wtorek, 29 lipca 2014

Wszystkie odcienie różu na paznokciach...

Miały być kropki na paznokciach i były, ale szybko się zmyły ;-) Dlatego dzisiaj przychodzę do Was ze wszystkimi odcieniami różu na paznokciach. Oczywiście to nie wszystkie różowe odcienie lakierów jakie posiadam, ale te najlepiej do siebie pasowały, dlatego wszystkie wylądowały na paznokciach.


Lakiery, których użyłam to:
* Manhattan Lotus Effect (nr 55K),
* Safari (nr 42),
* Bell Fashion Colour (nr 808),
* Manhattan Lotus Effect (nr 51K),
* Manhattan Lotus Effect (nr 65K),
* Manhattan Pro Care (jako baza).


To mani to takie a'la ombre. Zebrałam do kupy różne odcienie różu od najjaśniejszego do najciemniejszego i tak pomalowałam nimi paznokcie. Na każdym paznokciu są dwie warstwy lakieru. Jak widzicie wszystkie dobrze kryją i nie smużą. Zmywa je się bez problemów i nie odbarwiają płytki paznokcia. Trzymają się też bez zarzutu kilka dni bez większych uszkodzeń.


Myślę, że takie mani przypadnie wszystkim lubiącym różowe barwy na paznokciach. Ja kiedyś nie wyobrażałam sobie, że tak dobrze będę się czuła z takimi kolorami na paznokciach. A jednak są to kolory, które najczęściej u mnie goszczą.


Takie mani można wykonać oczywiście też innymi kolorami. Ja różowych mam najwięcej więc te od razu poszły w ruch. Ostatni kolor może nie do końca jest różowy, bo to taki buraczkowy odcień, ale myślę, że fajnie komponuje się z resztą kolorów.


Podoba Wam się taka różowa tęcza na paznokciach?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 27 lipca 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Jak co tydzień przygotowałam dla Was małą porcję poleceń kulturalnych. Na początek mam jednak do Was pytanie: czy znacie strony, na których można bezpłatnie i bez konieczności rejestracji oglądać seriale online? Chodzi mi przede wszystkim o "Chirurgów", bo właśnie nadrabiam ich odcinki ;-)

Moje ostatnie odkrycie to Matt Corby i jego utwór "Brother". W tym przypadku utwór jest trochę zmiksowany, bo oryginał może nie wszystkim przypaść do gustu.


Jak wiecie lubię książki pisane na faktach, takie z życia wzięte, reportaże. "Trębacz z Tembisy" Wojciecha Jagielskiego to właśnie taka książka. Dwie historie przeplatające się w książce: historia Nelsona Mandeli i historia twórcy popularnych trąbek wuwuzeli Freddiego Maake, ukazują perypetie południowej Afryki i nieustającej walki o równe prawa wszystkich jej mieszkańców.


Jednym z moich ulubionych polskich filmów jest "Ogród Luizy". Oglądałam go już kilka razy i zawsze chętnie do niego wracam. Film do najnowszych nie należy, ale myślę, że części z Was się spodoba. Czy miłość gangstera do pacjentki zakładu psychiatrycznego jest możliwa? O tym przekonacie się oglądając ten film.


Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 23 lipca 2014

Matujący (chłodzący) krem-żel od Eveline...

Po kosmetyki marki Eveline nie sięgam zbyt często, dlatego nie wiem czego mogę się po nich spodziewać. Jakiś czas temu wpadł mi jednak w ręce krem do twarzy tej marki. Nie pokładałam w nich wielkich nadziei, ale też nie podchodziłam do niego zbyt sceptycznie. Jaki okazał się naprawdę Chłodzący krem-żel Pro Young Eveline?


Krem zamknięty jest w szklanym słoiczku o pojemności 50 ml. Jego konsystencja, jak sama nazwa wskazuje, jest kremowo-żelowa. Dzięki temu jest ona lekka, nietłusta i szybko się wchłania. Nie ma tu mowy o możliwości przetłuszczenia sobie tym kremem twarzy. Moja cera lubi się świecić i przetłuszczać więc zawsze oszczędnie nakładam kremy na twarz i jest to ilość niezbędna do prawidłowego nawilżenia mojej skóry. W przypadku tego kremu, tego kosmetyku nie muszę sobie żałować i bać się o przetłuszczenie skóry. Mogę nałożyć go większą ilość, a skóra będzie odpowiednio nawilżona, ale nie tłusta i nie przesuszona.


Jeśli chodzi o efekt matujący to u mnie jest on zauważalny. Nie jest to może efekt wow, ale widzę różnicę w porównaniu z innymi kremami tego typu. Efekt ten nie utrzymuje się przez cały dzień, ale biorąc pod uwagę obecną pogodę i moją przetłuszczającą się cerę, to i tak jestem z niego zadowolona. Zapach kremu jest delikatny i nie drażniący. Krem nadaje się jako baza pod makijaż.


Krem stosuję jedynie na dzień, bo na noc stosuję bardziej treściwsze kremy. Według producenta krem ma za zadanie matowić, nawilżać i oczyszczać naszą skórę. Z dwoma pierwszymi zapewnieniami zgadzam się, a co do drugiego to nie zauważyłam, aby krem jakoś szczególnie wpłynął na zmniejszenie moich porów. Na pewno nie zapchał mnie i nie przesuszył. A co do chłodzenia, to tego efektu nie poczułam. Ogólnie krem pozytywnie mnie zaskoczył i jeśli będę miała możliwość jeszcze raz go kupić, to na pewno to zrobię. Miałyście do czynienia z tym kremem? A może znacie jakieś inne dobre kremy matujące?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 21 lipca 2014

French w kolorowe kropki...

Wzięłam się w końcu za porządki w zdjęciach i dokopałam się do takiego oto kropkowanego, kolorowego frencha, który nosiłam na paznokciach jakiś czas temu. Musiało mi się bardzo nudzić skoro zabrałam się za takie kropki ;-)


Zdobienie może nie wygląda jakoś super efektownie z bliska, i widać jego mankamenty, jednak z daleka efekt jest dosyć fajny.


Do wykonania tego mani użyłam kilku kolorów. Kolory można dowolnie łączyć, dzięki czemu za każdym razem możemy uzyskać inny wygląd frencha.


Kropeczki robiłam sondą średniej wielkości. Na wierzch nałożyłam moją ulubioną odżywkę Manhattan Pro Care.


Ostatnio coś często chodzą za mną kropki, bo przymierzam się do kolejnego zdobienia, w którym główną rolę mają odgrywać właśnie kropeczki :)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

niedziela, 20 lipca 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie w ten piękny i upalny weekend!

Pogoda nas ostatnio rozpieszcza prawda? U mnie dzisiaj termometr pokazuje 34 stopnie :-) Dla uprzyjemnienia tych gorących dni mam dla Was kilka poleceń kulturalnych. Pierwsze, to nuta od Milky Chance czyli "Down by te River". Świetny ma głos ten wokalista :-)


Film, który mogę Wam polecić to "Biegnij chłopcze, biegnij". To dobre polskie kino, oparte na prawdziwej historii żydowskiego chłopca, któremu udało się uciec z getta. Wyrusza w podróż, aby ocalić swoje życie. Podczas niej spotyka ludzi, którzy dzielą się z nim wszystkim tym, co mają, mimo biedy, ale też spotyka ludzi, którzy nie mają w sobie za grosz empatii.


Książka "Biała gejsza" to historia dziewczyny wychowanej w zachodnim świecie, która chce na własnej skórze poznać świat gejsz we współczesnej Japonii. Wnika w świat wielkich pieniędzy, innych problemów i osobowości, alkoholu i narkotyków.



A tu kilka zdjęć z ostatniego tygodnia...


1. Pierwszy raz z panterką na paznokciach.
2. Póki co, tak wygląda nasza kuchnia ;-)
3. Przesyłka prosto z Chin.
4. Mimo upałów coś pokazało się w ogródku.

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 18 lipca 2014

Kolorowa panterka na paznokciach...

Przychodzę dzisiaj do Was z szybkim postem, a mianowicie ze zdobieniem, które ostatnio gościło na moich paznokciach. Ogólnie motyw panterki nie kręci mnie jakoś szczególnie i nie wiedziałam czy będę dobrze czuła się z takim wzorem na paznokciach. Postanowiłam więc nie robić panterki na wszystkich paznokciach, a jedynie na dwóch, żeby nie było jej za dużo. Myślę, że całość fajnie się razem komponuje i pasuje na wakacje.


Do zdobienia użyłam lakierów:
* biały Lovely Color Mania (nr starty),
* turkusowy Lemax Star (nr 23?),
* różowy Bell Fashion Colour (nr 808),
* złoty Lovely Snow Dust (nr 1),
* lakier podkładowy to odżywka Manhattan Pro Care.


Wzorek panterki wykonałam przy użyciu sondy z najmniejszą główką. Pierwszy raz wykonywałam panterkę na paznokciach więc nie jest ona idealna, ale mam nadzieję, że nie wygląda źle ;-) Do tego na środkowym palcu wspomogłam się tasiemką, aby przedzielić paznokieć na pół i pomalować różnymi kolorami dwie połówki paznokcia. Środek wypełniłam złotym piaskiem, również sondą, bo wtedy jeszcze nie miałam pędzelków do zdobień. Kilka dni temu przyleciał do mnie zestaw pędzelków prosto z Chin więc niedługo zabawię się trochę nimi, ale nie wiem co z tego wyjdzie ;)


Podczas wykonywania zdobienia okazało się, że wzór panterki jest bardzo prosty w wykonaniu i można go zrobić w różnych wariantach kolorystycznych. Ja na pewno jeszcze nie raz go wykonam. Ostatnio też coraz częściej sięgam po biały lakier. Zostało mi go już pół buteleczki i w planie mam zamiar zużyć go do końca. Standardowo skórki są pomalowane, bo zdjęcia zawsze robię na świeżo pomalowanych paznokciach ;-)


Podoba Wam się taka kolorowa panterka na paznokciach?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 11 lipca 2014

Brązujące masło do ciała Orzech & Bursztyn Bielenda...

Każda z nas marzy o ładnej opaleniźnie, szczególnie w okresie letnim, kiedy odkrywamy więcej ciała. Kiedyś lubiłam chodzić do solarium, jednak daleko mi było do zjaranego skwarka ;-) Solarium porzuciłam kiedy sięgnęłam po tabletki hormonalne i od tego momentu tam nie zaglądałam. Dlatego zaczęłam szukać kosmetyków, które mogłyby pomóc mi w zdobyciu ładnej opalenizny. Samoopalaczy trochę się obawiam więc sięgam po balsamy brązujące, które są łatwiejsze i przyjemniejsze w stosowaniu. Jednym z takich kosmetyków jest Brązujące masło do ciała Orzech & Bursztyn z Bielendy.


Masło zamknięte jest w klasycznym opakowaniu dla tego typu kosmetyków: plastikowym słoiku. Jego konsystencja jest maślana, ale lekka i nietłusta. Szybko się wchłania, pozostawiając skórę nawilżoną, gładką i jędrną. Zapach tego masła jest trochę trudny do określenia. Pachnie podobnie do innych balsamów brązujących, ale zapach jest delikatniejszy, łagodniejszy, przyjemny i nie zajeżdża typowym aromatem spalonej skóry ;-)


Jeśli chodzi o efekty, to masło sprostało moim oczekiwaniom. Nadaje skórze efekt delikatnej i nienachalnej opalenizny. Nie jest to odcień ani pomarańczowy, ani żółty, których zawsze obawiam się podczas aplikacji balsamów brązujących. Dużym plusem tego masła jest to, że nie brudzi ubrań. Dodatkowo, nie tylko nadaje skórze ładny odcień, ale też nawilża ją.


W składzie możemy znaleźć masło kakaowe, ekstrakt z łupiny orzecha włoskiego, olej z nasion makadamii, ekstrakt z bursztynu, olej palmowy.


Po samoopalacze jeszcze nie sięgałam, bo boję się, że będę je źle aplikowała i porobią mi się brzydkie plamy. Masło stosuję jedynie na nogi, ponieważ one najwolniej mi się opalają i na tej części ciała masło z Bielendy sprawdza się bardzo dobrze. Myślę, że balsamy brązujące są dobrą alternatywą dla osób, które nie lubią lub nie mogą korzystać z kąpieli słonecznych, a tym bardziej dla solarium.

Używacie balsamów brązujących? Czy macie inne sposoby na ładną opaleniznę?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 8 lipca 2014

Lilianka, która skradła me serce...

Lakiery holograficzne szturmem podbijają blogosferę. Są nietypowe, niepowtarzalne i oryginalne. Dają ciekawy efekt na paznokciach, a w promieniach słonecznych ukazują nam swoje drugie oblicze. Tak było też w przypadku lakieru Colour Alike o wdzięcznej nazwie Lilianka. To mój pierwszy lakier tego typu. Wraz z nim zamówiłam jeszcze 3 inne lakiery holograficzne, ale o nich będzie później. Jeszcze tego samego dnia, w którym otrzymałam lakiery, pomalowałam nim paznokcie. I jak moje pierwsze wrażenia? Przepadłam!


Lilianka o numerze 511 na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie. Ot taka lekko połyskująca, rozjaśniona lawenda. Powiedziałabym o niej nawet srebrna lawenda, bo z daleka trochę przypomina srebrny kolor. Jednak kiedy przyjrzymy się jej z bliska, w słońcu, zobaczymy w niej mnóstwo mieniących się drobinek w różnych kolorach.


Efekt w pełnym słońcu jest po prostu piękny :-) Lakier, pomimo dosyć jasnej barwy, świetnie kryje przy dwóch warstwach. Schnie dość szybko, na dobrym podkładzie wytrzymuje 5 dni bez większych uszkodzeń i zmywa się go bez problemu.


Lakier bardzo, bardzo przypadł mi do gustu ze względu na swoją drugą odsłonę. Na pewno nie był to mój pierwszy i ostatni zakup w Colorowo. Kiedy miałam pomalowane nim paznokcie, co chwilę na nie zerkałam, bo napatrzeć się nie mogłam ;-)


Lubicie holograficzne wykończenie lakierów?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Tygodnik kulturalny...

Witajcie!

Piękną mamy w końcu pogodę, prawda? Ja lubię upały chociaż męczą mnie. Brakuje tylko letnich burz (już u mnie grzmi!) i będzie świetnie, bo lubię spać przy takich zjawiskach atmosferycznych ;-) Weekend poświęciłam porządkom i leniuchowaniu, dlatego nie zamieszczałam żadnych postów. Dzisiaj mam dla Was porcję poleceń kulturalnych więc zaczynamy...

Ostatnio nadrabiam filmowe zaległości i często udaje mi się obejrzeć co dzień jakiś film. Ostatni, który najbardziej przypadł mi do gustu to "Zniewolony". Porusza on tematykę niewolnictwa XIX. Ogólnie nie potrafię sobie wyobrazić jak ludzie mogli traktować innych tylko dlatego, że mają inny kolor skóry. Takie rzeczy w głowie mi się nie mieszczą. Film jest naprawdę bardzo dobry. Znajdziemy w nim świetną grę aktorską, konkretny temat, emocje i wzruszenie. Polecam.


Utwór, który przypadł mi do gustu to Mama Selita i "Na pół". A Patryk Rybarski, który gra główną rolę w teledysku pokazał klasę. Mogę tylko skomentować to w ten sposób: dobre, bo polskie!


Nie często sięgam po polską literaturę. Czasami się na coś skuszę, ale nie oczekuję po niej niczego wielkiego. Książka, którą ostatnio przeczytałam to "Bóg nosi dres" Piotra Sendera. Czyta się ją jednym tchem. To świat widziany oczami typowego - nietypowego dresa, z trudną przeszłością, która ukształtowała go w człowieka z zasadami i swoimi poglądami. Nie wszystkim może przypaść do gustu 'lajtowy' język tej książki, przez który może wydawać się płytka i bezwartościowa, jednak nic bardziej mylnego. Niby taki zwykły dres, a przesłanie jest ;-)



Mam też kilka fotek z minionego tygodnia...




1. Nie wiem skąd w moim ogródku wzięły się maki ;-)
2. Gotowany bób - pychota!
3. Nowe woski YC :)
4. Ogromniasty dmuchawiec.


5. Maślane różyczki w moim wykonaniu.
6. Piękna Lilianka od Colour Alike.
7. Taki widok będziemy mieć z salonu :)
8. Pozdrowienia o Milki ;-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

piątek, 4 lipca 2014

Piątki pachnące Yankee Candle: Lovely Kiku...

W końcu pogoda jest iście wakacyjna! Słonko grzeje, żadnych chmur więc można trochę się poopalać. Dla tych, którzy nie lubią wygrzewania się w słońcu mam propozycję umilenia sobie pobytu w domu ślicznym zapachem, jakim jest wosk Yankee Candle Lovely Kiku.


Oto co pisze o nim producent:

"Wbrew pozorom kwiat wiśni nie jest jedynym, florystycznym symbolem Japonii. Równie istotny jest kwiat chryzantemy, nazywanej przez Japończyków „kiku”. Połączenie tych dwóch pachnących, bardzo urodziwych odmian stało się dla Yankee Candle aromaterapeutyczną inspiracją. Efektem sprawnego zmieszania esencji kwiatu wiśni i nut wydobytych z płatków fioletowej chryzantemy jest bardzo wiosenna, odświeżająca propozycja. Wyrafinowanego smaku nadają jej ciepłe, lekko pieprzne akordy waniliowe. To dzięki nim wosk Lovely Kiku jest tak interesujący, azjatycki i zawierający w sobie wszystko to, co w Japonii jest najlepsze i najbardziej pociągające."


Zapach należy do typowo kwiatowych. Nie spodziewałam się, że zapach chryzantemy może być aż tak ładny. Jest wyrazisty, subtelny, słodki, ale nie przesłodzony i bardzo kobiecy. Przypomina mi zapach damskich perfum: uwodzicielskich, ale i dziewczęcych. Wystarczy mały kawałeczek wosku, aby móc cieszyć się pięknym zapachem w całym pomieszczeniu. Zapach na pewno nie jest męczący i drażniący. Wręcz przeciwnie! Za każdym razem kiedy go odpalałam w powietrzu unosił się śliczny, przyjemny aromat kwiatów. Wosk jest intensywny więc mi wystarczało kilkanaście minut jego palenia, aby wydobyć z niego zadowalającą moc. Do tego jeden mały kawałeczek wosku odpalałam kilkukrotnie, bo za pierwszym razem w ogóle nic nie stracił ze swojej intensywności.


Lovely Kiku to typowo kobiecy zapach, ale myślę, że i mężczyznom przypadnie do gustu. Polubią go osoby preferujące kwiatowe aromaty. Mi on bardzo przypadł do gustu i cieszę się, że go nabyłam, bo jest on po prostu lovely ;-)


Ten, jak i pozostałe woski recenzowane na moim blogu, pochodzą ze sklepu Goodies.


Znacie ten zapach?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

środa, 2 lipca 2014

Nowości czerwcowe...

Wczoraj pokazywałam Wam mój czerwcowy projekt denko. Dzisiaj więc przyszła pora na czerwcowe nowości, które do mnie przybyły. Nie było tego dużo z czego jestem bardzo zadowolona, bo pomału ograniczam się w kosmetycznych zakupach.


Kosmetyki, które kupiłam w Rossmannie i Biedronce to:
* Morelowy peeling Soraya - miałam kiedyś podobny i byłam z niego zadowolona, bo świetnie usuwał martwy naskórek.
* Suchy szampon Isana - to moje drugie opakowanie tego szamponu. Kupuję go jedynie w promocji za 5,99 zł. Jak na Isanę to nawet dobrze radzi sobie z odświeżeniem włosów. To taki awaryjny kosmetyk więc nie używam go często.
* Arbuzowy peeling do ciała Bielenda - peelingów do ciała nigdy dość, a ten ma podobno bardzo fajny zapach. Póki co czeka na swoją kolej, bo teraz używam porzeczkowego peelingu z Joanny.
* Oliwka do ciała Babydream - po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii na jej temat, postanowiłam na własnej skórze przekonać się o jej skuteczności.
* Antyperspirant Nivea Stress Protect - to moje pierwsze zetknięcie z tym produktem. Mam nadzieję, że sprawdzi się, chociaż od kiedy używam blokera z Ziaji nie mam problemów z nadmierną potliwością.
* Płyn do higieny intymnej Facelle - zużyłam już kilka jego opakowań i zawsze do niego wracam.


Powyżej widzicie moje pierwsze razy ;-) Pierwsze zamówienie lakierów Colour Alike z Colorowo gdzie do koszyka wpadły mi: Holo Top, Lilianka, Wata cukrowa, Zmierzch. Aktualnie mam na paznokciach Liliankę i jestem nią oczarowana :) Kolejny pierwszy raz to pierwsze zamówienie na eBay. W końcu założyłam PayPala więc musiałam na coś się skusić. A kupiłam tasiemki do zdobień w cenie 0,99 $ czyli 2,95 zł za 10 sztuk tasiemek. Każda tasiemka jest w innym kolorze. Przesyłka była oczywiście darmowa. Myślałam, że dłużej będę czekała na taką przesyłkę z Chin, albo w ogóle nie dojdzie, ale czekałam na nią tylko tydzień więc dokonałam już kolejnych małych zamówień ;-)


Ostatnie zdjęcie pokazuje moją wygraną w rozdaniu u Lili, posiadaczki bloga Kobieca-strefa. Moja wygrana składa się z Jabłkowo-cynamonowego peelingu do ciała Balea, Szamponu do włosów z figą i olejem makadamia Alterry, Kremu nawilżającego z Himalya i zestawu próbek. Do tego był jeszcze wosk YC Pink Dragon Fruit, ale niestety nie załapał się do zdjęcia, bo zapomniałam o nim, a leży już sobie w pudełku i czeka na odpalenie. Nagrodę wygrałam dzięki przesłaniu filmiku, który za każdym razem gdy go oglądam, wzrusza mnie. Z resztą zobaczcie same...


Czyż nie jest on słodki? No i widać, że jest szczęśliwy :-)

Pozdrawiam Kasiaaa :-)

wtorek, 1 lipca 2014

Czerwcowy projekt denko...

Czerwiec za nami więc pora na czerwcowy projekt denko. Myślałam, że w czerwcu zużyję mało kosmetyków, jednak pod koniec miesiąca troszkę się ich uzbierało. W końcu wzięłam się za zużywanie próbek i mini produktów i to postanowienie postaram się nadal realizować.


Oto co udało mi się zużyć w czerwcu...


W kategorii ciało znalazło się najwięcej pustaków i znalazły się wśród nich:
* Pianka do golenia Isana Sensitiv - zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tymi piankami. Poprzednia wersja brzoskwiniowa w ogóle nie przypadła mi do gustu. Ta była trochę lepsza, ale i tak szału nie ma. Raczej więcej po nią nie sięgnę, bo wolę w tym celu używać odżywki do włosów, która jest o niebo lepsza.
* Mini żel i peeling do ciała - nie wiem skąd się wzięły w mojej łazience, ale pewnie to moja siostra poczyniła taki nieudany zakup. Te maluchy są okropne i zużyłam je do mycia rąk. Zostało mi jeszcze kilka takich małych opakowań, ale powoli dobijam do ich dna ;-)
* Mini mleczko pielęgnujące Johnson's Baby - fajne mleczko, które dobrze nawilża. Ma przyjemny zapach i jest dosyć wydajne.
* Żel pod prysznic Balea Brazylijskie mango - uwielbiam żele z Balei i chyba zdania na ich temat nie zmienię! Mają świetne zapachy, bardzo dobrze się pienią, nie wysuszają skóry i są dosyć wydajne. Do tego kusza oko kolorowymi opakowaniami. Jedyny minus to brak dostępu do nich w PL.
* Żel pod prysznic Balea Med - ten żel przeznaczony jest dla wrażliwców. Jest bardzo delikatny, ale dobrze myje i pieni się. Ma delikatny zapach, ledwo wyczuwalny.
* Mini żel pod prysznic o zapachu melona (marki nie pamiętam) - przyjemny żel o typowo melonowym zapachu.
* Mini żel pod prysznic Alterra Granat i aloes - przyjemny zapach, dobre działanie.
* Multifunkcyjny balsam do ciała 10 w 1 AA - to 10 w 1 nie wiem co ma oznaczać, bo balsam dobrze nawilżał i średnio pachniał. Więcej jego właściwości nie dostrzegłam ;-)
* Próbka żelu pod prysznic Original Source.


W kategorii twarz i włosy znalazły się:
* Witaminowy szampon do włosów Isana - taki zwykły szampon. Dobrze oczyszczał włosy, ale nic więcej z nimi nie robił.
* Krem do cery wrażliwej i problemowej na bazie mleka klaczy Epona - pisałam o nim tutaj. Bardzo dobry krem o dobrym składzie, który świetnie nawilżał, nie zapychał i nie szkodził mojej cerze.
* Próbka i mini krem Vichy Aqualia Thermal - bardzo dobry krem, który świetnie nawilża, pozostawiając skórę twarzy gładką, jędrną i odżywioną, ale nie tłustą.
* Płatki kosmetyczne Carea - standard denkowy :-)


W kategorii kolorówka znalazły się:
* Lakier pękający Lovely Special Effect - użyłam go kilka razy, ale potem rzuciłam w kąt i tak zgluciał, że nie da się z nim nic zrobić więc ląduje w koszu.
* Odżywka do paznokci Killy's - fajny bezbarwny lakier, który chyba jako jedyny zużyłam prawie do samego dna.
* Maskara Lovely False Lashes - moja ulubiona maskara. daje fajny efekt naturalnych rzęs. Ładnie je podkreśla i wydłuża, nie sklejając ich. Do tego kosztuje niewiele i znajdziecie ją w każdym Rossmannie. Polecam!

Tak wygląda moje całe denko czerwcowe. Myślę, że końcówy wynik nie jest zły, tym bardziej, że zaczęłam zużywać próbki. Oby tak dalej ;-)

A jak tam Wasze kosmetyczne zużycia?

Pozdrawiam Kasiaaa :-)