rozdanie, na które serdecznie Was zapraszam. Nagrodą w tym rozdaniu są kosmetyki pielęgnacyjne i kolorowe, ale na pewno dołożę tam coś jeszcze dodatkowego ;-) 

 
Tymczasem zapraszam Was do obejrzenia mojego mixu zdjęć z mijającego tygodnia.


1. Najwyższy czas znaleźć nowy dom dla moich lakierów.
2. Smaczna i zdrowa przekąska: suszone figi i kaki.
3. Testowanie plasterków na wypryski.
4. A tu przekąska mojego psa: suchy chlebek :)


5. Czekacie na Dzień Darmowej Dostawy? ;-)
6. Testowanie elektrycznej szczoteczki Oral-B dzięki Trnd.
7. Złowione przez Mężusia :)
8. Dawno Milki tu nie było :-)

Udanego poniedziałku! Pozdrawiam Kasiaaa :-)

sobota, 9 listopada 2013

Kulturalna sobota...

Mijający tydzień zleciał mi bardzo szybko. Załatwianie nowych dokumentów dla Męża, zakupy, sprzątanie, leniuchowanie, odwiedzanie rodziny... Miałam 4 dni urlopu, a w ogóle tego nie odczułam. Na szczęście poniedziałek będzie jeszcze wolny więc jakoś to będzie ;-) Dzisiejszy post, jak co tydzień jest o kulturalnych poleceniach. Zaczynamy :)

Pierwsze moje polecenie to książka Marka Tomalika "Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia". To książka dla fanów dalekich i samotnych podróży. Ukazuje czytelnikowi piękno i tajemniczość Australii. Lubię książki tego typu więc nie mogło jej zabraknąć wśród moich przeczytanych egzemplarzy.


Kolejne polecenie to utwór Bastille feat. Ella "No angels". Lubię takie klimaty więc utwór od razu wpadł mi w ucho.


Film, jaki mogę Wam polecić to polska "Yuma" Piotra Mularuka. Lubię polskie filmy więc musiałam go obejrzeć. Opowiada on historię młodego chłopaka żyjącego po upadku PRL i próbującego jakoś radzić sobie w ciężkich czasach. W filmie widać jak zmieniał się styl życia Polaków na przełomie lat 80. i 90 więc tym bardziej polecam.


A na koniec mam dla Was fajną stronkę Tipy.pl, na której znajdziecie mnóstwo ciekawych pomysłów dotyczących dosłownie wszystkiego: jedzenia, urody, świąt urodzin, imprez, itp, itp. Naprawdę warto odwiedzić tą stronę, bo znajdziemy na niej domowe porady typu zrób to sam. Dla osób lubiących manualne zajęcia ta strona jest idealna :-)


Przypominam także o moim pierwszym urodzinowym  rozdaniu, do którego serdecznie Was zapraszam.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 8 listopada 2013

Kosmetyczni ulubieńcy października...

Październik już dawno minął, ale dopiero dzisiaj zabrałam się za post z moimi kosmetycznymi ulubieńcami minionego miesiąca. To mój pierwszy post tego typu, ale myślę, że teraz co miesiąc będzie się on pojawiał, bo sama lubię czytać u Was takie posty. Bardzo rzadko pojawiają się u mnie posty z kolorówką, ale tym razem w ulubieńcach miesiąca znalazło się kilka kolorowych kosmetyków. W sumie to nie pamiętam kiedy ostatnio zamieściłam tu recenzję czegoś z kolorówki, ale niedługo postaram się to zmienić ;-)


* Krem do rąk True Blue Spa Bath & Body Works - tego kremu używam od miesiąca kilkanaście razy dziennie i nadal mam go pół tubki. Jest mega wydajny i bardzo dobrze nawilża dłonie. Pozostawia na skórze przyjemną warstwę ochronną, która nie jest tłusta. Jest gęsty, ale łatwo się rozsmarowuje i szybko wchłania. Ma przyjemny zapach. Więcej możecie o nim przeczytać w osobnej recenzji.

* Otulające masło do ciała Pat & Rub - pisałam o nim osobną recenzję. Bardzo je lubiłam, niestety wylądowało już w październikowym projekcie denko. Przez cały październik codziennie się nim delektowałam. Dobrze nawilżało, pozostawiając skórę gładką, miękką i odżywioną. Do tego boski zapach wanilii i karmelu, przełamany nutą cytryny. Coś pięknego :)


* Malinowe masełko do ust Nivea - tego masełka, podobnie jak poprzedniego kremu używam kilkanaście razy w ciągu dnia i prawie nic go nie ubyło. Jest bardzo wydajne, a do tego pięknie pachnie malinową mambą. Świetnie nawilża usta, jest gęste, nie topi się pod wpływem ciepła. Ma spora pojemność więc na pewno jeszcze długo mi posłuży. Jeśli chcecie zapraszam do jego pełnej recenzji.

* Pomadka Artdeco - na początku nie byłam przekonana do niej, ale po jakimś czasie polubiłyśmy się. Jest w odcieniu nude, a na pierwszy rzut oka wygląda na ciemny nude. Dostałam ją od mamy i niestety nie ma na niej nr odcienia. Używam jej na co dzień, ponieważ nie rzuca się zbytnio w oczy i daje naturalny efekt. Fajnie nawilża też usta, co jest jej niewątpliwym plusem.


* Puder sypki transparentny Virtual - zdecydowałam się na transparentny odcień żebym mogła używać go zarówno w lato, jak i zimę, kiedy jestem opalona i bledsza. Bardzo fajnie matowi cerę, nadając jej świeży wygląd. Nie zapycha porów i nie tworzy efektu maski na twarzy. Jest bardzo bardzo wydajny i nie wiem czy uda mi się go kiedykolwiek zużyć :-)

* Maskara Dolls Lash Ultra Volume Wibo - bardzo fajny tusz za niewielkie pieniądze. Nadaje rzęsom naturalny i nienachalny wygląd. Nie skleja i nie osypuje się. Ma wygodną szczoteczkę, łatwą w obsłudze. Jest idealny na co dzień i dla osób, które nie mają wprawy w malowaniu rzęs. Mój jest już na wykończeniu, ale na pewno kupię go ponownie.

Mam nadzieję, że lubicie tego typu posty, bo teraz regularnie będę je zamieszczać na moim blogu :)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

czwartek, 7 listopada 2013

Wibo Wow Glamour Sand nr 1, czyli lakierowe cudo...

Witajcie!
Chciałabym Wam pokazać lakier, który ostatnio gościł u mnie na paznokciach i w którym zakochałam się od pierwszego pomalowania ;-) Jest to Wibo Wow Glamour Sand nr 1. Na pewno wiele z Was już go widziało w Rossmanowskich szafkach. Mi ten lakier najbardziej przypadł do gustu ze wszystkich dostępnych tam piasków więc nie mogłam przejść obok niego obojętnie i nie wrzucić go do koszyka. Lakier jest piękny, niestety bardzo ciężko jest to piękno uchwycić na zdjęciach. Mam nadzieję, że choć trochę mi się to udało.


Lakier zamknięty jest w klasycznej dla Wibo szklanej buteleczce. Pędzelek nie jest za wąski, ani za szeroki. Nie sprawia żadnych problemów podczas malowania paznokci. Konsystencja lakieru nie jest zbyt gęsta, ale też nie jest rzadka. Podczas malowania nie spływa z paznokci. Lakier dosyć szybko schnie jak na piasek, co jest jego kolejnym plusem.


Jak widzicie na zdjęciach lakier ma bardzo ciemną bazę. Zatopione są w nim brokatowe ciemnozielone drobinki, które razem z ciemną bazą dają piękny efekt. Taka czarna baza jest idealna na sezon jesienno-zimowy. Brokatu jest w tym lakierze sporo, ale na szczęście nie psuje to w żaden sposób efektu tego lakieru. W zależności od kąta padania światła dostrzeżemy tam także drobinki błękitne i fioletowe.


Aplikacja lakieru jest łatwa, szybka i bezproblemowa. Zawsze nakładam dwie warstwy lakieru i tak też zrobiłam w tym przypadku. Krycie jest bardzo dobre, nic nie smuży i nie ma prześwitów. Pod kolorowe lakiery zawsze nakładam bezbarwną bazę więc nie mam żadnych problemów ze zmywaniem tego typu lakierów. Wykończenie lakieru jest matowe, ale dzięki brokatowym, połyskliwym drobinkom ten mat nie jest mocno widoczny.


Po wyschnięciu lakieru widoczna staje się jego piaskowa faktura, którą ja bardzo polubiłam. Mimo dużej zawartości brokatowych drobinek lakier po wyschnięciu nie jest szorstki. Jeżeli chodzi o trwałość lakieru to u mnie ten lakier utrzymał się ok. 4 dni bez żadnych odprysków. Jedynie końcówki było lekko starte, ale nie było to zbytnio widoczne. Lakier pięknie się mieni w świetle i świetnie prezentuje się na paznokciach. Po prostu cudo!


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tego lakieru. Nadaje paznokciom piękny efekt, ma ładny kolor, jest trwały, bezproblemowo się go zmywa. Do tego jest łatwo dostępny i kosztuje niewiele, bo ok. 7zł. Nie wiem czy skuszę się na jeszcze jakiś inny kolor z tej serii, bo ten podoba mi się z nich wszystkich najbardziej, chociaż nie mówię nie ;-) Musicie mi uwierzyć na słowo, ale na żywo prezentuje się on jeszcze lepiej :)


Lubicie piaskowe lakiery? Bo ja coraz bardziej się do nich przekonuję. To jest mój drugi tego typu lakier, ale na pewno na tym nie poprzestanę ;)

Przypominam Wam także o moim pierwszym urodzinowym rozdaniu i zachęcam do wzięcia w nim udziału ;-)

 
Pozdrawiam Kasiaaa :-)